W niedzielę nad ranem jeden z domków fińskich na Jazdowie zaczął się palić. Na miejscu pojawiły się trzy zastępy straży pożarnej, które ugasiły pożar.
- Nie było poszkodowanych - informuje Zespół Prasowy Komendy Miejskiej PSP m.st. Warszawy. - Domek nie spłonął doszczętnie - dodają strażacy. Policja ustala, co było przyczyną pożaru.
- Dostaliśmy zgłoszenie o pożarze ok. 5:30 rano. Nikomu nic się nie stało - potwierdza Komenda Stołeczna Policji. Sprawą będą zajmować się śledczy ze śródmieścia.
Jak podaje policja, pożar został dogaszony, a pogorzelisko zabezpieczone. Na razie jest za wcześnie, by mówić o możliwych przyczynach wydarzenia. Policja czeka na opinię biegłego w tej sprawie.
"Prawdopodobną przyczyną pożaru był problem z instalacją elektryczną w kombinacji z piecem grzewczym" - czytamy na stronie Osiedle Jazdów na Facebooku.
"Domek nie nadaje się do remontu, został wyłączony z użytkowania decyzją inspektora budowlanego - wymaga odbudowy od zera, ale chcielibyśmy odzyskać maksymalnie dużo oryginalnych elementów z 1945 r." - piszą też administratorzy fanpage'a.
Osiedle drewnianych domków na Jazdowie powstało w 1945 r. Budynki zbudowano z elementów, które Finlandia oddała ZSRR po przegranej wojnie (stąd ich nazwa). W Warszawie było ich w sumie 500, w tym 90 przy ul. Jazdów. Osiedle miało być prowizoryczne i stać tylko przez pięć lat. Jednak do dziś zachowało się 27 domków, z czego siedem jest wciąż zamieszkanych. Na osiedlu mieszkali m.in. Maria Czubaszek, Jan Pietrzak, Barbara Wrzesińska czy Jonasz Kofta.
Budynki miały być rozebrane - zaczęło się to dziać w 2012 r. Zgodnie z planem zagospodarowania terenu, miały tu stanąć ambasady i budynki administracji rządowej. Pomysł ten wzbudził protesty mieszkańców i aktywistów miejskich. W maju tego roku domki zostały wpisane do gminnej ewidencji zabytków. - Wartość rynkowa tego osiedla w oczach deweloperów spadła do zera - mówili wtedy "Gazecie Stołecznej" społecznicy.