"Wypierd***j z naszego kraju". Warszawiak zaatakował Azjatę. Dzięki tej dziewczynie sprawa trafi do prokuratury

W autobusie nr 167 doszło do napaści na Azjatę. Relację ze zdarzenia przesłała do nas czytelniczka, która stanęła w obronie poszkodowanego. Mimo że i jej mężczyzna ubliżał, zrobiła mu zdjęcie i wysłała do Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. - Żyję w czasach, gdy policja czy konsekwencje prawne nie są żadnym "straszakiem". Niepokój wzbudzają media społecznościowe - mówi. Ośrodek złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa: - Liczba agresywnych zachowań rośnie lawinowo.

Warszawa, linia 167. Ok. 16:30. Katarzyna Jaworska wsiada do autobusu przy przystanku Wiśniowa na Mokotowie. Wraz z nią do pojazdu wsiada Azjata.

Wypierd***j z naszego kraju

- Ledwie weszliśmy, jakiś mężczyzna zaczął go obrażać. Rzucał wyzwiskami. Azjata był bardzo spokojny, zresztą pochodzi z kultury, która raczej nie ulega emocjom i emocji nie pokazuje. Coś powiedział, może w swoim języku lub po polsku, ale z akcentem, na co mężczyzna zareagował jednoznacznie: - Mógłbyś się polskiego nauczyć! A w ogóle to wypierd***j z naszego kraju - opowiada.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

W końcu uwagę zwróciła mu jedna z pasażerek. Powiedziała, że Azjata ma prawo być w tym kraju. I jej się dostało. - Chłam tu taki przyjeżdża, niech wypierd***! - krzyczał mężczyzna. Katarzyna również postanowiła zareagować. - Tłumaczę, że nie ma prawa ubliżać innym ludziom i że jego zachowanie jest skandaliczne, a my go nie akceptujemy. Lawina pomyj wylała się na mnie - opowiada.

Ostrzegła, że zadzwoni na policję. - I co mi zrobią? - zareagował mężczyzna. - Więc wyciągnęłam telefon i zrobiłam mu zdjęcie. Wtedy się jakby wystraszył. Zaczął dopytywać, co z tym zrobię, skomentował, że jak to gdzieś wrzucę, to on będzie widział, kto lajkuje zdjęcie. Mówię mu, że będzie ścigał kilka tysięcy osób? Bo zapewne tyle lajków znajdzie się pod zdjęciem - opowiada Katarzyna.

Ludzie boją się utraty anonimowości

Mężczyzna wysiadł na najbliższym przystanku. - Nasunęła mi się taka refleksja - żyję w czasach, gdy policja, czy konsekwencje prawne nie są żadnym "straszakiem". Niepokój wzbudzają media społecznościowe. Ludzie boją się utraty anonimowości. Tylko skąd przekonanie, że są anonimowi? - zastanawia się Katarzyna.

Katarzyna podkreśla, że w trakcie incydentu nie doszło do rękoczynów, mimo to postanowiła wysłać list ze zdjęciem mężczyzny do naszej redakcji. Nie obawiała się również ujawnić swojej tożsamości. - Ludzie boją się reagować, mówić otwarcie, że byli świadkami takich zachowań. Ale ile można się bać, gdy tej agresji wokół jest coraz więcej? Mąż się o mnie martwi, mamy małe dzieci, nie raz była sytuację, w której reagowałam na agresję i potem sama miałam więcej kłopotów niż ten sprawca - byłam śledzona czy musiałam stawiać się na komendę składać zeznania. A potem sprawca dostawał niską szkodliwość czynu. Ale nie mam zamiaru przestać reagować - mówi.

Od wyborów liczba zgłoszeń znacząco się zwiększyła

Katarzyna wysłała list również do Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. - Zarejestrowaliśmy zgłoszenie. Już nasi prawnicy przygotowują zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie - mówi Rafał Gaweł, szef ośrodka. Jak mówi, codziennie na adres mailowy ośrodka wpływa nawet kilkaset podobnych zgłoszeń. - Niestety z wieloma nie możemy nic zrobić, ponieważ do zdarzenia doszło jakiś czas temu, nie ma monitoringu, nie można zidentyfikować sprawcy. Tutaj mamy zdjęcie, więc to wystarczy, żeby złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - opowiada.

Rafał Gaweł jest bardzo zaniepokojony rosnącą agresją. Mówi, że momentem przełomowym były wybory parlamentarne. - Od wyborów liczba zgłoszeń znacząco się zwiększyła. I rośnie lawinowo - mówi. - Jeden z pracowników ośrodka w sposób wyjątkowo dobitny wyraził to, jak bardzo zmieniła się sytuacja w Polsce w kwestii agresji wobec inności - jeszcze kilka lat temu przygotowywał instrukcje dla ludzi o tym, jak reagować, gdy zobaczą napisy rasistowskie i ksenofobiczne na murach, dziś przygotowuje instrukcje, jak reagować, gdy w miejscu publicznym dojdzie do napaści na tym tle. Z napisów na murach przeszliśmy do działania. To bardzo znamienne - mówi.

Jak informuje Rafał Gaweł, najlepiej w sytuacji, o której mowa powyżej, stanąć obok poszkodowanej osoby i krzyknąć - "Policja już została wezwana". - Zazwyczaj sprawcy uciekają z miejsca zdarzenia. Oczywiście bardzo dobrze, jak komuś uda się zrobić zdjęcie, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że może to sprowokować sprawcę. Ważne, aby pewnie zareagować, bez okazywania strachu, wtedy też często do obrony przyłączają się inne osoby - instruuje.

Zaledwie kilka dni temu pisaliśmy o pobiciu profesora UW Jerzego Kochanowskiego , który rozmawiał ze swoim znajomym z Uniwersytetu w Jenie po niemiecku. Oburzający incydent nagłośniła blogerka Katarzyna Czajka.

Więcej o: