Zadzwoniłam do kilku warszawskich firm zajmujących się wycinką drzew i porządkowaniem terenu z pytaniem, czy "efekt Szyszki" przełożył się na zwiększone zapotrzebowanie na ich usługi.
- W naszej firmie liczba zamówień zwiększyła się o kilkaset procent. Przed ustawą klient czekał na nasz przyjazd dwa tygodnie, teraz będzie musiał zaczekać trzy miesiące – mówi Piotr Nieścieruk z warszawskiej firmy Perfect Clean. I dodaje:
Wcześniej my dostosowywaliśmy się do grafiku klienta, teraz oni dopasowują się do nas. Musieliśmy kupić więcej sprzętu, zatrudnić dodatkowych pracowników. W soboty też pracujemy.
Przedstawiciel innej firmy, chcący zachować anonimowość:
Do wczoraj zainteresowanie było umiarkowane, ale dziś, po wypowiedzi Kaczyńskiego rozdzwoniły się u nas telefony. Ludzie się przestraszyli, że nie zdążą z wycinką, jeżeli ustawa zostanie cofnięta. Proszą nas o przyjazd, ale akurat nasza firma ma swoich stałych klientów i takie pojedyncze zlecenia upychamy w grafiku na siłę. Większości odmówiłem.
Wycięte drzewa i krzewy na działce wystawionej na sprzedaż przy ul Kolumbijskiej 34 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Patryk Dominik, właściciel Sunny Garden, ostrożnie szacuje, że liczba zamówień zwiększyła się o ok. 20 procent. W ich przypadku popyt na nasadzenia nowych drzew także nieco się zwiększył. Jednocześnie Dominik przyznaje, że zdarzają się sytuacje, gdy wycinanego drzewa jest mu po prostu szkoda.
Bywali klienci, którzy mówili, że chcą ścięcia, bo im się drzewo nie podoba. Ale to rzadkość. Najczęściej jest tak, że drzewo o coś zahacza, coś zasłania, włazi w okna. Człowiek nie może być od drzewa uzależniony.
Pracownik firmy „Sekwoja” także twierdzi, że zamówień jest zdecydowanie więcej. I dodaje, że dziś w związku z pogodą nie było cięć i zamiast tego pojechał na oględziny drzew.
Kiedy zobaczyłem trzy piękne, dorodne lipy, powiedziałem właścicielowi działki, że nie mam czasu na realizację tego zamówienia. A tak naprawdę to zrobiło mi się tych drzew szkoda. Wcześniej odmówiłem ścięcia dębu. Nie wiem, czy ktoś inny przyjął to zlecenie, potem już tam nie jeździłem. Może ten dąb jeszcze stoi?
Na pytanie, co sądzi o ustawie Szyszki, stwierdził, że to przeskok z jednej skrajności (za dużo ograniczeń) w drugą (samowolka). – Powinny być ograniczenia ze względu na obwód drzewa - odpowiada.
Jeszcze ostrzej na temat ustawy wypowiada się Ludwik Tyszka z firmy Zrembex.
Zlecenia przyjmuję, bo firma musi prosperować. Ale ustawa wcale mi się nie podoba i to pomimo tego, że mam dzięki niej więcej zamówień na wycinki. Tylko co z tego, skoro jednocześnie zmniejszyła się liczba nasadzeń? Nowa ustawa nie nakłada już na właściciela takiego obowiązku.
I dodaje, że w jego opinii najgorsze w ustawie jest to, że pozwala deweloperom na obchodzenie prawa. Teoretycznie drzew nie wolno wycinać pod działalność gospodarczą. Tymczasem, twierdzi Tyszka, w praktyce bywa tak, że właściciel wycina drzewa, bo ma do tego święte prawo, a potem dopiero sprzedaje teren deweloperowi. Zdaniem Tyszki miasto traci na tym miliony, bo wcześniej inwestor musiał za wycięte duże drzewa płacić albo nasadzać nowe w ramach rekompensaty.
Nie mam złudzeń. Nawet jeśli ustawa zostanie cofnięta, to, co miało zostać w Warszawie wycięte, zostało wycięte – dodaje.
I choć sam z wycinania żyje, nie słychać w jego głosie satysfakcji.
Zobacz także Wideo: Warszawa apeluje o zmianę ustawy ws. wycinki. "Czas liczymy w padających drzewach"