Reporter Witold Szabłowski opisał na swoim Facebooku jedną z, jak pisze, "piękniejszych historii, jakie usłyszałem od taksówkarza. Właściwie to najpiękniejszą".
Pan Irek opowiedział mu, że od jakiegoś czasu wozi 94-latkę z Woli. Kobieta polubiła go, zapowiedziała, że będzie zawsze po niego dzwonić. Tak też się stało. Samotna staruszka pewnego razu upiekła nawet taksówkarzowi sernik dla córki. Ten odwdzięczył się szarlotką.
Znajomość rozwijała się, pan Irek pomagał 94-latce z zakupami, odwiedzał w mieszkaniu. Kobieta dużo mu opowiadała, pokazywała zdjęcia rodziny, która zginęła w powstaniu warszawskim.
Zeszłego lata wybieraliśmy się z rodziną nad morze. Urlop zaklepany, zadatek zapłacony. I dwa dni przed wyjazdem dzwoni babcia. Że ma operację. I żeby ją zawieźć. I płacze. Że się boi.Pytam żonę, co robić. A żona: przecież dobrze wiesz, co. No wiem.
Taksówkarz zawiózł rodzinę do Ustki, przenocował, a następnego dnia z samego rana wrócił do Warszawy i podjechał pod kamienicę staruszki. "Zaprowadziłem babcię na oddział, przytuliłem. No jakbym kogoś z rodziny odprowadzał, mówię panu. I jak już ją wzięli, to w auto - i z powrotem do Ustki" - relacjonuje Szabłowski.
"Do dzisiaj nie wie, że wtedy specjalnie dla niej z Ustki leciałem” - kończy historię. Post reportera poruszył tysiące osób, udostępniono go już setki razy. "Ten pan wciela w życie hasło #róbdobro" - skomentował Michał. "Kochani! Zamiast się wzruszać - szybciutko znaleźć swoją staruszkę! I do pomocy!" - apeluje Maciej. Podpisujemy się pod jego słowami.