"Oskarżyć bezpodstawnie w mediach społecznościowych kontrolera biletów o czynną napaść jest bardzo łatwo. Kłamstwo ma jednak krótkie nogi. W dobie wszechobecnych kamer można je dziś bardzo łatwo zdemaskować" - pisze Zarząd Dróg Miejskich, który po kilku tygodniach wydał oświadczenie w sprawie rzekomej "napaści", jakiej miał się dopuścić kontroler biletów wobec mieszkanki Warszawy.
Aleksandra Szewc 10 czerwca opisała na Facebooku sytuację, w której kontroler biletów "rzucił ją na ziemię, po czym zaczął ją szarpać i wrzeszczeć na nią". Do zdarzenia miało dojść tego samego dnia w tramwaju linii 22.
Post Aleksandra już usunęła z Facebooka. Pozostał jednak po nim ślad w internecie, w postaci print screena.
Kanar kontra mieszkanka Warszawy Print screen Facebook.com
Aleksandra oskarżyła kontrolera biletów o agresywne zachowanie wobec niej. Nie podała jednak szczegółów na temat całego zdarzenia. Po kilku tygodniach podało je ZTM, który jak pisze w oświadczeniu, przeprowadził szczegółowe postępowanie wyjaśniające (ściągnięto zapis z monitoringu oraz poproszono o napisanie raportu przez kontrolera).
Jak wyjaśnia Zarząd, Aleksandra nie chciała poddać się kontroli biletów, "tłumacząc to swoją fobią społeczną i lękiem przed ludźmi.
"Zarówno z raportu, jak i z obrazu z kamer wynika, że pani Aleksandra siedziała z przodu tramwaju tyłem do kierunku jazdy. Ok. godz. 13.10 do tramwaju przednimi drzwiami wszedł kontroler, rozpoczął kontrole, idąc w kierunku środka pojazdu. Na widok kontrolera pasażerka wstała z fotela i skierowała się do drugich drzwi. Kontroler podszedł również do pani Aleksandry stojącej przy drzwiach" - wyjaśnia ZTM.
Jak pisze, kontroler miał kilkukrotnie poprosić ją o okazanie ważnego biletu. Najpierw po polsku, a potem, z powodu braku reakcji z jej strony, również po angielsku. "Pani Aleksandra nie reagowała" - pisze ZTM.
Gdy tylko drzwi się otworzyły, Aleksandra chciała jak najszybciej wydostać się z tramwaju. Próbowała uciekać przed kontrolerem, odepchnęła go, a on "przytrzymał ją za odzież". Wtedy miała zacząć się szamotać, usiłować się wyrwać.
"Przewróciła się na chodnik. Przez cały czas głośno krzyczała. Gdy udało się jej podnieść z chodnika, wykorzystując chwilę nieuwagi ze strony kontrolera, do którego w międzyczasie podszedł jego kolega z zespołu, pani Aleksandra wyrwała się i uciekła w kierunku przejścia podziemnego. Kontrolerzy nie próbowali jej gonić ze względów bezpieczeństwa (dużo ludzi, schody, tłok)" - pisze ZTM.
ZTM po przeanalizowaniu całego materiału doszedł do wniosku, że pracownik nie przekroczył swoich uprawnień.
"Na przystanku w tym czasie było wielu pasażerów, którzy całe zajście skomentowali słowami, że już dawno nie widzieli takiej szopki w wykonaniu osoby, która jechała bez biletu. I nie sposób się z takimi słowami nie zgodzić" - podsumowuje.
Jak podkreśla ZTM, użytkownicy Facebooka oraz media szybko podchwyciły poruszającą historię, nie czekając na wersję drugiej strony.