Do zdarzenia doszło w czwartek w kwiaciarni przy ulicy Walecznych 29 na warszawskiej Saskiej Kępie. Ofiarą agresywnego zachowania sprzedawcy miał być dziennikarz Błażej Żuławski, który całą sytuację postanowił opisać na Facebooku.
Agresywne zachowanie kwiaciarza Print Screen Facebook.com
- Chciałem posadzić trawę w ogrodzie, a wiem, że w tej kwiaciarni można kupić nie tylko kwiaty cięte, ale również donice, nawóz, sadzonki, ziemię - rozpoczyna opowieść dziennikarz. W drodze do kwiaciarni zadzwonił do swojego taty. - Rozmawiając przez telefon, dojechałem pod budkę, chwilę pooglądałem wystawione sadzonki, po czym wszedłem do środka - mówi.
Opisuje, że właściciel krzątał się po kwiaciarni. Raz wychodził na zaplecze, zaraz z niego wracał. Błażej z telefonem przy uchu zaczął przeglądać paczkę z nasionami. - Chciałem przeczytać, czy to jest trawa z jakąś domieszką, czy sam nawóz - opowiada.
I nagle przy jego boku "wyrósł fioletowy na twarzy, otyły kwiaciarz", który przywitał go agresywnymi słowami:
Kupujesz pan coś, czy zawracasz pan tylko głowę, ja mam tu swoją robotę! - relacjonuje Błażej.
Jak dodaje, sprzedawca miał również krzyczeć, że "włazi mu do sklepu, gada przez telefon, gdy on nie ma czasu".
Błażej poczuł się urażony. - No widzę, że piękne ma pan podejście do klientów - zareagował. W odpowiedzi miał usłyszeć: "Pan nie jesteś żaden klient, kończ pan tę rozmowę i mów pan, co pan bierzesz". Błażej zareagował kategorycznie i odrzekł, że w takich okolicznościach nic nie kupi i nie życzy sobie bycia wychowywanym.
I usłyszał: "Wypi****laj, pedale je**ny". Więc wyszedł. Jak twierdzi, kwiaciarz podążył za nim. - Stanął nagle obok mnie i zaczął gapić się prosto w oczy, prawie dotknął nosem mojego nosa - opowiada. Błażej wciąż rozmawiał z ojcem przez telefon.
Wiesz, co jest najdziwniejsze - miał powiedzieć do ojca. - Że ten pan ma ten biznes od jakichś 30 lat i wielokrotnie u niego kupowałem, moja mama też, a teraz nic już nigdy tu nie kupimy. Na co kwiaciarz scenicznym szeptem, tak by ojciec w słuchawce słyszał, odpowiada: "No co zrobisz, pedale? Ty pedałku pier****ny... co zrobisz? Jeb**ć ci? Wypier***aj mi stąd!" - relacjonuje Błażej.
Jak dodaje, wiedział, że się nic nie stanie, ale i tak się wystraszył. - Nie sądzę, żeby mnie uderzył. Ale był ode mnie wyższy, stał bardzo blisko i przeklinał. Adrenalina mi skoczyła. Gdy wsiadłem do samochodu, noga mi drżała, nie mogłem pohamować zdenerwowania - opowiada.
Postanowił opisać całą historię, ponieważ uważa, że - choć jego osobiście nie dotyczyły obelżywe słowa kierowane do niego przez kwiaciarza - powinno się bojkotować miejsca, "w których pracownicy czy właściciele uważają, że przejawy inności, takie jak kolor skóry, orientacja seksualna, odmienna religia (...) są wystarczającymi przesłankami do agresywnych zachowań".
Pod postem zawrzało. Internauci nie pozostawili suchej nitki na kwiaciarzu. Ale Błażejowi również się dostało - przede wszystkim za rozmawianie przez telefon podczas zakupów. Wielu uznało, że było to rzeczywiście niegrzeczne.
Zadzwoniliśmy do kwiaciarni przy Walecznych 29, żeby poznać wersję kwiaciarza. Pan Jacek od razu potwierdził, że doszło do konfrontacji z chłopakiem. Jego zachowanie nas zaskoczyło i poruszyło.
Podkreślał, że Błażej podkoloryzował całą historię. - Wszedł do kwiaciarni, rozmawiał przez telefon. To nie jest grzeczne zachowanie. Kilkakrotnie pytałem go, jak przystało na dobrego sprzedawcę, czy w czymś pomóc. A on dalej przez ten telefon. Zignorował mnie, więc się we mnie zagotowało - przyznaje pan Jacek, właściciel kwiaciarni.
Powiedział Błażejowi, że rozmawianie na głos przez telefon nie przystoi w tak małym pomieszczeniu. - Zareagował słowami, że on może nie kupować. To mu mówię, to proszę nie kupować. I wtedy wyzwał mnie od chamów.
W tym momencie niepotrzebnie powiedziałem: ty pedale, spadaj... Te słowa były niewłaściwe i za nie bardzo przepraszam. Nerwy mi puściły - i przekonuje: Nie chciałem go przestraszyć. O żadnym straszeniu i biciu nie było mowy.
Po naszych rozmowach zarówno z panem Jackiem, jak i Błażejem, panowie postanowili się spotkać. Mimo że na początku obaj panowie chcieli skorzystać z usługi prawników, okazało się, że jest to kompletnie niepotrzebne.
- Pan Błażej przyjechał do nas po pracy. Okazało się, że to bardzo sympatyczny chłopak - spokojny, tym bardziej mi przykro, że tak wyszło - opowiada w rozmowie z metrowarszawa.pl pan Jacek.
Skończyło się happy endem, chociaż niesmak pozostanie. Jak się okazuje, człowiek całe życie się uczy, nawet taki 56-letni chłop jak ja może dostać nauczkę. Głupio powiedziałem, nie będę próbował się wybielać. Niech ta historia będzie przestrogą dla innych, że czasem słowo może bardziej zranić niż pięść - mówi.
Pojednanie w kwiaciarni Błażej
Jak dodaje, cieszy się, że mógł spotkać się z Błażejem osobiście. - Chciałem mu powiedzieć w twarz, tak prosto z serducha, że naprawdę mi przykro. Na sam koniec zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie - podsumowuje.
Błażej również miło wspomina spotkanie. - Pan Jacek przepraszał mnie chyba z 18 razy! Powiedziałem mu, że jak wie, że zrobił źle, to ja te przeprosiny od razu przyjmuję. Porozmawialiśmy, kupiłem trawę, a pan Jacek dorzucił jeszcze tulipany dla mamy - opowiada Błażej.
Zobacz też: Zablokował przejście, którym piesi szli do tramwaju. Dziadek z laską pokazał, co o nim myśli