W piątek w południe komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji wydała decyzję ws. kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Kilkunastu beneficjentów decyzji zwrotowej ma teraz oddać miastu ponad 15 mln zł. Wśród nich są mąż i córka Hanny Gronkiewicz-Waltz.
CZYTAJ WIĘCEJ: Komisja ws. kamienicy Waltzów. "Decyzje prezydent wydane z naruszeniem prawa". Mają oddać miastu 15 mln
Po 14 do decyzji komisji odniosła się sama prezydent Warszawy. - Pan Jaki ma określony cel: zostać prezydentem Warszawy - mówiła podczas zwołanej konferencji prasowej. - Szczerze przyznał, że chce mnie wyłączyć z życia publicznego. Chce się bezkarnie bawić w państwo. Uważa, że państwo to on! - dodała.
Kamienica miała być zreprywatyzowana z naruszeniem prawa - orzekła w piątek komisja. Jak mówił jej przewodniczący, Patryk Jaki, komisja zdecydowała też o nałożeniu na beneficjentów obowiązku zwrotu równowartości nienależnego świadczenia. Mają oddać kasie miasta łącznie dokładnie 15 375 259 zł.
- Dlaczego komisja nie przesłuchała żadnego z byłych burmistrzów dzielnic? Co, boją się? - pytała Gronkiewicz-Waltz. Burmistrzami w czasie decyzji o zwrocie kamienicy byli m.in. Mariusz Błaszczak, Jacek Sasin i Jarosław Zieliński. - Jedynym z przesłuchanych kilkunastu spadkobierców był mój mąż - mówiła.
- Jak można wytłumaczyć fakt, że komisja nie przesłuchała żadnego z byłych burmistrzów, którzy notabene są teraz prominentnymi działaczami PiS? Jak można wytłumaczyć fakt, że żaden urzędnik, który tę decyzję przygotował i podpisał, nie został przesłuchany? - pytała prezydent.
Polityk podkreślała, że decyzja o zwrocie budynku została podjęta za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. - To co dzisiaj usłyszeliśmy z ust członków komisji, tych pisowskich, to nieudolna próba wybielenia urzędników Kaczyńskiego. Żaden z nich nie został przesłuchany, jest to zatem typowa dla PiS próba odwrócenia kota ogonem - podkreślała.
Jak czytamy w oświadczeniu, słowa komisji to zdaniem ratusza "nieudolna próba wybielenia urzędników Lecha Kaczyńskiego, z których żaden nie został przesłuchany". Prezydent zarzuca Sasinowi czy Mariuszowi Kamińskiemu, że w 2007 r. dostali od lokatorów pisma, ale nie podjęli żadnych działań.
Akta sprawy miały krążyć między Samorządowym Kolegium Odwoławczym, Wojewódzkim Sądem Administracyjnym a Naczelnym Sądem Administracyjnym. W 2010 r. prokuratura miała zgłosić sprzeciw w sprawie, ale SKO nie uchyliło decyzji reprywatyzacyjnej.
Jak dodała Gronkiewicz-Waltz, nie miała żadnej wiedzy na temat nieprawidłowości. - Poza informacjami, które pojawiały się w mediach - mówiła Gronkiewicz-Waltz.
Po odczytaniu oświadczenia prezydent wyszła z pomieszczenia. Nie było czasu na dla mediów, - Czy pani się odwoła do sądu, pani prezydent? - dało się słyszeć jeszcze pytanie. Pozostało bez odpowiedzi.