Były pracownik gastronomii reaguje na konflikt w Krowarzywach. "Gastronomia to gówniana branża"

- Pracowałem po nocach, 280 godzin miesięcznie. (...) Czy mam pretensje do moich pracodawców? Nie. Mam pretensje do pieprzonego systemu. Do tego, że żyjemy w kraju, gdzie pracodawców mimo szczerych chęci, nie stać na płacenie ubezpieczenia zdrowotnego, społecznego, funduszu pracy, płatnych urlopów - pisze Piotr Roszkowski, warszawiak, były pracownik kilku lokali w Warszawie, były właściciel własnego lokalu na Pradze. Chciał uczciwie, musiał zamknąć lokal.

Piotr Roszkowski postanowił zareagować na konflikt , który rozgorzał pomiędzy pracownikami a pracodawcą znanego lokalu w Warszawie (i w Krakowie) - Krowarzyw. Pracownicy założyli związek zawodowy i protestowali przeciwko ich zdaniem fatalnym warunkom pracy (bark umów o pracę, monitoring w lokalu, brak zgody na prowadzenie związku zawodowego). Przez cały dzień trwaly negocjacje między pracodawcą a pracownikami w lokalu na Hożej.

Gastronomia to gówniana branża

- Nie znam sytuacji i nie będę na podstawie plotek stawał po żadnej ze stron, zwłaszcza że każda zapewne ma swoje racje. Skorzystam jednak z okazji, by podzielić się z wami pewnymi przemyśleniami - zaczyna Piotr i kontynuuje mocnymi słowami.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Gastronomia to gówniana branża, i mówiąc to, naprawdę mam to na myśli. Jest ciężka i nie ma w niej większych perspektyw w Polsce. Jesteś dobrym baristą, barmanem, kelnerem, kucharzem? Stać Cię na utrzymanie nie tylko siebie, ale i kredyt oraz wakacje na plaży, masz również możliwości rozwoju? Jesteś wybitny? Dostajesz się do kultowych miejsc, możesz poświęcić się karierze w gastronomii, możesz nawet pracować w knajpie z gwiazdkami Michelin i zarabiać krocie? Na Zachodzie tak. W Polsce? Nie. Jeśli jednak Ci się to uda, to jesteś szczęśliwcem jednym na tysiąc - pisze.

Nie mam pretensji do pracodawców

Piotr, jak relacjonuje, pracował w wielu miejscach z wieloma ludźmi prawdopodobnie na każdym możliwym stanowisku - od zmywaka w Anglii aż do założenia własnego lokalu. - Wiem, co to znaczy pracować często po nocach, 280 godzin czy 300 godzin miesięcznie (choć znam takich co pracowali jeszcze więcej) - pisze.

- Oczywiście nietrudno się domyślić, że 90 proc. na śmieciówce czy na czarno, zarabiając mniej niż ludzie na etacie na średnim stanowisku w korpo. Czy mam pretensje do moich pracodawców? Nie. Mam pretensje do pieprzonego systemu. Do tego, że żyjemy w kraju, gdzie pracodawców mimo szczerych chęci, nie stać na płacenie ubezpieczenia zdrowotnego, społecznego, funduszu pracy, płatnych urlopów, etc.

Nie znam miejsca, które stać na nie robienie wałów

Jeśli nic się nie zmieni zdaniem Piotra w prawie lub w powszechnym dobrobycie społeczeństwa gastronomia nadal będzie "orką bez perspektyw".

- Pamiętaj, że w gastro nie płacisz tylko za produkt z proporcjonalną marżą, ale za umiejętności osób, które Ci go przygotowały i podały. Nie znam żadnego miejsca, które by było stać zarówno na zakup doskonałej jakości produktów, jak i opłacenie etatów pracownikom i nie robienie wałów. Jedno z dwojga, jak to się mówi "Aro sekret kucharza" lub śmieciówka. Jeśli się nie zgadzasz, to pokaż mi takie miejsce póki nie zbankrutuje, o ile będzie mnie na nie stać - podsumowuje.

Więcej o: