Rowerzyści zdewastowali rezerwat. Mieszkańcy ich bronią: Lepiej, żeby chlali pod blokiem?

Lasy Miejskie oskarżyły warszawskich rowerzystów o dewastację części Lasu Kabackiego, który jest rezerwatem przyrody. Sportowcy zrobili tam nielegalny tor. Oskarżenie wywołało burzę wśród mieszkańców. "Lepiej, żeby chlali piwo pod blokiem?" - piszą.

- Wszyscy doskonale wiedzą, czym jest rezerwat i jak go chronić, gdy w grę wchodzi obrona np. Puszczy Białowieskiej, ale jeśli sprawy związane z ochroną rezerwatu bezpośrednio ograniczają aktywność danej osoby, to wtedy włącza się relatywizm w ocenie sytuacji – mówi Andżelika Gackowska z Lasów Miejskich.

Zniszczona gleba, spłoszone zwierzęta

Chodzi o nielegalny tor rowerowy, który został stworzony w rezerwacie przyrody Las Kabacki. Lasy Miejskie - Warszawa wskazują rowerzystów o jako sprawców dewastacji terenu o długości ok. 120-150 metrów. – Uszkodzona, wydeptana gleba, brak roślin, ściółki, wszystkie jest wyjeżdżone, wybudowano ogromne nasypy i rynny – opowiada Gackowska. Jak mówi, na problem trzeba jednak spojrzeć szerzej. – Tory znajdują się w dużym oddaleniu od udostępnionych dróg, w głębi lasu, gdzie żyją zwierzęta. Rowerzyści je płoszą, zaburzają ich cykl dobowy i sezonowy. Niedługo sarny rozpoczną okres godowy. Muszą mieć do tego odpowiednie warunki – wyjaśnia.

Zwraca również uwagę na zagrożenia, jakie niesie za sobą uprawianie wyczynowego sportu w takim miejscu. – Te hopy są naprawdę duże, rowerzyści wyskakują na kilka metrów w górę. A jeśli komuś się coś tam stanie? Złamie nogę albo, co gorsza, kręgosłup? Jak karetka tam dojedzie? – przekonuje Gackowska.

Jak twierdzi Gackowska, Lasy Miejskie z nielegalnym torem walczą od lat. – Powstał około 2004 roku. Najpierw walczył z nim ówczesny leśniczy, potem ja i potem kolejni. Współpracujemy ze strażą miejską i z policją, ale do torów mogą dotrzeć wyłącznie patrole konne. Siłą rzeczy kontrole te są rzadsze niż w miejscach, do których patrol może dojechać samochodem – wyjaśnia Gackowska. Niestety na terenie Warszawy nie ma specjalistycznej służby odpowiedzialnej za ochronę obszarów leśnych.

Kilka dni temu Lasy Miejskie rozpętały burzę, umieszczając na swoim profilu wideo, na którym widać tor z informacją o dewastacji. Post już został usunięty, jak twierdzą Lasy Miejskie, ze względu na niski poziom dyskusji i wulgarne komentarze.

To strzał w kolano dla samych Lasów Miejskich

Rowerzyści, ale i mieszkańcy zareagowali ostro. Wielu zwraca uwagę, że tor jest tam od lat. I to wyłącznie wina Lasów Miejskich, że dopuściły do dewastacji rezerwatu. 

"Należy to traktować jako strzał w kolano dla samych Lasów Miejskich. Przecież nie powstało to w 5 minut, jak państwo mogliście do tego dopuścić? Jeżeli natomiast traktujemy to jako niszczenie lasu - rezerwatu, to jak należy traktować wszystkie ścieżki, drogi i napływ tysięcy ludzi w tymże lesie? Czy to nie jest już niszczenie lasu? Ja tu widzę ładnie przygotowany tor, stworzony przez ludzi z pasją. To należy wspierać a nie karać" - komentuje pan Tomasz. 

Inni również nie rozumieją, jak można nazywać dewastacją wydzielanie niewielkiej ilości terenu, by realizować swoją pasję.

"Jest to rezerwat, ale w sumie widzę trochę przerzuconej ziemi i parę dołków. Nie widzę kiepów, porozbijanych szklanych butelek, opakowań, petów, worów z odpadami komunalnymi, ani starych opon, co świadczy że pomimo wbicia paru łopat, ogólnie panowała tam jakaś kultura i poszanowanie dla otoczenia" - komentuje pan Tomasz.

"Fakt, szkoda przyrody. Ale! Gdzie ta młodzież ma jeździć? Lepiej, żeby chlali piwo pod blokiem? Klęli i tyli od chipsów? To chyba dobrze, że rozwijają pasję, sami coś zrobili, najlepiej jak potrafili. Może zamiast się "foszyć" i oskarżać to konstruktywnie jakoś rozwiązać spór? Jestem przyrodnikiem, ale byłam też nastolatką, trenowałam sporty - okażcie zrozumienie i szanujcie się wzajemnie!" - pisze pani Michalina

"Widzieliście dewastację lasu? Bo mam wątpliwości. Pojedźcie w Beskid Żywiecki to zobaczycie dewastację lasu w wykonaniu nadleśnictwa. Tutaj zbudowano przepiękne hopy w lesie, uszanowano zieleń, drzew nie naruszono, jest czysto, i włożono masę pracy społecznej, bez wynagrodzenia" - dodaje pan Jakub.

Nikt do nas nie przyszedł z projektem

Gackowska broni się, że żaden rowerzysta nie zgłosił się do Lasów Miejskich, aby porozmawiać na temat możliwości stworzenia toru w Lesie Kabackim. Dodaje, że jedyną drogą do legalnego powstania takiej instalacji w rezerwacie jest uzyskanie zgody Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Warszawie.

Jednocześnie przekonuje, że na terenie Warszawy jest sporo obszarów, nie będących terenami leśnymi, których nie obejmują ograniczenia wynikające z ustawy o lasach oraz ustawy o ochroni e przyrody, gdzie można by zorganizować podobny tor. - Jest już zagospodarowana Górka Kazurka, był projekt w budżecie partycypacyjnym na stworzenie podobnego toru w lesie Wawerskim, który wsparliśmy - dodaje. Jak twierdzi, uwaga rowerzystów powinna zostać skierowana na obszary, które nie są lasami ani nie są objęte formami ochrony przyrody, bo tam budowa toru nie będzie napotykała wielu ograniczeń formalnych.

Czy rzeczywiście rowerzyści mają gdzie jeździć wyczynowo? I jak naprawdę miasto wspiera inicjatywy rowerzystów? Pan Marcin, który zaangażowany jest w działania środowiska rowerowego w stolicy przyznaje, że z punktu widzenia prawa tor w Lesie Kabackim nie powinien był powstać. Ale rozumie, dlaczego tak się stało:

- Moim zdaniem istotą pracy Lasów Miejskich nie jest wyłącznie stawianie tabliczek zakazów i wlepianie mandatów, a konstruktywne reagowanie na potrzeby mieszkańców miasta. Dla mnie osobiście "zło" wyrządzone przez budowniczych ma się nijak do szkód wyrządzanych chociażby przez weekendowych turystów, palących ogniska w miejscach niedozwolonych, pozostawiających śmieci, a krew mnie już zalewa, gdy widzę nagonkę na małolatów z pasją, gdy na każdym prawie kroku wycina się drzewa, w tym pomniki przyrody. Jeśli są przepisy, to przestrzegamy ich wszyscy, to jest bardzo wybiórcze traktowanie prawa, a skala krzywd dla natury nieporównywalna - mówi.

Nie ma legalnych miejsc w Warszawie

Jak przekonuje, w Warszawie i okolicach legalnych miejsc do uprawiania kolarstwa grawitacyjnego właściwie nie ma. - Leśnicy wskazywali Kazurę - wbrew temu, co pisali to wcale nie jest w 100 proc.legalne miejsce, 1-2 lata temu faktycznie coś drgnęło, miasto część góry wzięło pod swoją opiekę - udało się, ale kosztowało to dużo pracy, czasu i zaangażowania, z Kopcem Powstańców to się nie udało - trasy zostały zniszczone - wyjaśnia.

Miasto zrównało tor z ziemią po tym, jak rowerzyści wyszli z inicjatywą lego legalizacji. Wiceprezydent Witold Pahl w odpowiedzi na ich apel napisał, że "ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla rejonu ulicy Bartyckiej nie przewidują realizacji ścieżek rowerowych na terenie Kopca Czerniakowskiego". Walka o tor wciąż trwa.

Jak podkreśla pan Marcin, ta dyscyplina sportu ma coraz więcej zwolenników, do jej uprawiania potrzebne są odpowiednie obiekty. - Górka Kazurka nie spełnia wszystkich warunków do budowy takich tras, jest to nieosłonięta od wiatru górka, a właściwie gruzowisko, u podnóża podłoże jest gliniane, przez co odprowadzenie wody jest bardzo utrudnione - wyjaśnia pan Marcin. 

Górka Kazurka od lat przyciąga rowerzystówGórka Kazurka od lat przyciąga rowerzystów STEFAN ROMANIK / Agencja Wyborcza.pl

Jak przekonuje, jeśli miasto nie uwzględni rosnącej potrzeby na powstawanie takich miejsc, to młodzież będzie robić to, co wydarzyło się w Lesie Kabackim - kopać po lasach. - Wątpię, żeby ktokolwiek był w stanie to powstrzymać, ja się 10 razy zastanowię przed wyborem miejsca, natomiast mniej świadoma młodzież może nie rozumieć, dlaczego rezerwat nie jest do tego dobrym miejscem - podsumowuje.

Co sądzisz na ten temat? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl

Jedziesz rowerem i nagle... gdzie się podziała droga? Takich miejsc w Warszawie jest mnóstwo [WIDEO]

Więcej o: