"Gdy to zobaczyłem, o mały włos nie grzmotnąłem w hamujące przede mną auto". List wściekłego ojca

Pan Mateusz opisał nam, co myśli na temat obecnego przy ul. Płowieckiej billboardu przedstawiającego martwy płód. "Kiedy to zobaczyłem, o mały włos nie grzmotnąłem w hamujący przede mną samochód" - pisze.

Pan Mateusz z Warszawy odpowiedział na nasz apel, który pojawił się w naszym tekście o drastycznym billboardzie zamieszczonym przez fundację Pro - prawo do życia przy ul. Płowieckiej w Warszawie.

"Mam 42 lata i małe dzieci, z którymi jeżdżę codziennie do przedszkola, mijając absolutnie szokujący billboard z rzekomym obrazem płodu po aborcji przy ul. Płowieckiej.

Na szczęście chłopcy jeszcze nie zwrócili na niego uwagi, ale zwrócą jutro albo w poniedziałek. Niestety na pewno mają go już w głowie, bo widzą peryferyjnie i wszystko zapamiętują.

Nie potrafię wyrazić swojego oburzenia i wściekłości, jaką we mnie wywołuje czyjś pomysł tego rodzaju przymusu wizualnej konsumpcji.

Kiedy to zobaczyłem, o mały włos nie grzmotnąłem w hamujący przede mną samochód. Absolutnie mnie zatkało. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę - nie chodzi już nawet o treść, tylko właśnie o stopień bezczelności, rodzaj przymusu. Największy możliwy format zasłania nam świat, horyzont, widok na las, odbiera cenną chwilę relaksu na wiadukcie skąd można dostrzec kawałek szerszej perspektywy. I zastępuje ją rzeźnią o godzinie 7:45 na dobry początek dnia.

Nie życzę sobie, ani nikomu takiego zwyrodnienia i takiej znieczulicy, jaką zaprezentowali twórcy tej kampanii. Z całą pewnością jest to skutek politycznego przyzwolenia i rodzaj niebezpiecznej demonstracji siły.

Proszę, napiszcie instrukcję, co zrobić, do kogo zaadresować, do kogo zgłosić ten szokujący i bezczelny występek, tak żeby to było najskuteczniejsze. Najlepszym rozwiązaniem byłoby usunięcie najlepiej całego tego ekranu wraz z korzeniami, żeby już nigdy nikt nie mógł tam nic wywiesić i żeby ktoś kto zrobił lub/i pozwolił na to o czym piszę poniósł dotkliwą karę.

Nie wierzę, żeby nie dało się tego zrobić.

Jeżeli jestem w błędzie - będziemy zmuszeni do emigracji."

Czuję się poszkodowana

Otrzymaliśmy również list od mieszkanki Torunia, pani Joanny, która również dostrzegła w swoim mieście drastyczne plakaty.

"U nas przed szpitalem niemalże co tydzień w niedzielę stoją osoby z tymi okropnymi billboardami. Akurat jest to pora powrotu z kościoła. Zakrywamy oczy dzieciom , które są przerażone widokiem zakrwawionych ciałek. Dzieci są w szoku , pytają... My, dorośli odwracamy wzrok.

Ostatnio podeszłam z synem do stojącego obok radiowozu. Chciałam zgłosić, że mnie i mojego syna to gorszy. Policjanci wytłumaczyli, że mogą przyjąć zgłoszenie, ale to raczej nic nie da. Podobno w innych miastach już były umorzenia takich spraw. Czuję się poszkodowana widokiem zakrwawionych płodów. Mój syn jest jeszcze bardziej pokrzywdzony. Nie mamy jak się bronić".

Co robić?

W związku z pojawiającymi się drastycznymi plakatami w całej Polsce, partia Razem rozpoczęła kampanię "Z dala od szpitala"

Radzi, co zrobić w sytuacji, gdy ktoś natknie się na szokujący przekaz. Zaczynają od tego, że prezentowanie w przestrzeni publicznej drastycznych obrazów to wykroczenie, które mamy prawo zgłosić odpowiednim organom.

"Przede wszystkim możesz złożyć na policję zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia. Zrób zdjęcia dokumentujące – niezależnie od tego, czy zgłosić chcesz billboard, pokazywane podczas pikiety plakaty, czy lawetę. Upewnij się, że zapisałaś/zapisałeś adres miejsca, w którym prezentowane są te drastyczne obrazy, w przypadku pikiety/lawety warto także zapisać datę i godzinę.

Wypełnij odpowiednie zawiadomienie (przykładowe zawiadomienia, z ew. listą potrzebnych załączników znajdziesz w sekcji Wzory pism) i wyślij e-mailem, a najlepiej zanieś a najbliższy komisariat. Jeśli przekazujesz pismo osobiście, weź ze sobą kopię i poproś o potwierdzenie na niej przyjęcia zawiadomienia."

Dalej tłumaczą, dlaczego plakaty przedstawiają nieprawdziwy obraz aborcji. 

embed
Więcej o: