Spodobało ci się? Polub nas
O sprawie 13-letniego psa Diany oraz innego boksera - 12-letniego Amora, który również trafił do Fundacji SOS Bokserom, pisaliśmy kilkakrotnie. O Dianie słuch zaginął w lipcu, o Amorze w styczniu 2015 roku. Właściciele obu psów walczą od miesięcy o odzyskanie swoich pupili. Fundacja SOS Bokserom odmawia zwrócenia psów, gdyż jej zdaniem właściciele są nieodpowiedzialni, zaniedbywali psy, nie wykonywali psom badań, nie aktualizowali szczepień.
Całkiem innego zdania są sami właściciele zwierząt oraz ludzie przebywający w ich otoczeniu, którzy apelowali do fundacji: "Oddajcie starszemu panu jego 13-letniego psa. Dianka tęskni za Panem Tadeuszem".
"Sprawę Diany doprowadzę do końca"
W poszukiwania psa Diany w końcu zaangażowali się nie tylko pełnomocnicy właściciela bokserki - Pan Janusz i Barbara Lewin, internauci , ale również miasto, prokuratura oraz Straż dla Zwierząt w Polsce.
Mateusz Jakub Janda ze Straży dla Zwierząt po wizycie z prokuraturą 21 października w Fundacji SOS Bokserom (w celu przeszukania fundacji) w swoim oświadczeniu napisał: "Procedury prowadzonych postępowań są takie, a nie inne. Ja się nie poddam i sprawę Diany doprowadzę do końca bez znaczenia czy Diana żyje czy też nie". Psa w fundacji nie znaleziono. Prezes nie chciała ujawnić adresu przebywania psa.
Miasto wysłało 22 października do fundacji pismo z żądaniem ustosunkowania się do decyzji wójta, który nakazał fundacji oddać Dianę jej właścicielowi w trybie natychmiastowym. Bowiem prezes fundacji, Germaine Chekerjian, do tej pory nie odebrała decyzji wójta z poczty. Według pisma, jeżeli fundacja w terminie 7 dni od dnia doręczenia dokumentu, w dalszym ciągu nie zwróci psa Tadeuszowi Majewskiemu, miasto skieruje sprawę do sądu.
Diana przechodzi za Tęczowy Most
24 października prawda wychodzi na jaw. Fundacja SOS Bokserom na swojej stronie internetowej w zakładce poświęconej psu Dianie publikuje zatrważającą wiadomość: "Diana przeszła za Tęczowy Most". W opisie fundacja stara się zrzucić winę na właściciela psa i lekarza - Janusza Lewina, który sprawował opiekę weterynaryjną nad Dianą.
"Niestety nie udało się nam naprawić wieloletnich zaniedbań właściciela i lekarza, który sam o sobie mówi, że prowadził sunię. Brak diagnostyki przez wiele lat skutkował tym, że pomimo wszelkich starań, Dianie nie zdążyliśmy już pomóc " ( ciąg dalszy na stronie )
Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że właściciel psa i jego lekarz sprawowali pełną i odpowiednią opiekę lekarską nad zwierzęciem (to oceni sąd), z drugiej strony zastanawia nas - jak pies, o którym dalej pisze fundacja, że "kiedy trafił do fundacji prawie nie mógł chodzić ze względu na silne zwyrodnienia", jednocześnie biegał sobie nad zalew i był w stanie uciec z posesji?
Zastanawia również to, dlaczego nagle, po wielu latach współpracy z fundacją, zdecydowała się przestać ją reprezentować adwokat Katarzyna Topczewska, która zasłynęła w mediach jako obrończyni praw zwierząt (poinformował nas o tym Janusz Lewin, pełnomocnik Tadeusza Majewskiego, będący w posiadaniu kopii pisma, w którym adwokat zawiadamia gminę o swojej rezygnacji).
Prezes fundacji Germaine Chekerjian w rozmowie z metrowarszawa.pl zapewniała ponadto, że pies trafił w dobre ręce i przebywa w domu tymczasowym. Nie chciała jednak zdradzić adresu. 26 października wyszło na jaw, że pies trafił do Wioski Psów w Serocku. Prowadząca Wioskę - lek. wet. Małgorzata Mikuła nie chciała jednak komentować sprawy. Powiedziała jedynie, że przeraża ją to, co dzieje się w mediach społecznościowych, że dalsze nagłaśnianie sprawy może skończyć się bardzo źle i że to sąd powinien rozstrzygnąć, kto ponosi winę.
Wiele kwestii pozostaje zatem do wyjaśnienia.
Dowód
Janusz Lewin nie wierzy fundacji, że Diana nie żyje: - Nagle, po akcji policji takie oświadczenie? To tak, jak z tym poprzednim psem - zaraz po wyroku nakazującym oddanie psa, fundacja oznajmia, że pies uciekł - mówi Janusz Lewin i przywołuje historię innego psa, o którego zwrot również walczyli jego właściciele. W momencie, gdy zapadł wyrok, żeby pies wrócił do domu, okazało się, że ten uciekł z domu tymczasowego zaprzyjaźnionego z fundacją. Zdaniem Janusza Lewina prezes fundacji wydała oświadczenie o śmierci Diany, ponieważ bała się dalszych przesłuchań, szykowano podobno zatrzymanie Germaine Chekerjian w celu uzyskania informacji, gdzie jest bokserka.
W tej chwili fundacja musi udowodnić, że pies rzeczywiście nie żyje. W oświadczeniu na stronie fundacji pojawiła się zapowiedź, że takie właśnie kroki zostaną podjęte: "Wszystkie dokumenty dotyczące leczenia oraz zgonu suczki zostaną przekazane Prokuraturze Rejonowej, która prowadzi postępowanie w sprawie fałszowania książeczki zdrowia Diany ".
Śmierć Diany to jednak nie koniec batalii. - Na drodze postępowania cywilnego nic się jeszcze nie zmieniło. Dopóki pozwana Fundacja nie przedłoży wiarygodnych dokumentów potwierdzających zgon psa, postępowanie cały czas będzie się toczyć. Z kolei na drodze postępowania karnego (przygotowawczego) będziemy starać się ustalić, kto, kiedy i dlaczego przyczynił się do śmierci psa i dlaczego właściwie Diana została prawowitemu właścicielowi wbrew przepisom ustawy odebrana, a następnie nie została zwrócona - poinformował nas Mateusz Łątkowski, adwokat T. Majewskiego."
Ostatnie zdjęcia Diany pochodzą prawdopodobnie z sierpnia 2015 roku. 1 października prezes fundacji poinformowała metrowarszawa.pl, że Diana jeszcze żyje. Kiedy dokładnie i dlaczego przeszła "za Tęczowy Most? Czy boksera Amora spotkał podobny los? Liczymy na to, że już wkrótce poznamy prawdę.