Spodobało ci się? Polub nas
Od 1 stycznia Robert Chilmończyk, najbardziej znany warszawski kierowca autobusów miejskich, nie zabawia swoich pasażerów. Robił to przez 3,5 roku. W sylwestra po raz ostatni wyruszył na trasę. Pracę stracił w firmie ITS Michalczewski. To jeden z kilku przewoźników, którzy wożą warszawiaków autobusami po mieście. Firma z wieloma kierowcami nie przedłużyła jednak umów (obowiązywały do końca 2015 roku), bo wygasł jej kontrakt na wożenie pasażerów 50 przegubowcami. Od stycznia na ulice stolicy wyjechało tylko 15 wozów z logo tego przewoźnika. - Nowe umowy podpisaliśmy z tymi kierowcami, którzy u nas najdłużej pracują lub niebawem będą przechodzić na emeryturę - powiedziała metrowarszawa.pl Aleksandra Michalczewska, prezes ITS Michalczewski.
Autobus firmy ITS Michalczewski na warszawskim Bródnie, fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Robert Chilmończyk nazywany był przez warszawiaków "wesołym kierowcą". Zasłynął zagadywaniem pasażerów w czasie jazdy, wystawianiem lizaków do innych kierowców z napisami "uśmiechnij się". Wiosną zeszłego roku zrobiło się ponownie głośno o "wesołym kierowcy", gdy do sieci trafił filmik z podróży autobusem linii 509, który prowadził. Urzędnikom ZTM nie spodobały się jego żarty m.in. o metrze, które "pewnie niedługo zamkną", autobusie, w którym "mało co sprawnie działa" albo gdy mówił o samym sobie ("jakoś tam dojedziemy, mimo że mam trzy promile"). Chilmończyk został za te słowa upomniany i odbył dyscyplinarną rozmowę, ale pracę utrzymał.
Rozmowa z Robertem Chilmończykiem, "wesołym kierowcą"
Przed chwilą jechał pan autobusem, ale nie jako kierowca, tylko jako pasażer. Czy inni pasażerowie pana rozpoznają?
- Nie, przecież nie jestem tak bardzo znaną osobą.
No jak to? Przecież co chwila piszą o panu w internecie i gazetach. Pana profil facebookowy aż hula od zdjęć z pasażerami i zbiera sporo komentarzy.
- Ludzie z tym mocno przesadzają. Rzeczywiście, jeśli wsiadam teraz do autobusu na linii, na której wcześniej jeździłem, to zdarza się, że mnie ludzie rozpoznają. To nawet widać na przystankach, że co niektórzy rozglądają się, bo są zainteresowani tym, kto prowadzi autobus, być może z nadzieją, że mnie tam zastaną. Ale ludzie z dzielnic, w których nie woziłem pasażerów, w ogóle mnie nie kojarzą. Jednak, gdy kilka dni temu byłem gościem audycji w radiu Złote Przeboje, to sekretarki mnie rozpoznały. Jedna chciała nawet ze mną jechać.
Ale dowiedziała się, że pan już nie wozi pasażerów.
- No tak, więc już się nie załapała na przejażdżkę ze mną 509.
A to dlatego, że firmie, w której był pan zatrudniony, skończyła się umowa z ZTM, a nowego przetargu ITS Michalczewski nie wygrał. Panu też się skończyła umowa, nie został pan zwolniony, jak donosiły niektóre media.
- Wszystkim naszym kierowcom skończyła się umowa wraz z końcem roku. Nie została mi przedłużona z wiadomych powodów.
Jakich?
- Pewnie chodzi o moje rozmowy z pasażerami i ich zabawianie.
Warszawa. "Wesoły kierowca" w autobusie Facebook/ Wesoły kierowca Fot. facebook "wesoły kierowca"
Rozmawiałem z panią prezes Michalczewską.
- I co powiedziała?
Że jest pan młodym i fajnym człowiekiem, i że jest pewna, że pan sobie poradzi ze znalezieniem nowej pracy.
- Faktycznie, dostałem kilka propozycji i teraz mam dylemat, bo nie wiem, co wybrać. Odezwała się do mnie firma transportowa z Płońska i dwie korporacje taksówkarskie z Warszawy.
Chcieli, żeby pan robił show na pokładzie taksówki?
- Nie, nie. O tym nie mówili. Ale chyba po prostu chcieli mi pomóc. To bardzo miłe. Takie wsparcie jest teraz dla mnie bardzo ważne. Inni koledzy, którzy stracili pracę, nie mają takich propozycji.
Gdy rozmawialiśmy w marcu , powiedział pan, że "jak mnie zwolnią, to poszukam sobie pracy w jakiejś innej prywatnej firmie przewozowej".
- No i poszedłem na rozmowę do takiej firmy, ale dostałem ultimatum.
Co panu powiedzieli?
- Że mnie zatrudnią, jeśli nie będę robił tego, co wcześniej. I dodali, żebym się nie wygłupiał, tylko normalnie pracował, jak inni.
A pan sobie wyobraża teraz pracę bez tego całego show, z którego był pan znany?
- No właśnie zupełnie nie. Zarobki są takie same, jak w poprzedniej pracy, ale jak mam tego nie robić, to już wolę pójść do innej, lepiej płatnej pracy.
Postawienie takiego ultimatum to jest dla pana ostateczna rezygnacja z tej pracy?
- Pieniądze stoją u mnie na drugim miejscu. Bardziej zależy mi na satysfakcji z wykonywanej pracy. Dlatego poszedłem do tej firmy. Nie wiedziałem jednak, że będę miał blokadę. Może i mógłbym to swoje show robić jakoś dyskretniej. Najwyżej mnie zwolnią za miesiąc. Na razie jestem w trakcie rozmów. Mówiłem, że mógłbym być wizytówką firmy, reklamować ich. Dyrektor skierował mnie do działu marketingu. Może się chociaż zgodzą na to, by wystawiać pasażerom moje lizaki z pozytywnymi napisami.
Warszawa. "Wesoły kierowca" w autobusie Facebook/ Wesoły kierowca Robert Chilmończyk ze swoimi pasażerami, fot. facebook "wesoły kierowca"
Takie nawiązywanie więzi z pasażerem im się nie podoba?
- Nie, chociaż ich dyrektor jest bardzo młodym chłopakiem, ma 25 lat, jest prosto po studiach, więc jestem zdziwiony. Ale dostałem też dodatkową propozycję od jednego z portali dla singli. Zapytali, czy chciałbym pomóc w prowadzeniu takich spotkań i w warsztatach grupowych. Mam dar rozluźniania atmosfery i łamania barier, w podgrupach mógłbym rozkręcać nieśmiałe osoby. To może być fajna sprawa.
Jaki był pana ostatni kurs autobusem w sylwestra?
- Przyszło ośmiu chłopaków, fanów komunikacji miejskiej, którzy od dawna ze mną jeżdżą. Poprzynosili mi prezenty: ciastka, cukierki, banany, piwo. Teraz czekają aż wrócę.
Internauci na Facebooku "wesołego kierowcy" nie mają wątpliwości, że stanie się to szybko. I piszą o panu miłe wierszyki.
- Tęsknię za ludźmi i ich uśmiechem. Chciałbym dalej robić to, co wcześniej. To mnie napędzało. Jak widziałem smutną dziewczynę i pokazałem jej lizak "uśmiechnij się", to na jej twarzy pojawił się piękny, anielski uśmiech. To jest niesamowite. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócę.