Historię Ukrainki, która 3 grudnia za kurs z Dworca Centralnego do hali Wola (8 km) musiała zapłacić 560 zł opisała Stołeczna. Robert Koniuszy ze śródmiejskiej komendy potwierdza, że policjanci interweniowali w sprawie.
Jak opisuje warszawski serwis Gazety Wyborczej, kobieta przyjechała z Ukrainy w odwiedziny do syna. Wsiadła do jednego z samochodów na postoju. Gdy kierowca dojechał w wyznaczone miejsce i rzucił kwotą - 560 zł - wybuchła awantura. Kierowca miał zablokować drzwi i nie chcieć wypuścić pasażerki. Ta miała przy sobie tylko 200 zł i 50 dolarów. Oddała wszystko i wezwała policję.
Na miejsce przyjechał patrol. Jak informuje Robert Koniuszy, policjanci sprawdzili mężczyznę. Okazało się, że ma on zezwolenie na świadczenie takich usług, zarejestrowaną działalność. - Wszystko odbyło się legalnie. Policja nie stwierdziła naruszenia prawa - potwierdza.
Jak mówi, na samochodzie widniał cennik. Rzeczywiście były to ceny z kosmosu. Jak informuje Stołeczna taryfa dzienna wynosiła 40 zł za km, nocna – 60 zł. Dodatkowe koszta to często też ok. 200 zł opłaty startowej i 50 zł za trzaśnięcie drzwiami. Ale - prawo tego nie zabrania.
- Jeśli ktoś poczuł się oszukany, to zawsze może złożyć zawiadomienie. Prowadzone będzie postępowanie w prokuraturze, która zbada, czy były znamiona oszustwa - dodaje Koniuszy. Z jakim skutkiem? Rzecznik mówi krótko: Każdy przypadek traktowany jest indywidualnie. Podkreśla jednak, że w takich sytuacjach wezwanie policji może pomóc, gdyż funkcjonariusze wylegitymują kierowcę będzie wiadomo, z kim dana osoba ma do czynienia i na kogo ewentualnie złożyć zawiadomienie - dodaje.
Policjant przyznaje, że od strony moralnej takie traktowanie ludzi prawdopodobnie nie jest fair. Ale prawo stanowi inaczej. Pokierował nas również do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, gdyż, jak mówi, przejazd taksówką jest jak zakupy w supermarkecie - dwie strony zawierają umowę cywilnoprawną. Osoba korzystająca z usługi godzi się na to, by za nią zapłacić.
Małgorzata Cieloch, rzeczniczka UOKiK-u odesłała nas z powrotem na policję. - My jako urząd sytuacją oszustwa się nie zajmujemy. To jest przestępstwo, którym powinna zająć się policja lub prokuratura – powiedziała krótko.
Według kodeksu karnego (art. 236) oszustem jest ten, kto „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania”.
Czy taksówkarz oferujący 200 zł za pierwszy przejechany kilometr to oszust?
O pseudotaksówkarzach czyhających na niczego nieświadome ofiary pisaliśmy już wcześniej. Opisywaliśmy m.in. historię Tytusa, który za 10-kilometrowy kurs spod Dworca Centralnego zapłacić 480 zł. Nie sprawdził przed wejściem do samochodu, czy jest oznaczony, czy jest informacja o cenie. Gdy usłyszał, że ma zapłacić kilkaset złotych, okazało się, że wszystko było napisane.
Kierowca wyjaśnił mu, że 80 zł wynosi opłata początkowa. 40 zł kosztuje kilometr do 10 rano, 20 zł - kilometr po 10 rano.
Czytaj więcej: Nawet 480 zł za 10 km jazdy z pseudotaksówkarzem. "Mówi: jak nie chcę płacić, jedziemy na policję"
Według kodeksu karnego (art. 236) oszustem jest ten, kto „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania”.
Miasto reguluje ceny wyłącznie korporacji taksówkarskich. Cena ta nie może być wyższa niż 3 zł za km na taryfie 1. Podstawowymi elementami jej wyposażenia jest taksometr z ważnym dowodem legalizacji oraz dodatkowe światło z napisem „TAXI”, umieszczone na dachu pojazdu.
Jak czytamy na stronie urzędu, przewoźnicy mogą dowolnie kształtować swoje ceny i nie muszą oznakowywać dodatkowo swoich pojazdów.
Koniuszy informuje, że jedynym skutecznym sposobem na nieuczciwych taksówkarzy, to zwracanie uwagi na oznaczenie taksówek, cenniki oraz informacje na dworcach czy lotniskach (bo to właśnie tam najczęściej można się natknąć na podejrzane samochody).
Licencjonowane taksówki muszą mieć: lampę z napisem TAXI, tabliczkę z hologramem i numerem licencji taksówkarza, na przednich drzwiach: żółto-czerwony pas i herb Warszawy, a w środku identyfikator, taksometr i informację, dokąd kierować skargi. Te można złożyć w urzędzie miasta lub zgłosić się pod numer telefonu 19 115.