Pierwszy taki przypadek w Polsce. Makabryczny billboard zniknął z ulicy. "Musieliśmy uruchomić plan B"

Radni Lesznowoli doprowadzili do usunięcia billboardu ze zdjęciami martwych płodów z nośnika reklamowego. To sytuacja bez precedensu. "To sukces nas wszystkich" - mówi radny Marcin Kania.

Mieszkańcy Lesznowoli skarżyli się, że antyaborcyjne billboardy fundacji Pro - prawo do życia nie powinny być umieszczane w przestrzeni publicznej. Jeden z billboardów wisiał na terenie gminy. Radni podzielali wolę mieszkańców i postanowili zadziałać. 

Jak donosi "Stołeczna", okazało się, że teren, na którym znajdował się billboard, jest dzierżawiony przez spółkę SETE, która ma podpisaną umowę z innym, prywatnym właścicielem nośnika. 

Wyłączyliśmy oświetlenie w billboardzie

Informację potwierdza radny gminy Marcin Kania. - Billboard ukazał się przy głównej ulicy w gminie, ul. Puławskiej ok. 10 stycznia. Gdy dotarły do mnie głosy oburzonych mieszkańców, pojechałem, żeby sprawdzić, czy billboard rzeczywiście tam jest. Był. Sprawdziłem, na jakim znajduje się terenie. Okazało się, że to obszar prywatnej firmy SETE, która z właścicielem nośnika reklamowego miała osobną umowę - opowiada Kania.

Jak dodaje radny, firma wystąpiła do właściciela nośnika z pismem wzywającym do usunięcia billboardu. Nie było żadnej reakcji. - Musieliśmy uruchomić plan B. Wstrzymaliśmy dostawę energii - wyłączyliśmy oświetlenie billboardu - mówi Kania. Po dwóch - trzech dniach, jak informuje, firma SETE samodzielnie zdjęła billboard.

Jak wyjaśnia radny, obecność billboardu wywołała ogromne oburzenie. - Wszyscy się bardzo ucieszyli, że billboard został usunięty. To sukces nas wszystkich - potwierdza Kania. 

Postępowanie w sprawie billboardy prowadziła również Komenda Policji w Lesznowoli.

Oburzające billboardy - kampania

Billboardy z martwymi płodami są rozwieszane w całej Polsce. W metrowarszawa.pl pisaliśmy wielokrotnie o samochodzie oklejonym plakatami zaparkowanym na jednym z miejsc postojowych przed szpitalem Orłowskiego na warszawskim Śródmieściu. Na terenie Warszawy billboard z martwymi płodami pojawił się również przy ul. Płowieckiej.

Czytaj więcej: Ogromny billboard z martwym płodem przy jednej z największych arterii w stolicy. "Mamo, co to jest?"

Kobiety, z którymi rozmawialiśmy, które zobaczyły zdjęcie, nie kryły oburzenia. "Gorzej jak któraś z nas to przeszła. To po prostu cholernie przykre" - mówiła pani Izabela. 

W przypadku billboardu przy Płowieckiej wszyscy byli bezradni. Komisja Etyki Reklamy, która rozstrzyga o zgodności przekazów reklamowych z Kodeksem Etyki Reklamy, nie nie może zrobić z billboardami fundacji, gdyż - celem fundacji nie jest zwiększenie zbytu produktów czy korzystania z usług, więc billboard nie jest reklamą w rozumieniu Kodeksu Etyki Reklamy.

Nie wystarczy wysłać interpelacji

Na wojnę z billboardami poszli również radni z Krakowa. Na razie jednak ich działania nie skończyły się sukcesem. Jak informuje Kania, o obecności oburzających billboardów czy plakatów mieszkańcy zawsze powinni informować zarówno policję, jak i radnych gminy. - Trzeba sprawdzić, do kogo należy grunt i nośnik i skontaktować się bezpośrednio z właścicielami. Jeśli wykażą się chęcią współpracy, jak w naszym przypadku, to wszystko można załatwić - wyjaśnia Kania.

Widziałeś billboardy Fundacji Pro - prawo do życia? Co sądzisz o umieszczaniu tego typu przekazów w przestrzeni publicznej? Napisz do nas: metrowarszawa@agora.pl

Jak wygląda życie tancerza baletowego?

Więcej o: