Warszawska urzędniczka pozwała miasto na 10 mln. Nie dostała ani grosza

Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Marzeny K., która wytoczyła proces stolicy. Była urzędniczka domagała się 10 mln zł odszkodowania za sprzedanie ponad 20 lokali w nieruchomości przy Brackiej 23.

Była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości jest jednym ze współwłaścicieli słynnej warszawskiej działki przy Pałacu Kultury i Nauki pod dawnym adresem Chmielna 70.

Jak przypomina stacja TVN24, Marzena K. przejęła kamienicę przy Brackiej w drodze reprywatyzacji, odkupując roszczenia do ponad 20 sprzedanych lokali. Teraz od prezydent stolicy zażądała ponad 9,8 mln zł odszkodowania.

Miastu stołecznemu wytoczyła już w sumie cztery procesy: za wydanie wadliwej decyzji administracyjnej, za sprzedane lokale mieszkalne oraz wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z budynku, do którego ma roszczenia. Wcześniej otrzymała 38,6 mln w ramach odszkodowań w sprawie sześciu stołecznych nieruchomości.

"Walczmy z mafią tak, jak się walczy z mafią"

Ogłoszony wyrok jest nieprawomocny. W uzasadnieniu sędzia Rafał Wagner podkreślał, że sąd nie uwierzył w zeznania głównego świadka sprawy mec. Roberta N. Mężczyzna ten został w ubiegłym tygodniu aresztowany ws. dzikiej reprywatyzacji. Usłyszał on zarzuty korupcji, oszustwa i podrobienia pełnomocnictwa.

- Sąd uznaje umowę nabycia roszczeń dotyczących nieruchomości za nieważną, ponieważ jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego - uzasadniał sędzia Tadeusz Bulanda. Jak mówi w rozmowie z Metrowarszawa.pl Jan Śpiewak, były prezes organizacji Miasto Jest Nasze i radny dzielnicy Śródmieście nie można udawać, że sprawa Marzeny K. to indywidualny przypadek: Walczmy z mafią, tak jak walczy się z mafią.

"Niekompetencja czy układ?"

- Nie można kupić prawa do czegoś za 30 tys., a potem oczekiwać, że dostanie się 10 mln. Tak zresztą uzasadniał swój wyrok sędzia. Ratusz był bierny. Co sobie myśleli ci urzędnicy przelewając 40 mln na konto jakiejś urzędniczki? Nic nie myśleli, albo działali w zmowie - mówi Śpiewak dodając: A co sobie myśleli pracodawcy Marzeny K.? Że na jej konto wpłynie taka kwota i nikt tego nie zauważy?

Działacz społeczny nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z dużym kryzysem wymiaru sprawiedliwości w Warszawie

- Te kamienice, nieruchomości, handel odbywał się często za sumy, które zupełnie nie przystają do realnych wartości odszkodowań. To pokazuje też, że ludzie którzy kupowali te roszczenia za 30 tys. zł. zdawali sobie sprawę, że to lipa i ustawka. Mimo tego kamienice były oddawane, a odszkodowania wypłacane - podkreśla były prezes MJN.

Jak przekonuje dalej Śpiewak, należy sobie zadać pytanie, czy wymiar sprawiedliwości i warszawski ratusz działali z rażącej niekompetencji, czy też może byli w jakimś układzie paramafijnym z osobami, które zajmowały się reprywatyzacją.

Jarosław Kaczyński promuje "Nocną Zmianę": "On otrzymał z Rosji swego rodzaju jarłyk"

Więcej o: