Jacek Dehnel we fraku w metrze zachwycił. Ale pan Jarek przebił wszystkich

Felieton dziennikarki Katarzyny Grygi zainspirował aktywistów do zorganizowania konkursu w metrze - DressCode_wMetrze. Wydawało się, że Jacek Dehnel przebił wszystkich. Ale spójcie na pana Jarosława.

21 października w Magazynie Stołecznym ukazał się felieton Katarzyny Grygi pt. "Ekoterrorystom mówię nie. Bezmyślne zmuszanie ludzi do zmian w komunikacji jest nie do przyjęcia". Wywołał burzę w sieci.

Bezmyślne zmuszanie do zmiany życia

Redaktorka i dziennikarka opisała w nim, jak bardzo irytujące jest zmuszanie wszystkich do "przesiadania się na rowerowe siodełko". Uważa, że wiele grup - aktywistów czy ekologów w sposób bezmyślny zmusza ludzi do zmiany sposobów komunikacji oraz całego życia. Jej zdaniem jest to po prostu nieekonomiczne.

Ale i nierealne. I tu padło sformułowanie, które szczególnie spodobało się miejskim aktywistom. Na tyle, że postanowili zorganizować konkurs. 

"(...) są w tym mieście osoby, które nawet gdyby miały i dziesięć linii metra, to się do niego nie przesiądą. Na rower również. Bo mają dress code, masę rzeczy do pracy lub sprzęt niezbędny do wykonywania zawodu" - czytamy w felietonie.

Aktywiści ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze umieścili informację o akcji #dressCode_wMetrze. Jednym z pierwszych, którzy podchwycili pomysł, był znany pisarz Jacek Dehnel, który przywdział frak z 1938 roku i zrobił sobie zdjęcie na stacji metra Nowy Świat - Uniwersytet.

Dress code w metrzeDress code w metrze Jacek Dehnel/ Facebook.com

Przebił wszystkich

Wydawało się, że nikt go już nie przebije, aż w sieci pojawiło się zdjęcie pana Jarosława przebranego za Totoro - bohatera japońskich filmów anime.

- To był pomysł mojej żony. W trakcie festiwalu Castle Party (festiwal gotycki w Bolkowie), dla kontrastu przebrałem się za misia. Inni mieli czaszki, czarne stroje, świecące dredy, a ja - byłem misiem. Na następną edycję chciałem wymyślić coś nowego - padło na Totoro. Zawsze nam się podobała ta postać - wielkiego, skrytego, pasującego do mojej postury, przyjaznego, ale jednocześnie potrafiącego być groźnym niby-misia. Ale wcześniej nadarzyła się okazja, żeby wykorzystać strój, żeby jeszcze podkreślić absurd akcji i pogłębić kontrast w stosunku do przedwojennego fraka - wyjaśnia pan Jarosław. 

Jak dodaje, ludzie w metrze raczej ignorowali obecność Totoro. - Część osób się uśmiechała. Inni patrzyli z dezaprobatą - dodaje.

embed
Więcej o: