Jedna krewetka poróżniła właściciela znanego warszawskiego lokalu i jego klienta. To miał być przyjemny obiad we dwoje, skończyło się dramatycznie.
Na portalu Wykop.pl mężczyzna o pseudonimie bedney opisał nieprzyjemną sytuację, do jakiej doszło w lokalu Dim Sum House przy ulicy Chmielnej 2 w Warszawie. Mimo próśb redaktorów, nie chciał zdradzić swojego imienia.
Jak pisze, wraz ze swoją partnerką zamówił ramen z krewetkami oraz pierożki. Po wykonaniu kilku ruchów łyżką w zupie doszedł do smutnego wniosku - nie było w niej ani jednej krewetki.
"Podszedłem więc do kasy i powiedziałem, że prawdopodobnie dostałem złe zamówienie, bo zupa krewetkowa nie zawierała żadnych krewetek. Pan właściciel wziął i zaczął bełtać łyżką w zupie i znalazł jedną, i tylko jedną krewetkę" - opisuje sytuację bedney.
Powiedział: jak na zupę za prawie 20 zł (cena w menu: 18 zł), jest to trochę przegięcie. Uznał, że jest niezadowolony i chciałby danie zwrócić lub dostać pełnowartościowe danie. Właściciel miał zapytać: czy w takim razie mam wyrzucić zupę. Klient odparł, że tak przekonany, że za zupę nie będzie musiał zapłacić.
Zdziwił się, gdy został mu wręczony rachunek. Rozpętała się burza.
Właściciel miał zachować się w nieprzyjemny sposób i powiedzieć: "Zupa była jaka była, wyrzuciłem ją po twojej zgodzie, płacisz za nią też. A gdy klient odmówił, wyzwać go od "gnojów". Bedney twierdzi, że wystraszyła go reakcja właściciela, więc opuścił lokal. Za nim ruszył właściciel. "Szarpnął mną, złapał za rękę i zerwał z mojego nadgarstka zegarek" - pisze.
Jego partnerka zadzwoniła na policję. Bedney twierdzi, że oprócz nich były w lokalu jeszcze inne osoby. Pisze, że były zaskoczone zachowaniem właściciela. Podobnie, jak policja, która przybyła na miejsce. "Przy policji zapłaciłem więc za pierożki (za zupę oczywiście nie) i poinformowano mnie o możliwości złożenia pozwu" - pisze Bedney.
Zdaniem właściciela Dim Sum House, sytuacja wyglądała nieco inaczej.
- To, co się teraz dzieje, jest nie w porządku. W tej chwili otrzymuję negatywne oceny na fan page’u, bezprawnie umieszczane są moje zdjęcia z innych restauracji – żali się właściciel lokalu Dim Sum. Twierdzi, że to on jest poszkodowany w tej sprawie, bo klient wyszedł z lokalu, nie płacąc za rachunek.
Dlaczego właściciel nie przyjął reklamacji? - Klient poinformował, że w zupie nie ma krewetek. Podszedłem do stolika, wziąłem łyżkę i znalazłem dwie krewetki. Danie nazywa się ramen z krewetką, więc w zupie mogła być nawet jedna krewetka, jak twierdzi ten pan, a danie i tak byłoby takie, jak być powinno. Jeśli klient sobie życzy, może domówić krewetki do zupy - jedna w cenie 2 zł - relacjonuje właściciel
Wbrew temu, co napisał klient, właściciel twierdzi, że poinformował grzecznie mężczyznę, że nie przyjmie reklamacji. - 18 zł za zupę to nie są duże pieniądze, ale jak ktoś mi mówi, że nie zapłaci za rachunek i wychodzi z lokalu, to dla mnie to jest przestępstwo. Wyszedłem za nim z lokalu i próbowałem go ująć - mówi.
I kontynuuje: Przyjechała policja, przyjechała i karetka, bo pan sobie zażyczył. Dokonali obdukcji, klient twierdził, że coś mu się stało z okiem, okazało się, że nic się nie stało. I pomyśleć, że ci lekarze mogliby w tym czasie ratować komuś życie, a nie zajmować się takimi sprawami - dodaje.
Z przekonaniem mówi: Klient, wchodząc do restauracji, świadomie dokonuje zamówienia i musi ponieść tego konsekwencje. Jeśli krewetek by w zupie nie było, oczywiście przygotowaliśmy nowe danie. W tym przypadku wszystko się zgadzało.
Na pytanie, czy może warto było jednak odpuścić w tej sytuacji i przygotować nową zupę, odpowiada: Jak można odpuścić złodziejstwo? Przyznaje, że użył słowa "gnój" wobec klienta, gdyż się zdenerwował. - Za to bardzo chciałem go przeprosić - dodaje.
Policja z komendy śródmiejskiej potwierdza, że doszło do interwencji z udziałem policji oraz karetki pogotowia. Robert Szumiata, rzecznik prasowy policji wyjaśnia, że na policję zadzwonił młody mężczyzna i poprosił o przyjazd karetki, gdyż bolało go oko.
- Mężczyzna mówił, że coś mu się stało z soczewką. Po zbadaniu przez lakarzy, policjanci pouczyli obu panów; właściciela restauracji poinformowali, że jeżeli jego zdaniem doszło do wyłudzenia konsumpcji, może złożyć zawiadomienie na policję. A klienta, że może także złożyć zawiadomienie, jeżeli jego zdaniem doszło do naruszenia nietykalności osobistej. Właściciel odmówił złożenia zawiadomienia, machnął ręką na zupę z krewetek, poprosił o uiszczenie opłaty za pierożki - wyjaśnia Szumiata.
Jak dodaje, większość informacji, które przekazał klient, są prawdziwe, oprócz fragmentu z zegarkiem. - Tego policjantom mężczyzna nie zgłosił - dodaje Szumiata. Ile tak naprawdę było krewetek w zupie - czy dwie, czy jedna - już się nie dowiemy.
Bedney krótko komentuje sprawę po poinformowaniu go o tym, że nazwa dania brzmi ramen z krewetką.
"Nigdy w życiu nie widziałem ramenu z jedną krewetką. Uznałem, że to dość oczywiste, że zupa za prawie 20 złotych zawiera nieco więcej. Ponadto sposób, w jaki była podana i co zawierała, to był żart i nie można tego nazwać ramenem, a co najwyżej właśnie zupą lub zupką. Jadłem ramen w wielu miejscach w Warszawie i nie tylko tu, i zapewniam, że nikt, kto zna kuchnię azjatycką, nie uznałby tego za ramen. Ponadto, dziewczyna, z którą byłem jest obywatelką Chin i dość dobrze wie, jak powinien wyglądać ramen, nawet tani ramen".