Zmarła legenda słynnej warszawskiej kawiarni Czytelnik. "To była wielka postać"

Smutną informację o śmierci 64-letniej Pani Jadwigi Włodek, barmanki słynnej warszawskiej kawiarni Czytelnik, przekazała nam stała bywalczyni lokalu, pisarka Krystyna Kofta. - To była wielka Czytelnikowa postać, wyjątkowo dobra i ciepła, z ogromnym poczuciem humoru. Opiekowała się wszystkimi wielkimi pisarzami, i mną też, po chorobie - wspomina pisarka. - Najlepsza barmanka w Europie, a może i na świecie. Brakuje słów, żeby opisać, jak była wyjątkowa - dodaje jej przyjaciółka, była właścicielka kawiarni, Janina Dróżdż.

Czytelnik to miejsce kultowe inteligenckiej Warszawy. Tu od lat spotykają się pisarze, poeci, artyści, profesorowie, czasem politycy z sejmu i dziennikarze, współpracownicy wydawnictwa. Swój kultowy stolik mieli tu przyjaźniący się Gustaw Holoubek i Tadeusz Konwicki. Bywali tu Tyrmand, Stachura, Mostowicz, Głowacki, Łapicki, Rymkiewicz.

Opiekowała się nami wszystkimi

A także Krystyna Kofta, która przekazała nam smutną informację o śmierci jednej z najsłynniejszych postaci Czytelnika - Pani Jadwigi Włodek, czyli po prostu Jadzi, bufetowej kawiarni. - Wczoraj popołudniu zadzwoniła do mnie była właścicielka kawiarni, pani Janina Dróżdż i powiedziała o wszystkim. Doskonale wiem, że Jadzia nie chciałaby, abyśmy po niej szlochali, bo była wyjątkowo dowcipną i pozytywną osobą, ale przyznam, że ta informacja mną wstrząsnęła - opowiada Krystyna Kofta.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Znałyśmy się dobrze, Jadzia w Czytelniku pracowała 33 lata. Ja pierwszy raz odwiedziłam kawiarnię po napisaniu mojej pierwszej powieści "Wizjer". Wtedy poznałam naczelnego wydawnictwa oraz wspaniałą redaktorkę, dziś pisarkę, Annę Bolecką. Oraz Jadzię. Przez lata zbliżyłyśmy się do siebie. Mogę bez wahania powiedzieć, że była moją bliską przyjaciółką. I nie tylko moją.

Jadzia miała kontakt ze wszystkimi, którzy odwiedzali Czytelnika. Wspaniałymi pisarzami, opiekowała się Tadeuszem Konwickim, gdy pozostał sam. Dbała, żeby jadł, żeby przychodził do Czytelnika. Jego stolik zawsze na niego czekał.

"Michele, kotlet schabowy!"

- Nie była zwykłą barmanką. Tak ją żartobliwie nazywano. Gdy tak stała za barem, wyglądała uroczo. Zawsze skromna, ascetyczna, krótko ostrzyżona. Dla mnie była piękna - wspomina Kofta. - Wszyscy mieli do niej wielkie zaufanie, zwierzali się jej. Gdy dowiedziałam się, że zmarła, od razu poinformowałam wszystkich, którzy przychodzili do Czytelnika - Janusza Głowackiego, Annę czy Józefa Hena, Janusza Rudnickiego, Annę Janko, Tomasza Łubieńskiego - strasznie się zmartwili - dodaje.

Nie miała łatwej pracy, ale nigdy nie narzekała. Zawsze żartowała, miała wielkie poczucie humoru. Dla mnie była jak człowiek instytucja, tylko w tej sferze duchowej. Z nikim się nie kłóciła. Kłócili się pisarze w Czytelniku, ale nigdy nie z Jadzią. Francuzi, którzy pracowali nad kawiarnią, też się stołowali w Czytelniku. Pamiętam jak Jadzia krzyczała: "Michele, kotlet schabowy, śledzie!". Przychodzili i żartowali z Jadzią.

Czułam się tam jak w domu, u mamy, zwłaszcza po chorobie. Zawsze, jak przychodziłam, to się mną Jadzia opiekowała. Dała zupę, mówiła, żebym jadła, że wrócę do zdrowia. Już napisałam wszystkim, że nie możemy nigdy przestać przychodzić do Czytelnika. Że tak mało nas zostało. Będzie to swoisty hołd złożony Jadzi.

Nie była pracownicą, była przyjaciółką

- Niezwykła, niesamowita osoba, człowiek o wielkim sercu, nigdy kogoś takiego nie spotkałam. Dała z siebie wszystko, a nawet więcej, niezwykła przyjaciółka. Jej śmierć to dla mnie szok. Jeszcze dwa dni temu z nią rozmawiałam. Było tak zwyczajnie. Mówiła, że czuje się lepiej, że jak przyjedzie do Warszawy na badania do szpitala, to spędzi z nami pięć dni - wspomina Jadzię Janina Dróżdż.

- Była lubiana, szanowana. To dzięki niej w kawiarni zawsze panowała rodzinna atmosfera. Niektórzy mówili, że to najlepsza barmanka w Europie, a może i na świecie. Mimo że życie dało jej w kość, nigdy nie była smutna. Opiekowała się wszystkimi troskliwie. To nie była moja pracownica, to była przyjaciółka - dodaje.

W obliczu nadciągającej katastrofy

Czytelnik funkcjonuje w Warszawie od 1957. Dawniej, po prostu stołówka pracownicza najstarszego w powojennej Polsce Wydawnictwa Czytelnik, dziś kawiarnia z obiadami polskiej, domowej kuchni. Czytelnikiem zarządza obecnie Ania Dróżdż. - Od wielu lat obchodzę tam imieniny, zaczynają się południe, trwają kilka godzin. Czasami dołączył się ktoś z Sejmu, Tadeusz Mazowiecki, Kazimierz Kutz, Marek Borowski. Hołdujemy tradycji stolikowej - dodaje Kofta.

- Nie miałam śmiałości siąść przy stoliku Konwickiego, choć mnie zapraszał. Siadałam z nim na chwilę, gdy siedział sam, już gdy jego stolik opustoszał, bo przyjaciele odeszli. Co wtorek spotykamy się przy stoliku, teraz ludzie bardziej lgną do siebie, potrzebują bliskości, trochę jak w obliczu naciągającej katastrofy.

Więcej o: