„Chciałem być… ojcem chrzestnym, chciałem mieć ślub kościelny…” - skomentował pan Błażej Makarewicz na swoim profilu na Facebooku. Mężczyzna przyjął sakrament bierzmowania już jakiś czas temu. Gdy chciał je odebrać, pojawiły się problemy.
Kościół w Pułtusku co prawda zaświadczenie mu wystawił, ale nie takie, jakie by się pan Błażej spodziewał.
Pierwsze zdanie dokumentu jest standardowe: "Duszpasterstwo Parafii p.w. Miłosierdzia Bożego zaświadcza, że Błażej Makarewicz przyjął sakrament dojrzałości chrześcijańskiej". Uwagę przykuwa adnotacja poniżej:
Obecnie nie mieszka na terenie parafii. Najprawdopodobniej na terenie Warszawy, należy do SLD i często wypowiadał się przeciw Kościołowi i księżom
- czytamy w dokumencie.
- Najłagodniej mówiąc, byłem zdziwiony, bo poprosiłem o dowód z bierzmowania z 2005 roku, a nie o ocenę personalną mojej osoby, przypominająca notatki Służby Bezpieczeństwa PRL - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Błażej Makarewicz. - Zresztą adnotacja ta jest o tyle niesprawiedliwa, gdyż nigdy nie atakowałem ani kościoła, ani księży. Może za wyjątkiem piętnowania takich patologii, jak pedofilia wśród duchownych. Ale czy można to odbierać jako atak na Kościół? - pyta.
Według szefa FMS notatka wzięła się z "osobistej niechęci, wynikającej z przynależności politycznej". - Która zapewne, zdaniem księdza, wyklucza mnie ze wspólnoty Kościoła - mówi nam.
- Czy kontaktował się pan w tej sprawie z parafią? - pytamy.
- Nie. Myślę, że po takiej adnotacji nasze drogi definitywnie się rozeszły - stwierdza Makarewicz.
Dziennikarze Gazeta.pl próbowali się skontaktować z parafią w Pułtusku, niestety nikt nie odbierał telefonu, a skrzynka mejlowa była przepełniona. Udało się jednak ustalić, że ten sam ksiądz, który wystawił zaświadczenie o bierzmowaniu, wcześniej był podejrzewany o spoliczkowanie dziecka w Kościele. Do zdarzenia miało dojść w maju podczas mszy.
Według świadków 10-letni chłopiec po przyjęciu komunii miał wyjąć opłatek z ust i mu się przyglądać. Wtedy ksiądz uderzył do w twarz. Sprawa trafiła do prokuratury.