Spodobało ci się? Polub nas
7 października opisaliśmy historię dwóch bokserów oraz ich właścicieli, którzy od miesięcy toczą bój z Fundacją SOS Bokserom o zwrócenie im psów. Czując, że wsparcie od władz prawdopodobnie szybko nie nadejdzie, ludzie zaangażowani w sprawę jednego z bokserów - Diany (nazywanego przez fundację Kira), postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Na fan page'u Uwolnić Dianę ogłosili, że osoba, która wskaże adres, w którym przebywa pies, otrzyma nagrodę w wysokości 8 tys. zł.
Spróbowaliśmy się dowiedzieć od osób, które wyznaczyły nagrodę, czy są już jakieś podejrzenia co do tego, gdzie mógłby przebywać pies. Otrzymaliśmy informację, że są pewne tropy, które są na bieżąco weryfikowane, ale z uwagi na dobro sprawy na razie nie zostaną one ujawnione.
Postanowiliśmy również sprawdzić, w jaki sposób Fundacja SOS Bokserom zareagowała na decyzję wydaną przez wójta Gminy Michałowice o natychmiastowym zwróceniu Diany jej właścicielowi - Tadeuszowi Majewskiemu. Fundacja nie zgłosiła się na pocztę z awizo.
Gdyby decyzja została odebrana, fundacja miałaby trzy dni na ewentualne odwołanie się od decyzji wójta. W sytuacji, w której zawiadomienie wciąż "leży na poczcie" i czeka na odbiorcę, sprawa się przeciąga. Wojciech Grzeniewski, który reprezentuje gminę, powiedział, że Michałowice zrobią wszystko, żeby decyzja została doręczona osobiście przedstawicielom lub pełnomocnikowi fundacji, którym jest znana adwokat Katarzyna Topczewska, często udzielająca się w mediach właśnie w kwestii znęcania się nad zwierzętami.
W sprawę bokserów zaangażowało się również miasto. Bartosz Milczarczyk z biura prasowego ratusza poinformował, że miasto jako organ nadzorczy nad Fundacją SOS Bokserom w tej chwili analizuje, czy są jakieś przesłanki ku temu, aby skierować sprawę do sądu. Do tej pory do miasta nie wpłynęły żadne zażalenia w związku z działaniem fundacji, a wszystkie kontrole merytoryczno-finansowe (z 2014 r. włącznie) przebiegły bez zastrzeżeń. W tym roku kontrola nie została jeszcze przeprowadzona.
Kolejnym organem nadzorującym pracę fundacji jest Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Rzecznik prasowy Witold Katner poinformował nas, że do ministerstwa rzeczywiście trafiła korespondencja wskazująca na nieprawidłowości w działalności fundacji związane z przywłaszczaniem zwierząt.
- Ministerstwo dnia 16 września 2015 r. zwróciło się do Fundacji z prośbą o przekazanie wyjaśnień do informacji zawartych w złożonym sprawozdaniu z działalności Fundacji, które będą niezbędne do oceny przez Ministerstwo prawidłowości realizacji przez Fundację jej celów statutowych, zgodnie z ustawą o fundacjach. Do chwili obecnej Ministerstwo nie otrzymało odpowiedzi Fundacji - poinformował Witold Kutner.
Fundacja Boksery w Potrzebie, która do tej pory milczała w sprawie Amora i Diany, postanowiła w końcu zabrać głos. Na swojej stronie opublikowała oświadczenie w sprawie obu psów:
"Apelujemy do Zarządu Fundacji SOS Bokserom oraz do tymczasowych opiekunów spornych psów.Pozwólcie Dianie i Amorowi wrócić do domu! Tak wielu psich seniorów czeka na pomoc: naprawdę bezdomnych, naprawdę porzuconych i w bardzo złym stanie zdrowia. Oddajcie im swoje serce, czułe dłonie i miejsce na kanapie. Diana i Amor, mają do kogo wrócić! Ich rodziny czekają i bardzo się niepokoją, zwłaszcza, że nie mają żadnej informacji o tym, czy psy (staruszki przecież) nadal żyją i jak się mają ! (...)
Tymczasem na Facebook u można przeczytać kolejne historie osób, które uważają się za pokrzywdzone przez Fundację SOS Bokserom. Poznajemy historię Irysa, który również trafił do fundacji, a jego właścicielka walczyła o jego odzyskanie. Mimo że ta sprawa kończy się szczęśliwie - Irys w końcu wraca do domu - sposób, w jaki przebiegała, nie sprawia, że zaczynamy wierzyć fundacji, że chodzi jej przede wszystkim o dobro zwierzęcia. Oto fragment, w którym właścicielka Irysa opisuje, w jakim stanie był pies po pobycie w fundacji:
"Pies spal w domu nieprzerwanie przez 3 doby. Sikał w mieszkaniu a do tej pory nigdy mu się to nie zdarzało. Co myślał, nie dowiem się nigdy. Dziś już jest spokojniejszy, choć na chwile nie mogę zostawić go samego, bo widzę panikę w jego oczach. Musiałam zrezygnować z wyjazdu do Chorwacji planowanego na 19.09 żeby nie fundować psu następnego stresu i nie zostawiać go u znajomych ." ( cała historia )
Uwolnić Dianę Bokser Irys, którego udało się odzyskać/ Facebook.com Bokser Irys, którego udało się odzyskać/ Facebook.com
Od osób zaangażowanych w szukanie Diany dowiedzieliśmy się również o innej bokserce, która była przetrzymywana przez fundację - suczce Lucy ze Starachowic. Sprawa ciągnie się od ponad dwóch lat. Niestety, już nie chodzi o psa, ale o zasady. W momencie bowiem, w którym Pani Zdzisława oraz Zygmunt Bonio, właściciele Lucy, zgłosili się do fundacji o odbiór psa z prawomocnym wyrokiem sądu, okazało się, że pies uciekł z domu tymczasowego.
Właściciele złożyli doniesienie do prokuratury przeciwko fundacji, ta jednak umorzyła sprawę. Uznała, że intencją fundacji nie było przywłaszczenie psa. Właściciele ponownie złożyli zażalenie. 16 października sąd ma zdecydować, czy zostanie wznowione postępowanie przeciwko fundacji. Pani Zdzisława w rozmowie z metrowarszawa.pl oświadczyła, łkając: "Nie odpuszczę Germaine Chekerjian, tyle nas to wszystko kosztowało".
Postanowiliśmy skontaktować się również z Prokuraturą Okręgową Warszawa-Praga, aby dowiedzieć się, na jakim etapie jest sprawa Amora-Kaszuba (postępowanie toczy się od marca 2015 roku). Renata Mazur z biura pasowego przekazała nam, że aby sprawa została rozstrzygnięta, na prokuraturę w celu złożenia zeznać wciąż musi zgłosić się jedna osoba. - Świadek cały czas przekłada termin składania zeznać, więc wszystko się przeciąga - mówi Mazur.
W dalszym ciągu nie wiadomo, co dzieje się z Dianą i Amorem. O suczce Lucy słuch zaginął.