Chris (nazwisko do wiadomości redakcji) prosi o anonimowość. Ma 36 lat, jest drobnej budowy, ma ciemne oczy, oliwkową skórę i kruczoczarne włosy. Do zeszłej soboty nie miał w Polsce żadnych problemów, czasami ktoś zapytał czy jest Syryjczykiem, może Marokańczykiem, a może Indianinem. Turyści z Turcji zaczepili go ostatnio na ulicy pytając o coś po turecku.
Chris jest pianistą, nauczycielem. Mówi, że muzyka jest całym jego życiem.
W sobotę 20 lutego jego uczniowie grali koncert w Sochaczewie. Był z nich dumny i szczęśliwy ze swojej pracy. Do Warszawy wracał pociągiem Kolei Mazowieckich o godzinie 16:25.
Usiadł w ostatnim wagonie, założył okulary i zaczął czytać książkę. To był błąd, już nigdy tego nie zrobi. W wagonie nie było monitoringu.
Prócz Chrisa w wagonie była tylko jedna kobieta i naprzeciwko przysypiał z otwartym piwem łysy mężczyzna. Konduktor sprawdzając bilety, obudził go i kazał zamknąć piwo. Ten tylko coś odburknął i spał dalej. Konduktor nie podjął kolejnej próby.
- Przebudził się dopiero w Warszawie i zapytał co to za stacja - opowiada Chris. - Nie wiedziałem, odpowiedziałem, że to może być Warszawa Zachodnia, ale że nie jestem pewny. Okazało się, że to były Włochy. On był podpity. Zdenerwował się, zaczął krzyczeć "ty chu.., wypierd.. stąd, spier...". Stanął nade mną. Był wysoki, dobrze zbudowany i łysy. Mniej więcej w moim wieku. Zapytał czy jestem Arabem. Powiedziałem, że nie, ale że to przecież nie ma znaczenia. W końcu mu powiedziałem skąd jestem. Uspokoił się, usiadł koło mnie i zaczął pytać co robię w Polsce. Opowiedziałem mu. Później, czy znam angielski. Przytaknąłem. Uparł się, że mam go nauczyć i żebym dał mu swój numer telefonu. Nie chciałem, grałem na czas, wiedziałem, że za chwilę wysiadam. Teraz wiem, że zrobiłem głupotę - opowiada Chris.
Chris Chris Chris
Chris podał mu zmyślony numer.
Mężczyzna od razu zadzwonił i zorientował się, że został oszukany. Wpadł w furię.
Pierwsze ciosy spadły na głowę, następne na tułów, później kilka kopnięć z kolana w klatkę piersiową i znów w twarz, z otwartej dłoni.
- To trwało długo, nagle chwycił butelkę po piwie i uderzył mnie w twarz. Byłem tak wystraszony, że nawet nie czułem bólu, ale widziałem, jak mój ząb upada na podłogę - mówi Chris.
Po tym uderzeniu mężczyzna znowu się uspokoił. Wyglądało na to, że jest już po wszystkim.
- To była absurdalne, byłem przerażony, nie bardzo wiedziałem co mówię, co robię. - opowiada Chris - Mój ząb leżał tuż pod jego nogami. Poprosiłem, żeby mi go podał. Był zdziwiony. Później krzyczał, że to nie on mi go wybił, że znów kłamię i znów zaczął bić. - opowiada Chris.
W tym czasie ktoś pojawił się w wagonie, to na moment odwróciło uwagę bijącego.
Zacząłem uciekać do przodu pociągu - opowiada - Ludzie byli niezadowoleni, że się przeciskam, ale nikt mi nie pomógł. W końcu na stacji Warszawa Śródmieście otworzyły się drzwi pociągu i uciekłem na peron. Nie odwracałem się, biegłem przed siebie. - opowiada.
Chilijski nauczyciel pobity w Warszawie
Po przyjeździe do domu, Chris powiedział córce, że miał wypadek w pociągu, że przy gwałtownym hamowaniu upadł i się uderzył. Nie chciał jej wystraszyć, ale kiedy już został z żoną sam na sam, opowiedział jej co się naprawdę wydarzyło.
Natychmiast pojechali do Szpitala Grochowskiego. Zrobiono tomografię głowy i inne badania.
Karta informacyjna ze Szpitala Grochowskiego Karta informacyjna ze Szpitala Grochowskiego Karta informacyjna ze Szpitala Grochowskiego
- Po rozmowie z żoną zdecydowałem nie zgłaszać sprawy na policję - mówi Chris - Ale dziś, po tych kilku dniach myślę, że jednak to zgłoszę. Boję się. W Sochaczewie mam zdolnych uczniów, nie mogę ich zostawić. Będę jeszcze jeździł tym pociągiem. Postanowiłem opowiedzieć co mnie spotkało, żeby zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze - żebyście uważali z alkoholem. To wasz wielki problem, nadużywacie. Alkohol jest wszędzie, jest dostępny o każdej porze dnia i nocy. Alkohol was niszczy, odbiera człowieczeństwo. Gdyby on w tym pociągu był trzeźwy, to nie byłoby aż tak wielkiego problemu. Może to zabrzmi absurdalnie, ale ja w nim zobaczyłem zagubionego człowieka, kogoś kto ma dobre serce, ale jest zatruty, ma problemy. Drugim powodem, dla którego postanowiłem mówić, jest problem z emigrantami, z obcymi. To dopiero początek, ich jeszcze w Polsce nie ma, ale już się ich nienawidzi. Gdyby nie odcień mojej skóry, może nie zostałbym pobity - mówi Chris.
Chris jest nauczycielem w państwowej i prywatnej szkole muzycznej w Warszawie, prócz tego ma też uczniów indywidualnych
- Będąc małolatem zakochałem się w muzyce Chopina. W trakcie studiów dowiedziałem się, że Polska jest świetnym, tolerancyjnym krajem, tylko język jest strasznie trudny - śmieje się Chris. - Mam taką teorię, że to właśnie przez ten język macie tylu świetnych muzyków. Wystarczy zamienić "ż" na "ź" i jest całkiem inne słowo, stąd u was taki doskonały słuch - mówi.
Pierwszy raz do Polski przyjechał w 2004 roku, na trzymiesięczne stypendium ufundowane przez polskie Ministerstwa Kultury. Po obronie dyplomu znowu wrócił do Polski, tym razem trzyletnie stypendium opłacił chilijski prezydent.
Chris zamieszkał w "Dziekance" na Krakowskim Przedmieściu, tam też poznał przyszłą żonę, Polkę. Po skończonym stypendium musiał jednak wrócić do kraju, taka była umowa z prezydentem. W Chile urodziła się pierwsza córeczka, żona dostała pracę w orkiestrze, a Chris zaczął uczyć na uniwersytecie. W 2013 roku postanowili jednak zamieszkać w Polsce.
- Tu jest nam lepiej, szkoły są za darmo, poziom dużo wyższy niż w Chile, mamy pracę i przyjaciół. Poza tym lubię Polskę i Polaków. - mówi.
Pytam, czy w związku z tą sytuacją zmieniło się jego postrzeganie Polaków, czy nadal chce tu mieszkać?
- Myślę, że jestem tu bardziej potrzebny niż w Chile - mówi. - Pewnie, że się boję, zamierzam bardziej na siebie uważać. Ale nie wyjadę - odpowiada.
P.S. Świadków opisanych powyżej zdarzeń, pasażerów pociągu Kolei Mazowieckich relacji Sochaczew - Warszawa, 20 lutego (sobota) odjazd 16:25 - proszę o kontakt.
igor.nazaruk@agora.pl