To jedyne zdjęcie Henryka, jakie posiada. Pani Teresa od lat szuka brata, którego matka nie wykradła z sierocińca

Z niemieckiego domu dziecka w Piasecznie, dzień przed powstaniem warszawskim, mama wykradła 4,5-letnią Teresę. Nie mogła jednak znaleźć 2-letniego Henryka. Pani Teresa od lat próbuje odnaleźć swojego brata.

Historię 78-letniej pani Teresy opisała dziennikarka Joanna Grela z lokalnego "Przeglądu Piaseczyńskiego", która zgodziła się, abyśmy na podstawie artykułu oraz rozmowy z nią przytoczyli tę poruszającą opowieść. - Może dzięki temu uda się odnaleźć człowieka, po którym słuch zaginął 72 lata temu - mówi. 

Co się stało z Henrykiem?

"Z niemieckiego domu dziecka w Piasecznie, dzień przed powstaniem warszawskim, mama wykradła 5-letnią Teresę, ale nie mogła znaleźć 2-letniego Henryka. Od wielu lat pani Teresa usiłuje dowiedzieć się, co się stało z jej bratem" - czytamy w artykule.

Pani Teresa, jak dodaje dziennikarka, opowiedziała swoją wstrząsającą historię podczas spotkania piaseczyńskiego Klubu Poszukiwaczy Historii. Poszła tam z wnukiem oraz mężem wnuczki. 

Joanna postanowiła opowiedzieć to, co wydarzyło się 72 lata temu. Na prośbę pani Teresy nie ukryła nawet tych najbardziej bolesnych faktów.

Świadomie umieścił żonę w Majdanku

Ojciec pani Teresy, Franciszek Sceck, był Niemcem, mama Bronisława - Polką. Pobrali się kilka lat przed wojną. Mieli dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę. Teresę i Henryka. - Gdy wybuchła wojna, ojciec stał się folksdojczem. Świadomie umieścił żonę, matkę swoich dzieci, w obozie koncentracyjnym w Majdanku, a dzieci wysłał do zniemczenia. Jak to możliwe, że to zrobił? Cały czas się zastanawiam - opowiada historię pani Teresy dziennikarka Przeglądu Piaseczyńskiego.

Małą Teresę wraz z bratem przetransportowano do Piaseczna, do niemieckiego domu dziecka. Po wojnie sierociniec przy ul. Mickiewicza przebudowano na powiatowy szpital św. Anny.

Jak zapewnia Joanna Grela, historia pani Teresy na pewno jest prawdziwa. - Pani Teresa zapamiętała to miejsce - olbrzymi kamień, lasek, tory. To, że na pierwszym piętrze znajdowały się dwie połączone ze sobą sale. To, że dziećmi opiekowały się uzbrojone Niemki. Że w domu mówiło się wyłącznie po niemiecku - opowiada.

Ponadto, jak dodaje, o niemieckim domu dziecka w Piasecznie nie pisano prawie wcale. - Pani Teresa była osobą, która potwierdziła pewne informacje, pomogła zdobyć więcej danych na temat sierocińca. O Lebensborn (instytucja niemiecka, która miała stworzyć odpowiednie warunki do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”, przyp. red.) w Otwocku trochę wiadomo, o domu dziecka w Piasecznie - praktycznie nic - dodaje Grela.

Przyszła mama i wydostała mnie

Według relacji pani Teresy, jej matce udało się wydostać z Majdanka i przyjechać do Piaseczna. Poszła do sierocińca i wydobyła córkę. 

"Chyba przekupiła opiekunki, bo dzień przed wybuchem powstania warszawskiego stałam przy siatce, wiedziałam, że mam pilnować brata, ale on gdzieś zniknął. Przyszła mama i wydostała mnie pod siatką, musiałyśmy uciekać, bo za nami ruszył pościg" - czytamy w artykule.

Pani Teresa opisuje całą drogę ucieczki z mamą. W pierwszych dniach powstania dostały się do Lublina. Zatrzymały się u rodziny w Opolu Lubelskim. Henryka, który miał dwa lata podczas pobytu w Piasecznie, nigdy nie udało się odnaleźć.

Scek czy Siek

Jak to możliwe, że do tej pory pani Teresie nie udało się zdobyć jakichkolwiek informacji na temat brata? Joanna Grela twierdzi, że wszystkiemu winne nazwisko. - W czasie wojny nosili nazwisko po ojcu, Sceck lub spolszczone na Scek. I po tym nazwisku pani Teresa szukała swojego brata. Po opublikowaniu artykułu wyszło na jaw, że Henryk prawdopodobnie nosił nazwisko nie Scek, ale Siek - opowiada Grela.

Internauta odkrył, że w dokumentach Polskiego Czerwonego Krzyża widnieje postać Henryka Sieka. Wszystkie dane się zgadzają. - Urodzony 25 września 1941 roku w Lublinie, matka Bronisława Ratkowiak, ojciec Franciszek. Przebywał w obozie w Piasecznie. Być może należy szukać w dokumentacji po tym nazwisku (obecne może być zmienione np. w wyniku adopcji) - czytamy.

Teresa szuka brataTeresa szuka brata Polski Czerwony Krzyż

Zdjęcie, które zamieszczono w artykule, to jedyne zdjęcie brata, jakie posiada pani Teresa. Zrobiono je podczas pobytu dzieci w Piasecznie. 

Redakcja apeluje do czytelników

Joanna na prośbę wnuka pani Teresy, nie przekazała nam do niej numeru telefonu. - Wnuk uznał, że już zajęłam się tą sprawą, więc chciałby, abym ją kontynuowała. Mam nadzieję, że uda się ją doprowadzić do końca - mówi Grela.

Zdaje sobie sprawę z tego, że może być tak, że Henryk już nie żyje. - Pani Teresa również się z tym liczy. Ale dopóki nie dowiemy się, co się z nim stało, nie przestaniemy szukać. Dlatego apelujemy do wszystkich, którzy mogą coś wiedzieć na ten temat - czekamy na kontakt pod adresem redakcji - dodaje.

Panią Joannę bardzo poruszyła opowieść pani Teresy. - Gdy się słucha takiej historii, trudno się w nią nie wczuć. Do tej pory zadaję sobie pytanie, jak mąż mógł oddać żonę do Majdanka. Wiadomo, że ludziom w tak kryzysowej sytuacji jak wojna, odbija.
Zwłaszcza kiedy wojna jest ideologiczna, a mąż i żona stoją po dwóch różnych
stronach ideologii. Ale nam się to nie mieści w głowie. Na całe szczęście - mówi.

Dzięki pani Teresie redakcja zainteresowała się również na nowo tajemniczą historią sierocińca z czasów wojny. Wraz z Małgorzatą Szturomską bada to, co działo się w domu przed 72 laty.

Z roku na rok pierwsza komunia staje się coraz bardziej kosztowna. Czy to jeszcze duchowe święto?

Więcej o: