Piątek godzina 19. W jednostce policji przy Belwederskiej trwa wieczorna odprawa. Weekend jest najgorszy, bo w całym Śródmieściu podejmowanych jest średnio blisko 400 interwencji, z czego około 110 na samych bulwarach wiślanych.
W teren wyjeżdża kilkanaście patroli zmotoryzowanych, które poruszają się po całym
centrum miasta. Dojadą też na bulwary w razie poważniejszej interwencji. Na koniec
dowódca przekazuje dyslokację (rozmieszczenie patroli, red.) dla patroli pieszych, trzyosobowych, z których każdy ma przypisany swój odcinek wiślanej promenady.
Idę z patrolem. Jesteśmy na wysokości ulicy Ludnej. Około 23 mijamy Konrada, rocznik 97. Idzie z Karoliną, w ręku otwarte piwo. Policjant myśli, że dziewczyna niepełnoletnia, a i na ulicy piją.
Kończy się pouczeniem, że na bulwarach pić można tylko do trawnika, dalej już trzeba uważać. - Dobrze, że zakazu nie ma. Człowiek zaoszczędzi trochę na mandatach - mówi Konrad.
Stolica od kilku lat konsekwentnie przywraca Wisłę mieszkańcom. W 2011 roku ratusz wydał kilka pozwoleń na uruchomienie ogródków piwnych na wysokości Podzamcza. Urzędnicy do pomysłu podeszli z ogromnym dystansem. W pamięci jeszcze mają wydarzenia sprzed lat. W tym miejscu dochodziło do poważnych bójek, napadów, kradzieży. Nie było lekko.
- Tam zbierała się cała Praga. Jak jechaliśmy na interwencję, to wiedzieliśmy, że
będzie grubo. Tam czasami były regularne bitwy - wspomina jeden z policjantów.
- Faktycznie mieliśmy obawy. Podjęliśmy decyzje, że ogródki będą ustawiane w dość
sporym odstępie od siebie, żeby nie było takiego dużego tłoku. No i zdecydowaliśmy, że nie będą to tylko klasycznie punkty gastronomiczne, ale przeplatane z punktami z ofertą kulturalną. No i to zróżnicowanie zadziałało, było spokojnie - mówi Jarosław Jóźwiak, były wiceprezydent Warszawy.
W 2013 roku ruszyła modernizacja nadwiślańskiej promenady. Na pierwszy rzut
odcinek - od Podzamcza do mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Następnie z poślizgiem do
Centrum Nauki Kopernik. Obecnie w budowie jest 200-metrowy odcinek od Tamki do mostu Świętokrzyskiego.
Życie towarzyskie najbardziej kwitnie od mostu Poniatowskiego w kierunku Płyty Desantu. To niezagospodarowany odcinek promenady. Kamienne schodki i mało
oświetlenia. W tle muzyka z pobliskich klubów. Idealnie pod imprezę. - Klimat nie do
podrobienia - mówi Tomek, jeden z imprezowiczów.
Patryk w policji służy od 13 lat, na co dzień jest operacyjnym, czyli pracuje "po cywilnemu". W weekendy jednak, kiedy pełni służbę na bulwarach, wkłada mundur. Dodatkową służbę ponadnormatywną opłaca miasto, 200 złotych brutto. Towarzyszymy Partykowi podczas jednego z nocnych patroli.
- No nie jesteśmy szczególnie zadowoleni, że akurat tu na bulwarach musimy
pilnować tego pijanego towarzystwa, jest mnóstwo roboty w innych miejscach, to w
końcu Śródmieście i centrum Warszawy, tutaj ciągle się coś dzieje, szczególnie w
weekendy - mówi funkcjonariusz.
- Posiedzieć nie można i pogadać sobie ze znajomymi - oburza się Ewelina. Nad
Wisłę przyszła razem z koleżankami. Obok kobiet siedziała grupka małolatów. -
Zaczęli rzucać butelkami. Zwróciłam im uwagę, że to niebezpieczne, bo kogoś mogą
trafić w głowę - opowiada dziewczyna.
- Od razu usłyszałam, że mam sp*****ć, bo mnie dojadą. Byłam w szoku - relacjonuje. Spotykamy ją, kiedy podchodzi do policjantów. Prosi o interwencję. Funkcjonariusze idą pod wskazane miejsce. Po "szczurkach", czyli rozpieszczonych i sprawiających kłopoty dzieciakach zostały tylko potłuczone butelki.
- Najgorzej jest właśnie z "nielatami" - mówi jeden z policjantów. Podczas każdej służby trafiają mu się takie rozpuszczone dzieciaki - Ostatnio dwie 16-latki ledwo szły, właściwe to jedna ciągnęła drugą. No widok przykry, wszystko na wierzchu. Zatrzymaliśmy je. Momentalnie się ocknęły i zaczęły krzyczeć, żeby je puścić - opisuje.
- Co się z nimi dzieje po zatrzymaniu? - pytam. - Czekamy, aż przyjadą rodzice. A jak nie mogą przyjechać, to zarzyganą latorośl odwozimy do ośrodka na Wiśniową do Policyjnej Izby Dziecka i tam czekają na rodziców - mówi policjant.
Na początku czerwca do Wisły skoczył młody chłopak. Jak się później okazało, chciał
popisać się przed znajomymi. Na moście Poniatowskiego rozebrał się do majtek i
wskoczył do rzeki. - Uratowano go w ostatniej chwili - mówi Patryk.
16 czerwca pomiędzy mostami Poniatowskiego a Łazienkowskim do rzeki wskoczył
40-letni mężczyzna. Porwał go nurt. Blisko godzinna reanimacja nie przyniosła
skutku. Sekcja zwłok i badania mają wykazać, czy w momencie skoku był pod
wpływem alkoholu.
- Tego boimy się najbardziej. Piją na umór, a później popisują się przed innymi i
wskakują do wody. Choć trafiają się tacy, którzy ledwo co trzymają się na nogach i
lubią się wysikać tuż nad brzegiem. Noga się omsknie i leci do wody przy brzegu, w
której pełno jest potłuczonego szkła - mówi jeden z patrolujących.
- Czujesz ten zapaszek? - pyta nas policjant. - No czuć zielsko - odpowiadam. - To jeszcze nic. Często spotykamy powykręcanych gości. W piątek jeden chodził na
czworaka i całował chodnik. Dzień później znaleźliśmy go nieprzytomnego pod toi
toiem. No, niestety, biorą różne dopalacze lub mefedron wjedzie. I się bawią. Później mu coś się w głowie uaktywnia i szuka wrażeń - mówi nam policjant.
Na zegarku kilka minut po północy. Służbę policjanci kończą około 4 nad ranem. Do tego czasu będą szukać kilku mężczyzn, którzy nachalnie obmacywali dziewczyny bawiące się w Hockach Klockach.
Pomogą też ochłonąć kilku osiłkom, szykującym się do bójek. Dobudzą również kilkunastu imprezowiczów śpiących na murkach, bo na bulwarach kręcą się złodziejaszki. Podchodzą do śpiącego. Niby chcą mu pomóc, ale dyskretnie przeszukują kieszenie i wyciągają cenne rzeczy.
Pod koniec kwietnia na bulwarach wiślanych (po lewej stronie) zniesiono zakaz picia
alkoholu. To pokłosie sprawy z 2015 roku. Wtedy Marek Tatała otrzymał mandat 50
złotych za usiłowanie spożywania alkoholu na kamiennych schodkach. Nie przyjął
go, twierdząc, że w Polsce nie ma zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych, a
jedynie na ulicach, w parkach, na placach.
Sprawa zrobiła się głośna i znalazła finał w sądzie. Wypowiedział się nawet Sąd
Najwyższy i po prawie dwóch latach Tatała został uniewinniony. To utorowało drogę
do zmian w prawie i umożliwienia legalnego picia alkoholu na bulwarach.
- Zanim zniesiono zakaz, interwencji na bulwarach w weekend było zaledwie
kilka, czasami kilkanaście. Teraz co najmniej kilkadziesiąt, a jak pogoda dobra to i
ponad 100 interwencji - mówi nadkom. Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy
policji.
Przykładowy weekend. Noc z 15 na 16 czerwca: 46 interwencji, 28 mandatów (m.in.
za zaśmiecanie) i 62 wylegitymowane osoby. Kolejna noc z 16 na 17 czerwca: 51
interwencji, 16 mandatów i 83 wylegitymowane osoby.
- W naszej ocenie jest źle. Jeszcze do niedawna mieliśmy narzędzia, żeby ludzi zdyscyplinować - czy to mandat, czy wniosek o ukaranie. Teraz widać zalążek
dużych problemów czy też zachowań, które z czasem mogą zdominować bulwary. Nikt tego nie chce, my tym bardziej - mówi nadkom. Szumiata.
- Na razie jedyne, co nam zostało, to apel do rozsądku ludzi, żeby zachowywali się
zgodnie z prawem no i zdecydowana rekcja w przypadku jego łamania. Odnoszę
wrażenie, że ludziom oczywiście nie wszystkim po zniesieniu zakazu puściły trochę
hamulce i nie mają opamiętania - dodaje oficer ze śródmiejskiej komendy.
O to, co dzieje się na bulwarach pytamy miasto. - Na bieżąco analizujemy sytuację.
Wszystko omawiamy z policją i strażą miejską. Chcemy, żeby bezpieczeństwo w tym
miejscu było na jak największym poziomie. Jeśli będzie trzeba to pojawi się tam
więcej patroli - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy urzędu miasta.
- Osoby, które mają gorącą głowę, muszą mieć na uwadze, żeby zachowywać się
prawidłowo i zgodnie z zasadami - dodaje rzecznik.
Co sądzisz o sytuacji na bulwarach wiślanych zwłaszcza w weekend? Czy to miejsce się zmieniło? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl