Rowerzysta w Warszawie? To "cwel, śmieć i lachociąg". Zwracasz uwagę kierowcy? "A ch*j ci w d..." [FELIETON]

Sytuacja sprzed kilku dni. Czarne Volvo mknie ścieżką rowerową (!) wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej. Zwracający mu uwagę rowerzysta usłyszy od niego mniej więcej to, co ty zdążyłeś przeczytać w tytule tego tekstu. A jeżeli tytuł wprawił cię w zdziwienie, a może nawet poczułeś się urażony, to teraz wyobraź sobie, co musi czuć warszawski rowerzysta, gdy słyszy to niemal codziennie? Tak jak ja.

Spodobało ci się? Polub nas

Tomasz GolonkoTomasz Golonko Fot. archiwum prywatne

*W artykule pojawia się dużo wulgarnych słów - są to autentyczne cytaty z warszawskich ulic

Mocne słowa

Mocne? Oczywiście, ale to tylko nagłówek. W prawdziwym świecie kierowców słowna agresja to często tylko preludium do rękoczynów. Czytając te słowa siedzisz przed komputerem i zapewne jesteś bezpieczny. Gdy słyszę je ja - jestem na ulicy i najprawdopodobniej czekam na łomot. - Tak mu powiem, że mu w pedały pójdzie. - A jak nie pójdzie? - To go zajeb....

Niestety, ostatnie zdania wstępu to nie żart, a rozmowa wzięta z życia. I chyba jak nigdy wcześniej - brzmiąca jak realna groźba. Bo dziś bycie rowerzystą w tak dużym mieście, jak Warszawa to nie tylko przywilej, ale coraz częściej wyzwanie. Gdy stolica się rozwija, uczestnicy ruchu wręcz przeciwnie - mentalnie włączyli wsteczny. Przesadzam? A słyszeliście o...

Czarnym Volvo To, że słabo u nas z kulturą jazdy oraz zdrowym myśleniem udowodnił ostatnio kierowca czarnego Volvo, który chcąc ominąć korek na Świętokrzyskiej postanowił pojechać ścieżką rowerową. Czy mógł kogoś zabić? No pewnie! Manewrował w końcu m.in. wśród pieszych.

Zobacz wideo

Kanał Stop Buractwu

Skąd się to bierze? Panuje bowiem przekonanie, że kierujący samochodami mają większe prawa i piesi, a z pewnością rowerzyści muszą się im podporządkować. Przekonanie okazuje się jednak w obliczu śmierci absolutnie przereklamowane, o czym pewnie gość z Volvo zapomniał. - Ty pedale. Wsadź se kutasa do dupy - tyle miał do powiedzenia kierujący czarną furą, gdy rowerzysta zwrócił mu uwagę. Wideo z zajścia robi furorę, a jego pokłosiem jest chociażby ten felieton. I jeszcze kilka innych tekstów krążących w internecie, w których rowerzyści opisują to, jak wygląda ich jazda po mieście i dlaczego jest tak niebezpieczna. Niestety, wielu zapomina, że rowerzysta nie ma żadnych szans z maszyną, że emocje i nerwy kiedyś opadną, a zdrowia bądź też życia człowiekowi nikt nie zwróci.

Czarne volvo jechało ścieżką rowerowąCzarne volvo jechało ścieżką rowerową screen/Twitter screen/Twitter

Autobus? I tu kierowców ponoszą nerwy

Agresja, i tu jestem wręcz osłabiony bezmyślnością, udziela się także kierowcom miejskich autobusów. Ci którzy powinni dawać wzorowy przykład, sami robią wszystko, by na drogach było niebezpiecznie. Tylko w miniony piątek kierowca autobusu 116 tak był zirytowany moją jazdą po Krakowskim Przedmieściu (przecież ja poruszam się żółwim tempem, kiedy on chce gnać stówką), że postanowił nie tylko mnie skutecznie wystraszyć sygnałem dźwiękowym, ale i zmusić do zjazdu na chodnik. No dobrze, po prostu zepchnął mnie z drogi. Przykładami można wręcz żonglować. W tym samym tygodniu inny kierowca autobusu nie tylko zajechał drogę mojej koleżance, ale i zwyzywał ją od idiotek i, tu przepraszam, ale cytuję "Dawno niepieszczonych". Bo jak nie można kogoś z roweru zepchnąć, to przynajmniej się delikwentowi nawrzuca.

Oczywiście wśród czytelników znajdzie się wielu upatrujących wszelką winę w rowerzystach. Bo i swoje mamy za uszami. Ale czy w związku z tym, tak na zdrową logikę, tak po ludzku, trzeba nas rozjechać?!

Pójdzie w pedały

Jedźmy dalej. Skrzyżowanie Popiełuszki z Krasińskiego. Na światłach stoi czarne BMW, a w nim dwójka młodych ludzi. Kieruje on, ona zaś przy otwartym oknie pali papierosa. Tuż obok niej pojawia się rowerzysta. Dokładnie kurier. Przeszkadza mu ewidentnie dym papierosowy, więc wymija auto i staje tuż przed nim. - Co on, ochujał, weź trąbnij, niech spierdala, bo nie dojedziemy do Arkadii na czas. Chłopiec posłuchał ukochanej, pomachał ręką dając jasny znak rowerzyście, aby zjechał mu z drogi. Ten zjeżdża, ale nadal zostaje na drodze. - Hej, gościu nie rozumiesz słowa spierdalaj? Mam ci przetrącić ten ruski łeb, abyś zrozumiał? Dziewczyna uradowana wychyla się i dorzuca jeszcze coś o robieniu laski. Zapala się zielone światło, BMW wyprzedza kuriera i zaczyna zajeżdżać mu drogę. Robi się niebezpiecznie, więc rowerzysta ostatecznie schodzi z roweru na chodnik.

Ja raz nie zjechałem. Nie mogłem pogodzić się z tym, że kierowca samochodu chce wymusić na mnie decyzję o zejściu z roweru. Był wieczór, okolice Placu Grzybowskiego. Mężczyzna w wieku około 40 lat najwidoczniej wiózł, i to dziwiło w tej sytuacji najbardziej, córkę, bo dziewczyna wyglądało na około 12 lat. Oboje skręcaliśmy w ulicę Emilii Plater. Przed nami starsza pani jechała Tico, i jak można się domyśleć - jechała spokojnie i powoli. 40-latka doprowadzało to dosłownie do szału. Przy otwartym oknie wyzywał mnie, jak i seniorkę. Odwróciłem się i pokazałem mu, żeby puknął się w głowę, bo jedzie z nim dziecko i naprawdę nie musi odrabiać lekcji z bycia idiotą i uczyć się od małego fatalnego zachowania.

- Tak mu powiem, że mu w pedały pójdzie. - A jak nie pójdzie? - dopytywała córka. - To go zajebie. Lekcja odrobiona.

Więcej o: