Pierwszy Dzień Wiosny w latach 90. i jeszcze na początku 2000 kojarzył się przede wszystkim z topieniem marzanny. Dla młodych jednak z czymś zupełnie innym - Dniem Wagarowicza.
Czyli - spotkaniami na Starówce, kolorowymi strojami oraz słynnymi koncertami na Agrykoli organizowanymi na początku przez Stołeczne Kuratorium Oświaty oraz władze Śródmieścia, a od 1994 przez Stołeczną Estradę. Wielu warszawiaków z rozrzewnieniem wspomina te czasy.
Pierwszy Dzień Wiosny 21.03.90 - Pierwszy Dzień Wiosny na Starym Mieście/ Krzysztof Miller/ Agencja Wyborcza.pl 21.03.90 - Pierwszy Dzień Wiosny na Starym Mieście/ Krzysztof Miller/ Agencja Gazeta
Na Barbakanie, na Agrykoli
- Pod koniec lat 80. był zwyczaj chodzenia na Starówkę, nie było to w żaden sposób zorganizowane, po prostu było wiadomo, że trzeba się przebrać i pójść - opowiada nam 43-letni Michał. - Najczęściej kończyło się to burdą z milicją, która traktowała to jako nielegalne zgromadzenie. A w latach 90. były koncerty na Agrykoli, ale one już mnie nie dotyczyły - dodaje.
Dotyczyły jego dziewczyny, 35- letniej Marty, która najlepiej pamięta Pierwsze Dni Wiosny z końca lat 90. - Chodziło się na Starówkę i przesiadywało na Barbakanie albo jechało do Kazimierza Dolnego - wspomina Marta. - No i oczywiście były koncerty na Agrykoli. Na jednym strasznie się "upodliłam". Miałam 15 lat. Wtedy po raz pierwszy wróciłam do domu pijana. Nikt z nas nie umiał jeszcze pić - dodaje.
Pierwszy Dzień Wiosny 21.03.1995, koncert na Agrykoli/ Sławomir Kamiński/ Agencja Wyborcza.pl 21.03.1995, koncert na Agrykoli/ Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta
Marta opowiada o najskuteczniejszych sposobach przemycania alkoholu na teren imprezy. - Pamiętam, że chowaliśmy go w spodniach z tyłu albo dawaliśmy kolegom w bojówkach, żeby włożyli puszki i butelki do nogawek, które z kolei wciskali do glanów - dodaje.
- Albo standardowo - uśmiecha się Marta. - Braliśmy butelkę po coli albo jakiejś oranżadzie i tam wlewaliśmy, co trzeba. O narkotykach nie będę opowiadać... - dodaje nieśmiało.
Marta wspomina również słynną fontannę, w której obowiązkowo trzeba było odbyć pierwszą wiosenną kąpiel.
Fontannę pamięta także 37-letnia Anna. - To był wspaniały Pierwszy Dzień Wiosny - przywołuje jeden z koncertów Anna. - Był tak ciepły, że wszyscy chodzili w krótkich rękawkach, a na zakończenie koncertu kąpali się w fontannach. Moje buty martensy - jedna para - kąpała się co roku i zawsze była na chodzie - dodaje.
19.03.1993, koncert na Agrykoli/ Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta
Muniek, Nosowska i Kazik
- To była nasza coroczna tradycja - wspomina Michał, który 18 lat temu chodził do liceum im. Żmichowskiej przy ul. Klonowej.
- Stąd na Agrykolę było bardzo blisko. Wychodziliśmy po dwóch, trzech lekcjach najpierw na piwo EB albo taniego, paskudnego jabola do Łazienek. Do sklepu wysyłaliśmy zawsze najstarzej wyglądającego kumpla. To była gwarancja, że się uda. W parku trzeba było uważać na strażników miejskich, ale jak już nas łapali, to prawie zawsze udawało nam się ich zagadać i odpuszczali - śmieje się Michał.
Wagary nazywa "kontrolowanym zrywaniem się z lekcji". - To była taka niepisana umowa między nami a nauczycielami. Oni się tego spodziewali, a my mieliśmy czyste sumienie - dodaje. Kar nigdy nie było.
Pierwszy Dzień Wiosny 21.03.2001, koncert Muńka Staszczyka na Agrykoli/ Jacek Marczewski/ Agencja Wyborcza.pl 21.03.2001, koncert Muńka Staszczyka na Agrykoli/ Jacek Marczewski/ Agencja Gazeta
Michał bardzo dobrze pamięta koncerty na Agrykoli. - Tam występowały największe rockowe kapele, ścisła czołówka. I to za darmo. To był w zasadzie pierwszy plenerowy koncert w roku. Wtedy nie było jeszcze tylu festiwali, co dziś. Na koncerty chodziło się w tamtych czasach głównie do klubów, a tu na wyciągnięcie ręki mieliśmy Muńka, Nosowską, Grabaża czy Kazika.
Gdzie tu kupić jakiegoś jabola
- To były czasy długich skórzanych płaszczy, czarnych włosów i glanów. No i nie było telefonów komórkowych! - wspomina 37-letni Adam. - Na Agrykoli w Pierwszy Dzień Wiosnytaplaliśmy się w śniegu, a jak było cieplej to kąpaliśmy się w sadzawce - dodaje.
Adam najlepiej pamięta koncerty z 1997 i 1998 roku. - Strasznie wtedy trzepali, policja konna często interweniowała. W sklepach sprawdzali dowody. Kombinowaliśmy, gdzie tu kupić jakiegoś jabola - opowiada. Jego zdaniem takich imprez w Warszawie już nie ma. - Teraz to jakieś słabe pikniki dla grzecznych dzieciaków. Wtedy to były koncerty. Ale te czasy minęły. Długie włosy się ścięło i sprzedało na perukę. Aż mi się łezka w oku zakręciła - dodaje.
Policja konna na Agrykoli, lata 90./ Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta
Miłość w sztruksach
Czymś bardzo znaczącym był Pierwszy Dzień Wiosny dla Moniki.
- Dla mnie podczas koncertów na Dzień Wagarowicza najważniejsze było zakochiwanie się w chłopakach - opowiada. Monika miała wtedy 13-14 lat, i była, jak mówi, typową warszawską grunge'ową dziewczyną w sztruksach. - Najbardziej podobali mi się faceci w długich włosach, w stylu wokalisty Silverchair - dodaje z rozrzewnieniem.
20.03.98, koncert na Agrykoli/ Krzysztof Miller/ Agencja Gazeta
Monika wspomina picie Warki Strong z puszki na spółkę z koleżanką, załatwianie się w krzakach oraz sępienie papierosów od grupek. - Wtedy było to super cool - mówi. Co jakiś czas chodziło się na obchody w poszukiwaniu znajomych.
- Z dziewczynami chodziłyśmy na te obchody za rękę, kopałyśmy glanami w puste kubki po piwach i śmiałyśmy się z niczego - bo w końcu wypiłyśmy po jednym piwie. Oglądałyśmy się na inne grupki, szukając nici porozumienia, gdy ktoś miał logo naszego ulubionego zespołu na koszulce - dodaje.
Przeświadczenie, że jestem super fajna
Co czuła w pierwszy Dzień Wiosny? - Prawdopodobnie to, co teraz czują dzieciaki, które przesiadują w Złotych Tarasach - mówi. - Przynależność do grupy, przeświadczenie, że jestem super fajna, bo mam znajomych i umiem się zaciągać, i że tym razem w końcu znajdę grange'a swojego życia.
19.03.1999 Stare Miasto/ Wojciech Duszenko/ Agencja Gazeta
Ostatni koncert na Agrykoli, jak informuje dyrektor Stołecznej Estrady Andrzej Matusiak, został zorganizowany w 2001 roku: - Koncerty te odbywały się za zgodą władz, którą z czasem coraz trudniej było uzyskać. Z oczywistych powodów koncert, który nie ma odpowiednich zgód nie może się odbyć i tak wygasła ta wiosenna tradycja koncertów na Agrykoli.