Historię Agnieszki i Radka opisała dziennikarka WP. Para opowiedziała całą historię związaną z mieszkaniem i, co najciekawsze, przekazała im także trzy zeszyty, w których pracownice domu publicznego zapisywały swoje uwagi o klientach.
Para z Warszawy kupiła mieszkanie w stolicy po okazyjnej cenie. Lokal kosztował mało, bo wcześniej mieściła się w nim agencja towarzyska. Przez wiele miesięcy nowi lokatorzy musieli zmagać się z byłymi klientami, którzy nie wiedzieli jeszcze, że ich ulubione miejsce się zamknęło. Jednak nie to zszokowało ich najbardziej.
Pani Agnieszka mówi, że podczas sprzątania kuchni znalazła coś, czego się nie spodziewała. W półce pod piekarnikiem trafiła na trzy zeszyty - każdy pełen informacji o klientach kobiet pracujących w agencji. Setki adresów i numerów telefonu oraz komentarze.
W jednym zeszycie pracujące dziewczyny zapisywały ostrzeżenia, które nazywały "minami". Z notatek wynika, że mężczyźni nie chcieli płacić. Inni uważali, że za seks z trzema mężczyznami można zapłacić jak za seks z jednym - "Trzech typów za jedne pieniądze" - napisano przy tym adresie. Dziewczyny z agencji miały nie jeździć także do klienta na Brzeskiej, bo była tam "kompletna melina".
Pracownice opisały też przypadek mężczyzny, który robił sobie zawody. Zamawiał prostytutki z kilku różnych agencji i wpuszczał do mieszkania tylko tę, która zjawiła się jako pierwsza. Reszta musiała wyklinać go za stracony czas i pieniądze wydane na transport.
Czasem kobiety trafiały na sytuacje kłopotliwe, np. żonę. Jedna z pań opisała swoje zlecenie, podczas którego drzwi zamiast klienta, otworzyła jego żona. Inna, że nie zdążyła wywiązać się z zadania, bo w międzyczasie małżonka wróciła z pracy lub zakupów. Nic nie pobije jednak adnotacji, w której zapisano: "Brak warunków, za zasłoną babcia".
Okazuje się, że klienci bywali gorsi niż ci opisani wyżej. W jednym z notatników znalazły się także adresy, pod które dziewczyny z agencji miały nie jeździć pod żadnym pozorem. Tam mieszkali sadyści - bili, szarpali, ciągnęli za włosy, gryźli.
Dziewczyny unikały m.in. Bogdana z ul. Ekologicznej, bo zmuszał je do picia. Innych należało się wystrzegać, bo próbowali odurzyć pracownice - dorzucali im chemiczne substancje nawet do wody.
Nie warto były jeździć także na ul. 1 Sierpnia, do Andrzeja, bo był "brudasem", a na Konarskiego, Podleśnej i Chłopickiego, bo można było tam zastać pijanych mężczyzn w "zasyfionych mieszkaniach". Panie ostrzeżone zostały także przed klientem z ul. Pułku Baszta, bo "zmusza do analnego".
Podczas pracy kobiety spotykały się jednak nie tylko z nieprzyjemnymi sytuacjami. W zeszytach można znaleźć także czułe opisy klientów. Niektórzy opisani zostali jako "bardzo mili". Przy jednym z klientów napisano, że lubi się całować, przy drugim "tygrysek", a przy kolejnym, że jest "bardzo duży, ale delikatny".
Z notatek wynika także, że pracownice agencji towarzyskiej jeździły nie tylko do prywatnych mieszkań. Na liście znajdują się adresy m.in. oczyszczalni ścieków, siedziby NFZ-u, domu seniora, akademika, banku, teatru, salonu fryzjerskiego, straży pożarnej, szkoły dla niepełnosprawnych, podstawówki, liceum, wysypiska śmieci, przychodni, zajezdni autobusowej czy stacji paliw.
Co myślisz o tej historii? Podziel się swoją opinią. Napisz do nas na metrowarszawa@agora.pl lub w wiadomości prywatnej na Facebooku.