W Warszawie - na Grochowie czy Powiślu - pojawiły się plakaty mocno angażujące się w dyskusję o niemieckich reparacjach wojennych. "Germans murdered millions of Poles and destroyed Poland! Germans you have to pay for that!" ("Niemcy wymordowali miliony Polaków i zniszczyli Polskę! Niemcy musicie za to zapłacić!") - brzmi jeden napis.
Na innym plakacie jest zdjęcie przerobionego napisu nad wejściem do obozu w Auschwitz. Zamiast "Arbeit macht frei" ("praca czyni wolnym") jest "Reparationen machen frei" ("Odszkodowania czynią wolnym").
Cała sprawa zaczęła się na początku sierpnia. Wtedy poseł PiS Arkadiusz Mularczyk złożył w Biurze Analiz Sejmowych wniosek o przygotowanie ekspertyzy, dotyczącej możliwości otrzymania reparacji wojennych od Niemiec.
Rzeczniczka rządu Niemiec Ulrike Demmer powiedziała wówczas, że "kwestia została w przeszłości ostatecznie uregulowana. W 1953 roku Polska wiążąco (...) zrezygnowała z dalszych świadczeń reparacyjnych dla całych Niemiec i w okresie późniejszym wielokrotnie to potwierdzała". CZYTAJ WIĘCEJ >>>
"To jest wina Niemców, że te plakaty takie są"
Plakaty znajdują się na nośnikach firmy City Poster. Na dziełach widnieje logo Ruchu Higieny Moralnej, a ich autorem jest Wojciech Korkuć. - Akcja artystyczna jest po to, żeby ludzie dowiedzieli się o reparacjach - mówi w rozmowie z Metrowarszawa.gazeta.pl.
Jak dodaje, jeden z plakatów jest w języku angielskim, by również zagraniczni turyści zwrócili na niego uwagę. Czy jego zdaniem forma plakatu jest adekwatna, by osiągnąć zamierzony cel? - Jest odpowiednia. To jest wina Niemców, że te plakaty takie są. Oni mordowali, grabili, dewastowali budynki - odpowiada Korkuć.
Plakaty wywołały spore kontrowersje. Na ich temat wypowiedziała się m.in. europosłanka Róża Thun. - Jak to rozumieją turyści np. z Niemiec? Jak można tego potwornego symbolu używać do rozgrywek jakichkolwiek, nawet jeśli ktoś uważa, że reparacje są potrzebne - mówiła w Polsat News. - Jak to może być inaczej interpretowane niż wola najgorszego rodzaju zemsty? - pytała.
- A kto wymyślił napis na bramie? - pyta autor plakatu. - To jest odpowiednia narracja, którą kiedyś chcieli oszukać, otumanić ludzi, dać im nadzieję. To wpisanie się w język obrzydliwej, cynicznej niemieckiej propagandy - wyjaśnia.
- Niech się rozliczą, niech pozdejmują dzieła sztuki, wtedy mogą powiedzieć "przepraszam", wtedy porozmawiamy o pojednaniu - stwierdza Korkuć. - Powinni płacić reparacje, odkupić swoje winy. Bez zadośćuczynienia nie ma przebaczenia - podkreśla.
Korkuć informuje, że City Poster jest firmą, z którą Ruch Higieny Moralnej współpracuje. - Nie stosuje cenzury, to wolna wymiana myśli i wrażeń - mówi. Jak dodaje, Ruch próbował umieścić swoje plakaty także na nośnikach innych firm. Nie udało się. - W jednej usłyszeliśmy: to jest plakat nie do wyklejenia, do widzenia - opowiada artysta.
Nie potrafi powiedzieć, ile takich plakatów obecnie wisi w Warszawie. - Liczy się jakość, nie ilość - ucina.
Ruch Higieny Moralnej słynie z kontrowersyjnych kampanii. "...I zapamiętaj niedouczony tumanie z "The Washington Post". W okupowanej Polsce działały niemieckie obozy koncentracyjne!" - tak zareagował na artykuł amerykańskiego dziennika, w którym padło określenie "polskie obozy zagłady".
W tym roku Korkuć zasłynął z happeningu przeprowadzonego w siedzibie Agory. Artysta przyszedł na wernisaż prac jego nauczyciela z ASP, prof. Mieczysława Wasilewskiego. Mężczyzna w pewnym momencie rozpiął koszulę. Pod nią miał koszulkę z napisem "Gówno prawda", stylizowanym na logo "Gazety Wyborczej".
Reparacje wojenne od Niemiec dla Polski. Czy to się może udać? I czy ma sens?