Tylko jedna osoba pomogła gasić pożar w centrum Warszawy. Inni? Wyciągnęli telefony i zaczęli robić zdjęcia

14 września około godz. 16:30 przy rondzie Radosława zaczął palić się samochód. Smutną relację z całego zdarzenia opowiedziała nam kobieta, która widziała wszystko z bliska - z własnej woli wyskoczyła z samochodu, chwyciła za gaśnicę i zaczęła gasić pożar. Niestety była jedyną osobą, która zachowała się w ten sposób.

Spodobało ci się? Polub nas

- W godzinach popołudniowych jechałam z Żoliborza w kierunku centrum. Zbliżały się godziny szczytu, więc samochodów było dość sporo. Gdy zbliżałam się do Al. Jana Pawła II zauważyłam, że na prawym pasie stoi samochód, z którego intensywnie się dymi. Na szczęście w środku nikogo nie było. Przy samochodzie stał mężczyzna i w pośpiechu rozpakowywał pojazd - opowiada Monika.

Jak relacjonuje, zużyta gaśnica pochodząca z dymiącego się samochodu, leżała już na trawniku. Mężczyzna nie miał więc czym kontynuować schładzania coraz intensywniej dymiącego samochodu.

- Zaparkowałam na poboczu, wyciągnęłam własną gaśnicę i podałam ją kierowcy palącego się pojazdu. Niestety, i moja gaśnica okazała się niewystarczająca - kontynuuje opowieść Monika.

Monika stanęła więc przy jezdni i próbowała zwrócić uwagę przejeżdżających obok samochodów. - Nikt nie chciał się zatrzymać - mówi ze smutkiem.

Jak opowiada Monika, wokół zdarzenia zebrało się mnóstwo gapiów. Wyciągnęli telefony i zaczęli robić zdjęcia i kręcić filmy. - Po prostu stali ze swoimi smartfonami i się patrzyli. Ktoś na szczęście zaczął wzywać straż pożarną - dodaje Monika.

Z relacji kobiety wynika, że wszystko działo się bardzo szybko. - To były minuty, trzeba było reagować błyskawicznie, bo pożar zaczął się szybko powiększać. Nie było już mowy o gaszeniu go zwykłymi samochodowymi gaśnicami. Musieliśmy się oddalić od płomieni i czekać na przyjazd straży pożarnej - opowiada.

Opony w samochodzie zaczęły wybuchać. Kierowca samochodu powiedział Monice, że ma nadzieję, że straż szybko przyjedzie, bo zbiornik paliwa jest pełny i samochód może w każdej chwili eksplodować. Na szczęście straż pożarna pojawiła się, zanim zdarzyło się coś, co mogło narazić na niebezpieczeństwo przebywających w niedalekiej odległości od samochodu osób. - Nigdy nie wiadomo, co taki wybuch mógłby spowodować. Szczątki mogłyby polecieć w stronę ludzi i jeszcze kogoś zranić - mówi Monika.

Monika wierzy w to, że gdyby kilka osób w tym samym momencie, co ona, czyli jeszcze zanim pożar zaczął się rozprzestrzeniać, chwyciło za swoje gaśnice, po pożarze nie byłoby śladu w ciągu kilku minut. - To moje przypuszczenia, ale wierzę, że tak właśnie by było. Zamiast tego, ludzie mijali mnie bez żadnego wzdrygnięcia. To było naprawdę smutne - dodaje z żalem.

Według relacji TVN Warszawa straż pożarna otrzymała zgłoszenie o pożarze o 16:47. Samochodem, który się palił, był Ford Focus. Jechały w nim trzy osoby. Nikomu wskutek zdarzenia nic się nie stało. Przed godz. 18 akcja strażaków się zakończyła.

Więcej o: