Do tragedii doszło w październiku ubiegłego roku w Falenicy. Mateusz G. miał zamordować swoich rodziców, bo ciągle mieli pretensje, że rzucił studia i zaczął pracować w restauracji sieci fast food. W momencie popełniania przestępstwa, jak powiedział śledczym, wpadł w szał, bo już nie mógł wytrzymać narzekań rodziców na to, że nic w życiu nie osiągnął.
Jak opowiadali śledczym sąsiedzi rodziny, byli to normalni ludzie. Ojciec Mateusza zajmował się budowlanką, matka pracowała w szkole podstawowej. Mieli po 49 lat. Oprócz syna Mateusza, mieli jeszcze drugiego syna w wieku 17 lat i córkę w wieku 23 lat. Oboje byli świadkami tragedii, do jakiej doszło w ich rodzinnym domu. Zeznawać przed sądem nie chcieli.
Mateusz G. po jednej z kolejnych kłótni z ojcem wyciągnął nóż kuchenny i go zaatakował. Matka zginęła, gdy próbowała ratować męża. Mateusz w chwili popełniania zbrodni był trzeźwy.
Mateusz G. został poddany obserwacji lekarzy psychiatrów. Po kilku tygodniach wydali opinię - mężczyzna w momencie popełniania przestępstwa miał zniesioną poczytalność, czyli, jak wyjaśnia Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, nie był zdolny do rozpoznania znaczenia swoich czynów oraz pokierowania swoim postępowaniem. Biegli rozpoznali u niego ponadto skomplikowane zaburzenia psychiczne.
Rzecznik zdradził, że według biegłych G. może zabić jeszcze raz, dlatego będą wnioskować o umorzenie postępowania oraz umieszczenie podejrzanego w zakładzie psychiatrycznym.
Byłeś świadkiem niepokojącego zdarzenia? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl