"Skrajny nacjonalizm zaczyna się od takich "niewinnych" akcji wyrzucania innych za niewłaściwą rejestrację. Potem idzie już gładko" - pisze Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych i publikuje zdjęcie naklejki rzekomo wykonane na Żoliborzu.
Czytamy na niej: "karna naklejka", "Żoliborz dla Żoliborzan", "Nie zajmuj miejsca należnego lokalnym mieszkańcom, gdzie mają parkować?". Przedstawiciele ośrodka są oburzeni.
"Drodzy "prawdziwi żoliborzanie": Warszawę odbudowywała cała Polska jako stolicę swojego państwa. Gdyby nie ci ludzie z Rzeszowa, Radomia i Kielc mielibyście kupę gruzu, a nie wasze miejsca parkingowe" - piszą na stronie.
Za akcję z "naklejkami" wstępnie oskarżali żoliborskiego radnego - Tomasza Michałowskiego oraz jego środowisko. W tytule wpisu nie przebierają w słowach: Nowy pomysł dzielnicowych nacjonalistów z Żoliborza - będą wyrzucać z dzielnicy przyjezdnych.
Gdy radny poznał treść wpisu, zainterweniował. Odciął się od akcji z naklejkami.
"Radny Michałowski w rozmowie z reporterką WawaLove.pl oświadczył że jest zwolennikiem wprowadzenia winiet dla rejestracji spoza Warszawy lub zaporowych opłat parkingowych dla przyjezdnych. Zdystansował się jednak do akcji z "karnymi naklejkami" stwierdzając że nie ma z nią nic wspólnego" - czytamy we wpisie.
Skontaktowaliśmy się z Urzędem Dzielnicy, aby zapytać, czy wiadomo, kto jest odpowiedzialny za naklejanie tajemniczych wlepek.
Jak zauważają autorzy zdjęcia naklejki, twórcy strony "Żoliborz moje miasto", parkowanie to duży problem Żoliborza. "Ale z tymi wlepkami to ktoś mocno przesadził" - piszą.
Inni zarzucają ośrodkowi mieszanie walki z problemem parkowania i płaceniem podatków w mieście, w którym się mieszka (i tym samym parkuje) z nacjonalizmem.
"Jak można mieszać w to nacjonalizm? Serio?! W tej akcji (jak i w podobnych w innych miastach) chodzi o to, że jest za mało miejsc parkingowych (tych darmowych szczególnie) i mieszkańcy Żoliborza nie mogą parkować, bo osoby, które muszą koniecznie dojechać autem pod same miejsce pracy, zajmują miejsca parkingowe mieszkańców i ci nie mają gdzie zaparkować. Stąd oburzenie. To nazywacie nacjonalizmem?" - pisze Marcin.
Ośrodek się broni, że nie chodzi o samą ideę. "To sposób myślenia. Moje podwórko, moja dzielnica, mój kraj - nie dla obcych" - piszą.
Jeszcze inni uważają, że płacenie podatków w Warszawie nijak się ma do rejestracji samochodu. "Co mają podatki do rejestracji? Płacę w Warszawie, mój partner też, a samochód mamy na współwłasność zarejestrowany w Siedlcach. Komu zabieram miejsce na Mokotowie? - pyta Agnieszka.
"Rozumiem, że w takim razie wszyscy którzy doznali zaszczytu posiadania rejestracji WX nie ruszają się poza Żoliborz?" - żartują inni.