W poniedziałek rozpoczęła obrady komisja weryfikacyjna do spraw reprywatyzacji. Jako świadkowie zeznawali urzędnicy ratusza. Na komisji nie stawił się nikt w imieniu miasta stołecznego Warszawy.
28 czerwca przed komisją ma się stawić sama Hanna Gronkiewicz-Waltz. Mimo że presja społeczna jest duża, prezydent Warszawy stawia na swoim - nie ma zamiaru stawić się przed komisją. Jej zdaniem nie ma możliwości, by Warszawa była stroną w komisji. Co więcej, złożyła wniosek do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego. Jej zdaniem komisja działa bezprawnie.
O to, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna stawić się przed komisją, czy wniosek do sądu to unik czy komisja rzeczywiście jest niekonstytucyjna, postanowiliśmy zapytać polityków oraz działaczy miejskich, a także autorki głośnej książki, która ujawniła szczegóły afery reprywatyzacyjnej.
Jan Mencwel ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze uważa, że Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna stawić się przed komisją.
"To nie pani prezydent decyduje, co jest bezprawne, a co nie. Hanna Gronkiewicz-Waltz zaskarża komisję do NSA - w porządku, ma do tego prawo. Ale do czasu wyroku NSA powinna jednak okazać pokorę i zachować się po obywatelsku. Poza tym, gdyby komisja była faktycznie bezprawna, to czemu PO ma w niej swojego przedstawiciela?" - pisze i dodaje: Jest urzędującym prezydentem. Naszym zdaniem nie może w taki sposób podważać instytucji państwowej. W jej przypadku to podwójnie nie w porządku, ponieważ politycznie odpowiada za dziką reprywatyzację.
Jan Śpiewak nie przebiera w słowach: To prezydent działa bezprawnie, co wynika z zeznań Śledziewskiego. Nie stawiając się na komisji, staje po stronie układu reprywatyzacyjnego. Są już dwa zarzuty wobec HGW wynikające z dotychczasowych zeznań. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, to będziemy wysyłać jej paczki do więzienia.
Podkreśla, że prezydent powinna stawić się przed komisją. "Jest mnóstwo pytań, na które może odpowiedzieć tylko ona. A na razie unika tych najtrudniejszych, na wywiady chodzi tylko do TVN-u. Łatwo wytrącić ją z równowagi. Do "Wyborczej" nie chciała przez pół roku pójść po wybuchu afery" - pisze.
"Hanna Gronkiewicz-Waltz, zgodnie z przewidywaniami staje się wielką nieobecną komisji weryfikacyjnej, przesłuchujący nieustannie krążą wokół kwestii jej odpowiedzialności za majątek publiczny. Scenariusz był do przewidzenia" - mówią autorki książki "Święte prawo. Historie ludzkie z reprywatyzacją w tle".
"Jeśli nie uważa, że wyjaśnienia jest dłużna wyborcom, powinna zrobić to dla samej siebie. I opowiedzieć samodzielnie o kulisach warszawskiej reprywatyzacji" - dodają.
Jak piszą nam Iwona Szpala i Małgorzata Zubik, na razie robią to za nią wyrzuceni dyscyplinarnie urzędnicy Biura Gospodarki Nieruchomościami, jeden z zarzutami prokuratorskimi.
"Sami przyznają, że z Gronkiewicz-Waltz się nie kontaktowali. Ale komisja ich dociska, więc powtarzają np. korytarzowe pogłoski. Jedną z nich prezydent musiała prostować, bo przesłuchiwany urzędnik ogłosił, że wymusiła na BGN zmianę decyzji odmawiającej reprywatyzacji działki na warszawskiej Woli" - piszą.
Na pytanie, czy ich zdaniem komisja reprywatyzacyjna działa niekonstytucyjnie, odpowiadają: To zarzut, który stawiają politycy opozycji, istnieje opinia dla Biura Analiz Sejmowych, która zarzuca komisji niekonstytucyjność. PiS broni się, że ustawa o komisji nie była badana w Trybunale Konstytucyjnym, więc jak każda regulacja korzysta z domniemania konstytucyjności. Opozycja odpowiada, że nikt nie posłał ustawy do TK, bo Trybunał jest dziś pod kontrolą polityczną - piszą i dodają:
Pewne jest jedno: rozprawy administracyjne nie mają takiej poetyki jak komisja. Sędziowie raczej nie cytują tekstów piosenek pisanych przez urzędników na spotkaniach integracyjnych, pytając o ich sens, nie gromadzą wiedzy kuluarowej, nie dopytują o naciski. Komisja przypomina raczej sejmową komisję śledczą, tyle, że z o wiele szerszymi uprawnieniami.
Małgorzata Kidawa-Błońska podziela zdanie prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, że komisja działa bezprawnie. – Jeśli równolegle prowadzone jest śledztwo w prokuraturze, to ono powinno być nadrzędne. Sposób prowadzenia komisji, zadawania pytań wygląda jak polowanie na czarownice. Oni już mają tezę, nie starają się dociec, jaka jest prawda – mówi Kidawa-Błońska.
Jak dodaje, prezydent ma prawo odmówić stawienia się przed komisją. - Ma prawo skorzystać z tej możliwości. Nie wiem, jak ja zachowałabym się na jej miejscu, ale gdy widzę, jak komisja funkcjonuje, to śmiem twierdzić, że prezydent ma rację - podkreśla.
W przeciwieństwie do aktywistów Kidawa-Błońska twierdzi, że prezydent bierze odpowiedzialność za reprywatyzację. Sam fakt, że o niej mówimy oznacza, że bierze. Na razie nie ma wobec niej żadnych zarzutów. Mam wrażenie, że cała ta komisja jest właśnie po to, żeby ją oskarżyć – mówi.
Barbara Nowacka uważa z kolei, że komisja bezprawna nie jest, jest "niezgodna z porządkiem prawnym RP". "Obraduje w sposób urągający powadze, traktowana jako polityczne narzędzie nie do rozliczenia afer, a wojny z Platformą Obywatelską. W tę grę weszła PO, uczestnicząc w pracach komisji" - pisze Nowacka.
"Jako mieszkanka Warszawy uważam jednakże, że prezydent mojego miasta powinna opinii publicznej powiedzieć, co zrobiła w sprawie reprywatyzacji" - dodaje.