"Gronkiewicz-Waltz ukryła prawdę o zbrodniach" - grzmiały we wtorek "Wiadomości" TVP. Chodzi o "Raport o stratach wojennych Warszawy", który stołeczny ratusz opublikował w 2004 r., za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Rok później powstał film o tym samym tytule, autorstwa Mieczysława Vogta.
- Prawa do filmu i raportu ma warszawski ratusz. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zamierza uświadamiać warszawiaków, jakie straty ponieśli ponad 70 lat temu - mówi autor materiału "Wiadomości", Jan Korab.
Prawda jednak wygląda nieco inaczej. - Ktoś nie chciał podjąć wysiłku, by znaleźć raport na stronach ratusza - mówi w rozmowie z Metrowarszawa.pl rzecznik urzędu miasta Bartosz Milczarczyk.
I rzeczywiście, jest on dostępny na stronie ratusza (tutaj), nie jest trudno znaleźć go przez wyszukiwarkę.
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk zwrócił się w poniedziałek do prezydent Warszawy o publikację filmu i raportu. To on złożył w sierpniu w Biurze Analiz Sejmowych wniosek o przygotowanie ekspertyzy, czy domaganie się odszkodowań za zniszczenia wojenne od Niemiec jest możliwe i na jakich zasadach.
Teraz, po odmowie ratusza, chciał, żeby Gronkiewicz-Waltz zrzekła się praw do filmu i raportu na rzecz Rady Ministrów.
Raport jest dostępny na stronie miasta, ale np. już na udostępnienie filmu TVP prezydent się nie zgodziła. Nie da się go również znaleźć w sieci. Dlaczego ratusz nie chce rozpowszechniania raportu i filmu oraz ich tłumaczenia?
Jak czytamy w odpowiedzi na pismo Mularczyka, zgodnie z konstytucją "organy samorządu terytorialnego nie posiadają uprawnień do występowania z roszczeniami wobec państw obcych oraz podejmowania działań wobec państw obcych, w szczególności w zakresie roszczeń odszkodowawczych za straty wojenne".
- Raport nie może stać się przyczynkiem do tego, żeby miasto występowało w jakikolwiek sposób do RFN o odszkodowania - wyjaśnia Milczarczyk. - Jest to w gestii władz państwowych - dodaje.
Ale, jak mówi poseł w "Wiadomościach", podobne dokumenty opublikowały inne polskie miasta, m.in. Łódź.
Warszawski raport, jak podkreśla rzecznik ratusza, nie jest kompletny i nie może służyć za podstawę, by prowadzić rozmowy o ewentualnych reparacjach. - Nie jest wystarczającym argumentem, by móc opierać na nim wyliczenia - mówi. - Potrzeba zrobić odpowiednie wyliczenia w skali państwa - dodaje Milczarczyk.