Nagrał pościg policjantów za napastnikami. Wyrwali biznesmenowi plecak z 700 tys. zł [WIDEO]

6 czerwca na warszawskim Mokotowie rozegrała się scena jak z filmu akcji. Policjanci rzucili się w pościg za mężczyznami, którzy wyrwali biznesmenowi plecak z ogromną ilością pieniędzy.

Przed godziną 18 na warszawskim Mokotowie do napadu. Trzech mężczyzn ubranych w kamizelki odblaskowe udawało robotników. Mieli rzekomo wykonywać prace remontowe przy centrum handlowym.

Akcja jak z filmu akcji

Obok nich przechodził 59-latek z plecakiem - jak poinformowała policja, był to warszawski biznesmen. "Robotnicy", przy użyciu gazu łzawiącego, obezwładnili mężczyznę i wyrwali mu plecak. Okazało się, że w środku jest mnóstwo pieniędzy - 700 tys. zł.

Sprawcy najpierw uciekali czarnym audi, w którym już czekał na nich wspólnik. Gdy samochód nie zdołał przedrzeć się przez policyjną blokadę, napastnicy opuścili pojazd. Kamera mieszkańca Warszawy uchwyciła właśnie ten moment. Wideo opublikowane w serwisie Youtube zostało nagrane z balkonu bloku na skrzyżowaniu w okolicach stacji metra Wilanowska.

Pogoń za napastnikami

Policjanci rzucili się w pogoń - na końcu widać, jak przypierają jednego z przestępców do ziemi. To, co przykuwa uwagę, to zachowanie postronnych osób, wydaje się, jakby pomagali policjantom w akcji. Robert Koniuszy z mokotowskiej komendy, która prowadzi śledztwo, przyznaje, że mieszkańcy często w naturalny sposób próbują zabiec napastnikowi drogę. 

Jak dodaje, dziś zatrzymanym mężczyznom zostaną postawione zarzuty. Na wolności wciąż są pozostali dwaj mężczyźni. - Policja ustala okoliczności zdarzenia. Biznesmen, któremu wyrwano plecak z pieniędzmi złożył zawiadomienie. Poinformowaliśmy również straż graniczną o uciekinierach - informuje Koniuszy.

Wiadomo, że akcja na pewno była wcześniej zaplanowana - napastnicy w przebraniu robotników musieli wiedzieć, o której godzinie i którędy będzie szedł biznesmen z pieniędzmi. W samochodzie już czekał na nich wspólnik.

Pościg jak z filmu na ulicach Warszawy. Wyrwali mu plecak z 700 tys. zł. Byli przebrani za robotników

Więcej o: