Ktoś rozrzuca kawałki mięsa nadziewane gwoździami. Mikra je połknęła. "Mały pies nie miałby szans"

Ola wyszła w sobotę na spacer z psem. Pół godziny później była już u weterynarza. Tylko dzięki szybkiej interwencji lekarza, psa udało się uratować. W okolicy znaleziono potem jeszcze kilka podobnych podstępnych przekąsek.

Spodobało ci się? Polub nas

"13 gwoździ wetkniętych w mięso porzucone w miejscu, dokąd ludzie chodzą z psami" - napisała na swoim profilu facebookowym Ola . W ten sposób ostrzega innych przed spacerami w najbliższej okolicy.

Nasza czytelniczka mieszka w Piasecznie. Ma dużego psa, z którym codziennie przechadza się po dawnym boisku przy ul. Energetycznej w Piasecznie. - Tu zbierają się psiarze, a mój dom jest 100 metrów dalej - mówi. Sobotni spacer skończył się dość szybko. - Podszedł do mnie mój syn i powiedział, że Mikra coś je - opowiada. Szybko podbiegła do psa i znalazła na ziemi kawałek sznycla nabity gwoździami. Od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła do znajomego weterynarza. - Psa wsadziłam w samochód, lekarz kazał mi jeszcze zabrać drugi kawałek mięsa, żeby wiedział, czego ma szukać - relacjonuje.

Mikrę prześwietlono. - Na rentgenie było widać 13 gwoździków z powycinanymi łepkami. Pewnie chodziło o to, żeby raniły z obu stron - opisuje. Zapadła szybka decyzja. Pies musi zwrócić to, co połknął. Weterynarz uznał, że pies ma na tyle duży przełyk, że jeśli zwymiotuje, to nic mu nie grozi. - Ładowali Mikrze do gardła wodę utlenioną z solą, żeby to się pieniło i prowokowało wymioty. Męczyli ją dwie godziny aż wszystko zwróciła. Nie zdążyła sobie poharatać żołądka ani przełyku - opowiada.

  Rentgen jamy brzusznej Mikry, zdjęcie zrobione przez Olę Rentgen jamy brzusznej Mikry, zdjęcie zrobione przez Olę

Lekarz przyznał, że gdyby nie szybka reakcja, to dla psa mogłoby się to skończyć tragicznie. Gdyby mięso się strawiło, to gwoździe mogłyby przebić przewód pokarmowy. - Mały pies nie miałby szans - usłyszała Ola od lekarza.

Zgłoszą to na policję

Po powrocie odezwała się do niej dziewczyna z informacją, że w oddalonym kilka kilometrów Zalesiu Dolnym też ktoś wyrzucił śmiertelnie niebezpieczne pułapki. To także były porozrzucane kawałki mięsa nadziewane gwoździami. - Wygląda to na zorganizowaną akcję. Albo robi to jakiś frustrat z okolicy, który nie lubi psów, albo jest to urocza staruszka, której wnusia wdepnęła w psią kupę - ironizuje Ola.

Sprawę zgłosi we wtorek na policję. Pójdzie tam razem z jej sąsiadem - urzędnikiem z Piaseczna. Jego pies - tuż po sobotnim zdarzeniu - w kagańcu wyniuchał jeszcze trzy kawałki mięsa. Wszystkie miały w sobie gwoździki. Teraz zapakowane leżą w lodówce. Będą dowodem w sprawie.

  Kawałek mięsa nadziewany gwoździami, zdjęcie zrobione przez Olę Kawałek mięsa nadziewany gwoździami, zdjęcie zrobione przez Olę

Przyjaciele Oli tuż po zdarzeniu rozwiesili w okolicy ostrzeżenia przed groźną przekąską. - To pierwsza taka historia w tym miejscu - mówią sąsiedzi Oli.

Wcześniej kilkakrotnie informowaliśmy , że w różnych dzielnicach Warszawy (na Bródnie, Saskiej Kępie, Grochowie, Mokotowie, Ursynowie, Białołęce i w Wawrze) pojawiały się ogłoszenia o śmiertelnych zatruciach psów. Na ogół scenariusz był podobny - ktoś rozrzucał trutkę dla szczurów lub kiełbasę nadziewaną gwoździami, pies to połykał i później umierał. Rzadko kiedy jednak takie informacje zgłaszano na policję, a właściciele czworonogów nie chcieli z mediami rozmawiać. Niektórzy internauci podejrzewali, że to miejska legenda, a nie prawdziwe informacje.

Więcej o: