Wywieźli do lasu i porzucili umierającego psa. Internauci już ich namierzyli

Ktoś wywiózł do podwarszawskiego lasu umierającą sunię. Uratował ją wolontariusz pobliskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Przytulisko poprosiło urzędników o pomoc, ci zaś twierdzą, że o sprawie nic nie wiedzieli.

Wyniszczonego i wyziębionego psa znaleziono, 19 stycznia, w lesie w pobliżu schroniska. Zwierzak nie był w stanie się nawet podnieść o własnych siłach. 

W zielonym kocyku

Asti, bo takie imię otrzymała sunia, natychmiast trafiła pod opiekę weterynarza. Mimo że w lesie spędziła zaledwie kilka minut, była w poważnej hipotermii. 

Suczka była także skrajnie wychudzona, odwodniona, otępiała, nie reagowała na otoczenie. Lekarz miał duży problem z założeniem venflonu, ponieważ skóra była twarda z odwodnienia, a żyły pozapadane. Okazało się również, że miała bardzo wysoki, niemierzalny poziom glukozy we krwi.

Nie udało się uratować psa

Z czasem stan zwierzaka zaczął się poprawiać, ale radość nie trwała długo. Badania wykazały, że sunia cierpiała na cukrzycę, niedoczynność tarczycy, krwotoczne zapalenie przewodu pokarmowego. Mimo intensywnego nawadniania, dogrzewania i podawania leków, odeszła.

Tak bardzo chcieliśmy ją uratować, mielimy nadzieję, że może pożyć jeszcze wiele lat.

Dokładna przyczyna zgonu psa będzie znana dopiero po sekcji zwłok i badaniach histopatologicznych.

Kierowca czerwonego samochodu

Jednocześnie schronisko rozpoczęło akcję poszukiwania osoby, która zostawiła sunię. 

Nasz pracownik widział, jak do lasu wjeżdża czerwone auto i za moment szybko wyjeżdża. Wolontariusz, który poszedł do lasu, natknął się na leżącą na zielonym kocyku sunię, której wcześniej tam nie było. Nie mamy wątpliwości, że sprawcą jest kierowca czerwonego samochodu.

Dzięki zaangażowaniu internautów udało się ustalić, kto jest właścicielem samochodu, w którym przewieziona została sunia. Jak również, kto jest właścicielem psa. Wszystkie dane zostały przekazane policji

Dziękujemy wszystkim za wsparcie. To dzięki pomocy internautów udało się tak szybko ustalić sprawcę.

Opłacimy leczenie pod warunkiem, że...

Na stronie schroniska można też przeczytać, że gmina odmówiła azylowi sfinansowania przyjęcia suni. Stwierdziła, że zapłaci tylko za zwierzaka jeżeli odłowi go hycel, który ma podpisaną umowę z urzędem. 

Facebook / Schronisko w CelestynowieFacebook / Schronisko w Celestynowie Facebook / Schronisko w Celestynowie

Ostatecznie koszt leczenia psa przytulisko wzięło na siebie apelując do miłośników zwierząt o finansową pomoc. 

Schronisko powinno czekać, aż po umierającego na śniegu psa przyjedzie w ciągu kilku godzin "odławiacz", żeby procedurom stało się zadość! Kpina - czytamy na profilu azylu.

Gmina zaś twierdzi, że takiego zgłoszenia nie otrzymała. 

Nie zgłaszano nam psa w stanie agonalnym znajdującym się w pobliżu schroniska - mówi Ilona Bąk z wydziału ochrony środowiska urzędu gminy Celestynów.

Urzędniczka dodaje też, że tego dnia urząd rzeczywiście otrzymał informację o interwencji, ale dotyczącej innego psa. Więcej urzędniczka nie powiedziała i odłożyła słuchawkę. 

Zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt, porzucenie psa lub kota jest traktowane jako znęcanie się nad zwierzętami. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności - do dwóch lat. Za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem - trzy lata. 

Zobacz także: Nowe badania potwierdzają to co właściciele czworonogów wiedzą od dawna. Psy rozróżniają słowa i ton wypowiedzi

Więcej o: