Karetka pogotowia zabrała męża pani Krystyny do szpitala. Diagnoza: zagrożenie życia. Lekarze - jak opowiadała kobieta - stwierdzili jednak, że nie ma potrzeby hospitalizacji mężczyzny i wypisali go do domu... w piżamie.
Sprawę opisał serwis Wawalove. Jak mówiła pani Krystyna, jej małżonek trafił do szpitala św. Anny w Piasecznie z biegunką i wymiotami, wielokrotnie też tracił przytomność. W szpitalu podłączono go do kroplówki i zbadano krew. Jeszcze tego samego dnia kobieta usłyszała przez telefon, że ma odebrać męża. Było już po 23, a pani Krystyna była w domu z gorączką i niepełnosprawnym synem.
- Lekarz nie chciał ze mną rozmawiać - opowiadała nam pani Krystyna. - Po prostu rozłączył się, stwierdzając, że mąż jest zdrowy i nie widzi wskazań do zatrzymania go w szpitalu - mówiła.
Mężczyźnie nie przepisano żadnych lekarstw, skierowano do lekarza pierwszego kontaktu. - Lekarz rodzinny wezwany do domu w późniejszym terminie stwierdził zapalenie płuc u mojego męża i u mnie - dodała pani Krystyna, która opisała swoją historię na Facebooku.
- U pana Andrzeja przeprowadzono niezbędne badania i zaopatrzono go zgodnie z aktualną wiedzą medyczną oraz stosownie do schorzenia - mówiła Wawalove rzecznik szpitala Anna Szewczuk-Łebska. Jak dodała, lekarz ocenił, że pacjent nie wymaga hospitalizacji. - Nie było wskazań do użycia transportu medycznego w celu odwiezienia pacjenta do domu - dodała.
Jak zaznaczyła rzecznik, lekarz próbował poinformować żonę pacjenta o możliwości powrotu do domu, jednak "kontakt werbalny był utrudniony". Szewczuk-Łebska podkreśliła, że każdy sygnał od pacjentów traktowany jest poważnie i zawsze istnieje możliwość złożenia oficjalnej skargi.
Jak oceniacie stołeczną służbę zdrowia? Macie historie, którymi chcielibyście się podzielić? Piszcie na listy_do_metrowarszawa@agora.pl.