Pan Jan podzielił się na swoim Facebooku historią, która z jednej strony bulwersuje, z drugiej szczerze porusza. Z trzeciej - dziwi. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego mogło się przydarzyć.
Po sobotnim, wieczornym seansie kinowym pan Jan wracał Krakowskim Przedmieściem do domu. Jak pisze, przy Ministerstwie Kultury zobaczył dwóch pijanych mężczyzn zaczepiających nastolatki.
Postanowił stanąć w obronie dziewczyn. Efekt interwencji był taki, że mężczyźni zostawili w spokoju dziewczyny, ale za to przyczepili się do niego.
- Wyzywali mnie od: słoików, pedałów, konfidentów, cweli - opowiada. W końcu rzucili się na niego z pięściami. - Na wysokości Domu Bez Kantów dostałem kilka ciosów, na początku nie oddałem. Dopiero, jak spróbowali mnie okraść, zacząłem się bronić, wtedy odpuścili - opowiada pan Jan.
O 23:34, jak zapewnia, wezwał policję. Telefon do funkcjonariuszy przestraszył napastników, którzy zaczęli się oddalać. Pan Jan postanowił pójść za nimi, aby policja wiedziała, gdzie ich szukać. Jak mówi w rozmowie z Metrowarszawa.pl, nie bał się mężczyzn, bo "jest dużym facetem".
Pijani napastnicy próbowali umknąć, wsiadając do autobusu z wracającymi z meczu legionistami. Pan Jan wskoczył za nimi.
Napastnicy musieli nastawić legionistów przeciwko mnie, bo przyłączyli się do wymyślania mi od konfidentów. Wtedy naprawdę się przestraszyłem - bałem się, że mnie w kilkunastu zlinczują, więc po raz drugi zadzwoniłem na policję - opowiada pan Jan.
Mężczyźni opuścili autobus przy Nowym Świecie. Tak tez uczynił pan Jan. W tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewał.
- Wbrew oczekiwaniom, zamiast kolejnej bójki, zaczęli ze mną rozmawiać - opowiada. Zapytali m.in. dlaczego mężczyzna im nie oddał. - Wytłumaczyłem, że wiele lat temu obiecałem sobie, że więcej nie będę się bił - wyjaśnia. Zadzwonił po raz trzeci na policję, podając swoją aktualną lokalizację. Zgłoszenie nagrał i opublikował w internecie. W oczekiwaniu na patrol, rozmowa z napastnikami toczyła się dalej.
Faceci mówili "grypserą", więc zorientowałem się, że byli w więzieniu. Ujawniłem ten fakt, co wywołało kolejną falę zwierzeń. Zaczęli opowiadać o swoim życiu, doświadczeniach w więzieniu, problemach z nieuczciwymi kolegami - opowiada.
Jak dodaje, coraz bardziej go ta sytuacja zaczęła irytować, więc gdy zobaczył przejeżdżający obok patrol policji, zatrzymał go i poprosił o pomoc. Jak twierdzi, policja go zignorowała. A napastnicy po raz kolejny zaskoczyli - zaprosili na piwo:
Gdy odmówiłem, zaproponowali pieniądze. Po 30 minutach czekania na policję powiedziałem, że już nie wiem, co mnie bardziej irytuje - oni, czy to, że policja zignorowała wezwanie. Wtedy wręcz zaczęli się ze mną solidaryzować. Zwierzali się, że też zostali kiedyś pobici i policja nie zainterweniowała - opowiada.
Pan Jan nie rozumiał, dlaczego mężczyźni nie próbowali się oddalić - policja mogła w każdej chwili się pojawić. - Powiedzieli tylko, że oni to nie są z tych, co uciekają - dodaje. Po 45 minutach oczekiwania na patrol uznał, że policja zignorowała zgłoszenie i zaproponował, aby mężczyźni się rozstali.
I wtedy nadjechał patrol...
Gdy pan Jan nabrał przekonania, że nic dziwniejszego nie może mu się tej nocy przytrafić wyszło na jaw, że byli to ci sami policjanci, którzy wcześniej odmówili interwencji. Funkcjonariusze powiedzieli, że nie zareagowali na prośbę o pomoc, ponieważ byli wezwani na Krakowskie Przedmieście 53 - w jego sprawie.
- Zastanawiam się, jak często przestępcy grzecznie czekają na przyjazd policji, która nie jest zainteresowana zgarnięciem ich? Ciekawe czy policja często odmawia pomocy ofiarom, którym jedzie pomóc? (...) - pisze pan Jan i podsumowuje: To była zupełnie absurdalna sytuacja, gdyby szczęka nie bolała, to może nawet bym się z niej śmiał.
Skontaktowaliśmy się z oficerem prasowym Robertem Szumiatą z Komendy Rejonowej Warszawa Śródmieście. Szumiata potwierdził, że pan Jan zgłaszał pobicie w sobotę późnym wieczorem.
W oficjalnym oświadczeniu przesłanym przez oficera czytamy jednak, że z polecenia Komendanta Rejonowego Policji Warszawa I prowadzone są dopiero czynności wyjaśniające "mające na celu ustalenie i wyjaśnienie wszystkich okoliczności tego zdarzenia".
Jak podkreśla Szumiata, dopiero po ich zakończeniu policja będzie mogła odpowiedzieć na zadane pytania. Dodał, że pan Jan złożył 3 kwietnia zawiadomienie w sprawie pobicia.