Powołanie komisji to pokłosie afery reprywatyzacyjnej w stolicy.
O sprawie zrobiło się głośno po opublikowaniu przez Gazetę Wyborczą reportażu, w którym pojawiły się szczegóły na temat przejęcia działki przy Chmielnej 70 wartej około 160 mln zł.
Ratusz przekazał działkę trzem osobom, które nabyły roszczenia od spadkobierców, mimo że odszkodowanie za nią otrzymał już wcześniej jej przedwojenny właściciel.
Pomysł komisji rząd ogłosił jesienią 2016 r. Komisja będzie mogła uznać słuszność zwrotu nieruchomości albo uchylić ją i podjąć decyzję merytoryczną. To pozwoli odebrać bezprawnie pozyskaną nieruchomość.
Przewodniczącym komisji ma być sekretarz stanu w resorcie sprawiedliwości lub MSWiA - jest powoływany przez premiera na wniosek szefa MS złożony w porozumieniu z szefem MSWiA.
Będzie w niej pracować osiem osób - członkowie komisji muszą mieć wyższe wykształcenie prawnicze lub niezbędną wiedzę w zakresie gospodarowania nieruchomościami i cieszyć się nieposzlakowaną opinią. Ustawa mówi, że członkowie komisji są niezależni i nie podlegają służbowo Ministrowi Sprawiedliwości.
Komisja będzie mogła również nałożyć na osobę, która skorzystała na wydaniu decyzji reprywatyzacyjnej, obowiązek zwrotu nienależnego świadczenia w wysokości odpowiadającej wartości bezprawnie przejętej nieruchomości.
W tej chwili prokuratury prowadzą już 140 postępowań karnych związanych z dziką reprywatyzacją w Warszawie. Kilka osób usłyszało zarzuty.
Polska jako jedyny kraj postkomunistyczny na świecie nie posiada ustawy reprywatyzacyjnej, która rozwiązałaby problem tzw. dekretu Bieruta z 1945 roku, którego skutkiem było przejęcie wszystkich gruntów przez miasto stołeczne Warszawę, a w 1950 r. - po zniesieniu samorządu terytorialnego - przez Skarb Państwa. Objęto nim ok. 12 tys. ha gruntów, w tym ok. 20-24 tys. nieruchomości.