W październiku 1947 r. rozpoczęto budowę jednej z pierwszych i najistotniejszych inwestycji komunikacyjnych powojennej Warszawy - Trasy W-Z. Miała się zakończyć w najważniejsze święto państwowe Polski Ludowej. Budowa trasy obejmowała poszerzenie ulicy Leszno. A przy niej stał kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny.
Barokowa świątynia, ukończona w 1731 r., ciężko przeżyła drugą wojnę światową. Została niemal kompletnie zniszczona podczas powstania warszawskiego, ale do 1956 r. kościół został w całości odbudowany. Przeszkadzał jednak w budowie alei gen. Karola Świerczewskiego. Jedna z koncepcji zakładała pozostawienie budowli w jej dawnym miejscu, wyburzyć miano jedynie wejście czołowe z podestem i schodami. Druga, na którą się w końcu zdecydowano - usunięcie bryły kościoła z pełnej szerokości projektowanej ulicy.
Pozostała tylko kwestia, czy zburzyć świątynię czy ją przesunąć. Na szczęście wygrała druga opcja, również ze względu na kontekst polityczny. Rozebranie kościoła mogłoby być odebrane przez społeczeństwo jako atak na religię katolicką. Rozbiórka objęła jedynie budynek poklasztorny, który miał być później odbudowany (do czego jednak nie doszło).
Ustalono, że kościół będzie przesunięty o długość nawy, czyli 21 metrów, i zrówna się z nową zabudową mieszkaniową. Operacja była ryzykowna. Nie było wiadomo, czy stare mury kościoła wytrzymają przesunięcie. Prawdopodobnie z obawy przed gniewem mieszkańców w razie zniszczenia budynku wokół kościoła wytyczono dwie strefy, których pilnowała milicja.
Całe przedsięwzięcie odbyło się pod osłoną nocy z 30 listopada na 1 grudnia 1962 r. 'Ściany budynku były podcinane w odpowiedniej kolejności od fundamentów, następnie w ich miejscu umieszczono żelbetowy ruszt. Kościół miał być przesuwany na sześciu torach z 420 rolkami.
Podkłady układane były na zaprawie cementowej z dokładnością do jednego milimetra. Do ciągnięcia świątyni zastosowano pięć ręcznych wciągarek kozłowych (o udźwigu dziesięciu ton każda), dziesięć podwójnych zbloczy, liny stalowe oraz pięć kompletów stalowych ogniw' - pisze Tkaczyk.
Operacja rozpoczęła się 54 minuty po północy. Wieść o niej, choć trzymana w tajemnicy, szybko rozniosła się po Warszawie. Ludzie tłumnie przybyli, by ją obserwować z wyznaczonego w końcu przez władze miejsca.
Kościół przesuwany był najpierw w tempie sześciu centymetrów na minutę, pod koniec było to już dziesięć centymetrów. Informacje o postępie prac przekazywano przez megafon, odbywał się prawdziwy spektakl. Podobno widzowie reagowali na komunikaty brawami i okrzykami. Jak donosił "Kurier Polski", o godzinie 4:45 rozbłysły wszystkie reflektory. 'Zatrzymać windy. Obiekt przesunięto' - obwieścił głos przez megafon.