O niecodziennej historii poinformował jeden z pasażerów feralnej podróży, pan Piotr Tarczyński. W emocjonalnym wpisie na Facebooku napisał, że „został porwany” przez kierowcę ZTM.
Jak zaczyna opowieść Piotr Tarczyński, około 22 w czwartek wsiadł na przystanku przy Nowym Świecie do autobusu linii 128. Planował wysiąść na pl. Zawiszy. Niestety, nie wysiadł.
Kiedy [autobus, przyp. red.] nie zatrzymał się na przystanku plac Starynkiewicza, trochę się zdziwiłem, ale pomyślałem, że może był na żądanie i wysiądę pod hotelem Sobieski. Tymczasem autobus popędził prosto Jerozolimskimi, a na tablicy ledowej pojawił się napis ZJAZD DO ZAJEZDNI – pisze pan Piotr.
Zdziwieni pasażerowie zaczęli dopytywać, gdzie jest następny przystanek. - Nigdzie. W zajezdni, we Włochach. Powiedziałem na "Centralnym", że to koniec trasy. Trzeba było słuchać - usłyszeli.
Jadący pojazdem zaczęli tłumaczyć kierowcy, że nikt nie usłyszał komunikatu o zmianie trasy, a napis na tablicy pojawił się, kiedy i tak już nikt nie miał szansy wysiąść. Zapytali, czy nie mógłby w takim razie wysiąść na Dworcu Zachodnim. - Nie, spieszę się - odpowiedział.
To - jak pisze pan Piotr - przelało czarę goryczy. Padły ostre słowa, a pasażerowie zaczęli straszyć kierowcę skargą w ZTM. - A proszę, ja już kilka razy ludzi tak wywiozłem! – odpowiedział kierowca.
Kiedy autobus dojechał do zajezdni, pasażerowie spisali numer autobusu i nazwisko kierowcy. Zgodnie postanowili, że muszą złożyć skargę.
Tu problemem było nie to, że kierowca nie wypuścił nas tam, gdzie sobie życzyliśmy. Wiem, że mu nie było wolno. O tym, że to koniec trasy poinformował nas dopiero po przejechaniu placu Zawiszy. Kiedy było już za późno. I tego właśnie nie potrafię zrozumieć – mówi w rozmowie z Metrowarszawa.pl pan Piotr.
Mężczyzna przyznaje, że najbardziej przeraziła go buta i chamstwo kierowcy. - Prezentował postawę „i co mi zrobicie”? To zadziałało na nas jak płachta na byka. Jeden z pasażerów zadał rozsądne pytanie: „Czy transport publiczny jest dla ludzi, czy ludzie dla transportu"? - mówi i dodaje:
Podobało mi się natomiast współdziałanie pasażerów. - W zajezdni zamawialiśmy sobie taksówki, żeby mieć pewność, że wszyscy będą mieli jak wrócić. Taksówka, w której byłem i ja odwiozła biedną studentkę z zagranicy, która była kompletnie zdezorientowana - opowiada.
Rzecznik prasowy Miejskich Zakładów Autobusowych, Adam Stawicki potwierdza w rozmowie z nami, że zdarzenie miało miejsce w autobusie MZA (Miejskie Zakłady Autobusowe).
- W najszybszym możliwym tempie wyjaśnimy tą sytuację i powiadomimy o podjętych przez nas krokach. Jednocześnie z góry przepraszamy pasażerów wspomnianego autobusu za wszelkie niedogodności i problemy, których doświadczyli - podkreśla Stawicki.
Zobacz także: Tak zmieniła się Warszawa w ciągu 50 lat. Okolice Arkadii - nie do poznania [WIDEO]