Wylicza projekty, których miasto nie zrealizowało. Inicjatywa ratusza to "ściema" i "robienie w bambuko"?

"Głosowałam za projektem z 2015 roku. Na jakim jest etapie? Na srakim" - dziennikarka z Warszawy twierdzi, że budżet partycypacyjny to pomyłka. Jaka jest prawda o projektach, które wygrały w głosowaniu? Wyjaśniamy.

Czy idea budżetu obywatelskiego przeżywa kryzys? W stolicy Małopolski, jak pisze "Gazeta Krakowska", "znów nie wyszło", a mieszkańcy Opola na razie wykazują niewielkie zainteresowanie kolejną edycją. Z drugiej stronie w Puławach do urzędu miasta wpłynęły 123 wnioski (zgłoszenia można składać tylko do 31 lipca).

Dziennikarka Johanna Haase irytuje się, dlaczego realizacja projektów zgłoszonych w ramach budżetu partycypacyjnego zajmuje tak dużo czasu. Na Facebooku jako przykład podaje m.in. drogę rowerową - projekt "Z Gocławia i na Gocław na rowerze". Zgłoszono go i przegłosowano w 2015 r., a dopiero w czerwcu 2017 r. ogłoszono przetarg. "Głosowałam za projektem z 2015 roku. Na jakim jest etapie? Na srakim" - pisze Hasse. I dodaje: "Syf i żenada".

"W takim terminie, w jakim, k***a, trzykilometrową trasę tramwaju mieli zbudować, w tym czasie zrobią 500 albo 800 m drogi dla rowerów" - pisze blogerka. "To jest prawdziwa historia upadku zainteresowania budżetem partycypacyjnym" - dodaje.

Pod postem wywiązała się dyskusja. Na zarzuty Haase odpowiadał rzecznik Zarządu Dróg Miejskich Mikołaj Pieńkos. Jak argumentował, sama dokumentacja budowlana projektu trwać może nawet do 12 miesięcy. Potem miasto może zlecić budowę Zakładowi Remontów i Konserwacji Dróg, ale ten "nie jest w stanie realizować wszystkich robót w tak wielkim mieście". Częściej więc szuka zewnętrznego wykonawcy - we wspomnianej sprawie drogi dla rowerów ogłosiło do tej pory cztery przetargi, lada dzień ma być kolejny. Ale żadna firma nie podjęła się wykonania projektu.

"Szukamy różnych rozwiązań"

Co w przypadku, gdy nie ma chętnego wykonawcy? - Szukamy różnych rozwiązań, aby jednak zrealizować pomysły mieszkańców. Analizujemy przyczyny braku zainteresowania, być może wynika ono z tego, że oszacowany koszt realizacji pomysłu jest niewystarczający, wtedy analizujemy, czy nie należałoby przeznaczyć więcej pieniędzy na jego wykonanie – mówi w rozmowie z Metrowarszawa.gazeta.pl koordynatorka budżetu partycypacyjnego w Warszawie Justyna Piwko.

"Zainteresowanie porównywalne do ubiegłego roku"

Czy jednak zainteresowanie budżetem spada? - Nie znamy jeszcze wyników głosowania, wciąż są wprowadzane głosy z kart papierowych. Nie można analizować zainteresowania budżetem wyłącznie poprzez liczbę osób głosujących - jest wiele innych czynników, które mają na to wpływ - mówi urzędniczka. - W tej edycji zgłoszono więcej pomysłów, jest też wielu nowych autorów, którzy zgłosili swój pomysł po raz pierwszy. Zainteresowanie jest porównywalne do ubiegłego roku, liczba głosujących będzie niewiele mniejsza niż wtedy - tłumaczy urzędniczka.

- Analizujemy czynniki, które mają na to wpływ. Przyglądamy się również temu, jak przebiegają procesy budżetu partycypacyjnego w innych miastach. Dostrzegamy tendencję spadkową - mówi Piwko. Może nieskuteczna promocja akcji ma wpływ na brak wzrostu zainteresowania? - Mamy poczucie, że bardzo zachęcamy warszawiaków - nie zgadza się Piwko. - Kampania była udana, widoczna - dodaje.

Ludzie mogą też być zniechęceni tym, że na efekty trzeba czekać. - Głosujemy w czerwcu, realizacja zaczyna się w styczniu następnego roku, a efekt widzimy jeszcze później - tłumaczy Piwko. - Nie jesteśmy w stanie tego inaczej zaplanować ze względu na tworzenie budżetu Warszawy – dodaje. - Są projekty, których realizacja trwa kilkanaście miesięcy, a inne są robione od ręki, to choćby miękkie projekty, czyli np. prowadzone w domach kultury - informuje koordynatorka.

Niezrealizowane projekty

- Mimo że miasto realizuje zdecydowaną większość pomysłów mieszkańców, zdarzają się sytuacje, kiedy konieczne było odstąpienie od realizacji. Tak było z mostkiem nad Potokiem Służewieckim w Wilanowie - mówi Piwko. Zmieniły się przepisy prawa.  – Żeby położyć kładkę, trzeba by było umocnić brzegi rzeki. Koszt wzrósłby dziesięciokrotnie. Sam autor pomysłu uznał, że nie chciał, aby jego projekt był tak drogi – zaznacza koordynatorka.

Inny projekt, którego nie zrealizowano, to wypożyczalnia kajaków przy jeziorku w Parku Szczęśliwickim. – Tam przeważyły argumenty związane z ochroną przyrody. Okazało się, że przy jeziorku żyją ptaki chronione, zagrożone wyginięciem. Wpuszczenie kajaków groziłoby zmniejszeniem ich populacji - wyjaśnia. Urząd dzielnicy Ochota przeprowadził wówczas ankietę wśród mieszkańców, na co wydać pieniądze, które nie zostały przeznaczone na kajaki. Wybór padł na stworzenie drogi do biegania w parku.

"Mieszkańcy uczą się, jak funkcjonuje miasto"

Jak jednak podkreśla Piwko, z pierwszej i drugiej edycji zostało zrealizowanych ok. 90 proc. pomysłów. Przyznaje jednocześnie, że pierwsza edycja była swego rodzaju testem. – Może niektóre niezrealizowane projekty mogły być zweryfikowane negatywnie, ze względu na czas realizacji – mówi koordynatorka.

Czy zatem budżet partycypacyjny ma sens? – Trzeba patrzeć na społeczne zyski, które nie są zauważalne od razu, nie zawsze można je zbadać. Budżet partycypacyjny daje niepowtarzalną okazję mieszkańcom, aby wpływali na swoje miasto, zmieniali je – odpowiada Piwko. Zwraca uwagę, że to „ogromny projekt edukacyjny”. – Mieszkańcy uczą się, ile kosztują pewne działania, jak funkcjonuje miasto – tłumaczy.

Tajemnice warszawskiego Parku Fontann. Zeszliśmy do podziemi, aby zobaczyć, jak wygląda obsługa show

Więcej o: