Ulica Francuska, 1961 rok. Jaki leniwy spokój, jaka elegancja!

Mężczyźni w prochowcach niespiesznie spacerują zatopieni w rozmowie. Ktoś zatrzymał się na chwilę obserwując coś leniwie. Kobiety w eleganckich płaszczach i kapeluszach, zaledwie kilka samochodów i drzewa po horyzont. Po lewej stronie kadru stoi słup ogłoszeniowy a na nim m.in plakat informujący o koncercie w hali "Gwardii" zespołu Czerwono-Czarni.

Saska Kępa nie była aż tak zniszczona podczas okupacji, jak lewobrzeżne dzielnice Warszawy, ale i tak wymagała prac remontowych i budowlanych.

To tam lokowali się pierwsi wracający do stolicy z wojennej poniewierki.

- Choć wiele domów nosi na sobie wyraźne piętno zniszczeń wojennych, ale jak widać czyjeś dbałe o estetykę ręce tworzą wokół tych domów zieleńce, gazony, ogródki, które odciągają wzrok przechodnia od okaleczałych budynków. Wzrasta ilość zieleńców i kwietników, ale też powiększa się z dnia na dzień ilość remontowanych gmachów - donosiło w maju 1945 roku "Życie Warszawy".

Ze względu na te "niewielkie" zniszczenia w porównaniu z morzem lewobrzeżnych ruin, to na Saskiej Kępie lokowano najważniejsze siedzibywojskowe, partyjne i państwowe, ale też ambasady, konsulaty i inne placówki dyplomatyczne. I naturalnym było, że to tu tętniło serce Warszawy, zarówno to polityczne, jak i artystyczne. Dzielnica zachowała swój elitarny charakter i "pozwalała" sobie na więcej.

Skręcając z reprezentacyjnej ul. Francuskiej w Obrońców i dalej w Katowicką "można było usłyszeć znane wszystkim słowa: To mówi Londyn, tu mówi Londyn! Mieszkańcy słuchali zachodnich stacji przy otwartych oknach i odbiornikach ustawionych na cały regulator" - pisał we wspomnieniach publikowanych w "Expressie Wieczornym" anonimowy Saskokępianin.

I rzeczywiście na Kępie wiał "odnowy wiatr". Mieszkali tu wielcy ówczesnego świata: Agnieszka Osiecka, Józefina Pellegrini (pisarka i wróżka), Jadwiga Grabowska (projektantka mody, nazywana "królową Mody Polskiej"). Dzielnica wyróżniała się zielenią, mnóstwem drzew i ogrodów, ale też kawiarnianym życiem, i tak jest do dziś. Nie dziwne, że sam wielki Picasso odwiedził Saską Kępę w 1948 roku i bawił się hucznie w pracowni rzeźbiarza Stanisława Sikory.

Jeszcze w latach 60., jak wspomina Waldemar Łysiak - Saskokępiacy - niby mieszkańcy jednej wsi - znali się wzajemnie.

- Wszyscy wszystkich znają, i idąc przez Kępę odstawia się bez przerwy uroczysty rytuał pozdrowień (...) my nigdy nie widzimy ohydy obwieszonych tramwajów, przeważnie, z godnością, używa się własnych nóg. - tak o klimacie dzielnicy opowiadał reporterce "Stolicy" w 1960 roku plakacista Stanisław Zamecznik.

I coś takiego właśnie udało się zatrzymać na tym zdjęciu. Mężczyźni w prochowcach niespiesznie spacerują zatopieni w rozmowie. Ktoś zatrzymał się na chwilę obserwując coś leniwie. Kobiety w eleganckich płaszczach i kapeluszach, zaledwie kilka samochodów i drzewa po horyzont. Po lewej stronie kadru stoi słup ogłoszeniowy a na nim m.in plakat informujący o koncercie w hali "Gwardii" zespołu Czerwono-Czarni. Drogowego znaku z prawej strony zdjęcia już na Saskiej Kępie nie ma, podobnie jak furmanek, wozów drabiniastych i koni.

Zdjęcie pochodzi z archiwum NAC - ponad 200 tysięcy archiwalnych fotografii można przeglądać na stronie Narodowego Archiwum Cyfrowego www.audiovis.nac.gov.pl .

Więcej o: