W Warszawie jest 15 uczelni publicznych i aż 63 prywatne. Z tych ostatnich, sześć znalazło się w rankingu Perspektywy 2017. Najwyżej, bo na 15 miejscu znalazła się Akademia Leona Koźmińskiego. Oprócz niej także: uczelnia Łazarskiego, SWPS Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Akademia Finansów i Biznesu Vistula, Collegium Civitas i Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Warszawie.
W Warszawie jest 15 uczelni publicznych i aż 63 prywatne. Z tych ostatnich, sześć znalazło się w rankingu Perspektywy 2017. Najwyżej, bo na 15 miejscu znalazła się Akademia Leona Koźmińskiego. Oprócz niej także: uczelnia Łazarskiego, SWPS Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Akademia Finansów i Biznesu Vistula, Collegium Civitas i Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Warszawie.
- Wybrałam uczelnię prywatną, bo uważam, że na tym kierunku najważniejsza jest praktyka – mówi Maria, absolwentka Społecznej Akademii Nauk w Warszawie na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Od początku szukała miejsca, gdzie mogłaby uczyć się, robiąc.
Nacisk na praktykę to argument, który studenci uczelni niepublicznych powtarzają często. Justyna, która po dwóch latach studiowania finansów i rachunkowości na Politechnice, zmieniła uczelnię na Akademię Leona Koźmińskiego, opowiada: Mój brat tam studiował, więc wiedziałam, że tam stawia się na praktykę, nie teorię. Właśnie na tym mi zależało, bo nie znalazłam tego na poprzedniej uczelni. Dzięki temu Justyna na drugim roku studiów zaczęła pracę w zawodzie.
Patrycja, studentka prawa na SWPS-ie, stwierdza: Chyba na żadnej innej uczelni w Warszawie nie ma takich wymogów co do odbycia praktyk, jak u nas. Na drugim roku musimy zrealizować je w dziale prawnym lub administracyjnym, na trzecim – w sądzie lub prokuraturze, na czwartym – w kancelarii adwokackiej.
Ponieważ uczelnie prywatne są płatne, mogą sobie często pozwolić na zatrudnienie wykładowców-praktyków, uznawanych za ekspertów w danej dziedzinie. Uczelnie publiczne – niekoniecznie. Wielu studentów potrafi to docenić.
To był również jeden z powodów, dla którego Jakub wybrał studia psychologiczne na SWPS-ie. – Ta uczelnia to mekka psychologii. Uczą u nas same gwiazdy i to nie tylko z Polski. Często bywa tu np. profesor Philip Zimbardo – opowiada.
Agnieszka, studentka prawa na Uczelni Łazarskiego wtóruje: Do tej pory na zajęciach spotykałam samych profesjonalistów i pasjonatów danej dziedziny. Prawo konstytucyjne miałam z profesor, która zasiadała w komisji konstytucyjnej i opiniowała projekt obecnie obowiązującej konstytucji. Prawo cywilne prowadzi z kolei profesor, która przez 23 lata była sędzią Sądu Najwyższego. To tylko kilka przykładów – wymienia.
Podobnie wspomina swoje studia Maria. - Wykładowcami są praktycy, dziennikarze TVP, Polskiego Radia, np. Arkadiusz Ekiert, Tomasz Trojanowski, Halina Hrycko-Nowakowska czy Mirosław Pęczak z „Polityki" - opowiada.
Wielu wydaje się, że płacenie za studia oznacza otrzymanie dyplomu przy minimalnym wysiłku. Okazuje się jednak, że nauka na prywatnej uczelni wymaga od studentów tyle samo pracy, co na publicznej.
Podczas sesji bywa naprawdę gorąco, a same egzaminy są trudne. Trzeba przysiąść i po prostu się nauczyć. Jak noga się powinie, jest drugi termin. Jeśli znowu się nie powiedzie, warunek. Ale nie zdajemy przedmiotu w nieskończoność - mówi Agnieszka. - I nie ma reguły: jak zapłacę, to zdam - dodaje.
Jakub to potwierdza: Na SWPS panuje duży rygor. Wynika to z ogromnego nacisku na praktykę. Nikt nie ma łatwo. Ktoś nie zrobi projektu, ma niezaliczony przedmiot, ma jedną nieobecność za dużo, też nie ma dyskusji. Nikogo nie obchodzi, czy płacisz te kilka tysięcy rocznie - nie zaliczyłeś, nie zdajesz - mówi. - Wykładowcy wychodzą z założenia, że jeśli płacisz, to płacisz za jakość, ale to twoja sprawa, co z tym zrobisz - przekonuje.
Nie wszyscy wykorzystują w pełni możliwości, które oferuje im uczelnia prywatna. - Uczyłam się, bo to lubię i zależało mi na wykształceniu, a nie dyplomie, ale w mojej grupie było wiele osób, które nie robiły nic, a i tak zdawały. Ich podejście było bardzo roszczeniowe, w stylu „płacę, więc niech się cieszą, że tu jestem, nie muszę się starać" - opowiada Karolina, absolwentka Akademii Leona Koźmińskiego.
Podobne zdanie ma Anna, która od czasu do czasu wykłada na jednej z uczelni prywatnych w centrum Warszawy. – Na prywatnych uczelniach studenci są roszczeniowi. „Skoro płacę, to wymagam". Coraz więcej osób ma takie podejście - opowiada.
Jak to się objawia? - Brak aktywności na zajęciach, niechęć do uczestniczenia w dyskusji, pada pytanie „co o tym myślicie" i cisza, wszyscy w telefonach - wymienia. Gdy z kolei student nie zaliczy danego egzaminu, to, jak mówi Anna, nie przyjmuje tego z pokorą i nie przygotowuje się do poprawki. - Wielu odwołuje się do prorektora i mówi, że mu się to zaliczenie należy, bo przecież zabrakło mu raptem kilku punktów - tłumaczy.
Kasia wykładająca na warszawskich uczelniach prywatnych m.in. na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna, uważa, że ta roszczeniowość to wyłącznie kwestia charakteru i trudno z niej uczynić jakąkolwiek zasadę. Jak sama jednak dodaje, z jej doświadczenia wynika, że częściej takie podejście mają studenci, którzy skończyli prywatne i społeczne szkoły.
- W procesie kształtowania charakteru byli przyzwyczajeni, że mogli dyktować jakieś warunki - tłumaczy. Kasia zwraca jednocześnie uwagę na inną tendencję. - Zdecydowanie bardziej cenią sobie studia, czas i naukę w ogóle, a w związku z tym mają większy szacunek do wykładowcy, studenci studiów zaocznych. Są bardziej pracowici, lepiej zorganizowani. Nie rozgraniczałabym tutaj jednak studiów państwowych i prywatnych – podkreśla.
Semestr na uczelni prywatnej to całkiem spory wydatek. Wysokość czesnego zależy oczywiście od uczelni, stopnia i trybu studiów (licencjacki, magisterski; stacjonarny lub niestacjonarny), a czasem również roku. Z reguły jednak to kwota rzędu kilku tysięcy złotych za semestr.
Na Uczelni Łazarskiego najtańsze są studia niestacjonarne I stopnia na kierunku administracja - kosztują 1800 zł za semestr. Te same studia na II stopniu kosztują już 1920 zł. W trybie stacjonarnym najtańszymi są stosunki międzynarodowe za 3640 zł za semestr (zarówno na I, jak i II stopniu).
Najdroższym na Uczelni Łazarskiego jest kierunek lekarski (studia jednolite magisterskie), za który trzeba zapłacić aż 26 tysięcy złotych za semestr.
Nieco droższa jest Akademia Leona Koźmińskiego. Najtańsze studia w trybie stacjonarnym kosztują tutaj 3200 zł za semestr i jest to prawno-biznesowa specjalność na administracji. Czesne wielu kierunków na tej uczelni, np. ekonomii, finansów i rachunkowości czy zarządzania to nieco ponad 5000 zł za semestr.
Najdroższymi natomiast są studia w ramach programu Double Degree Bachelor Program in Management with Professional Placement, który pierwsze trzy semestry realizuje w niemieckiej uczelni Duale Hochschule Baden-Württemberg Mannheim – czesne to 10500 zł.
Jeszcze droższą uczelnią jest SWPS. Tutaj na czesne za studia stacjonarne trzeba wydać od 7600 zł. Jednym z najdroższych kierunków na tej uczelni jest zarządzanie i przywództwo, które kosztuje 11000 zł (zarówno I, jak i II stopnia, stacjonarne i niestacjonarne).
Wszystkie powyższe ceny podane są przy płatności w systemie jednoratowym. Istnieje możliwość rozłożenia płatności na raty, jednak wtedy ogólna kwota do zapłaty wzrasta.
Większość studentów nie jest w stanie zapłacić tak dużo za swoją edukację. Najczęściej pomagają im w tym rodzice. Jednak uczelnie przewidują stypendia dla studentów, które często pokrywają znaczną część czesnego, a czasem nawet – jego całość.
Na pierwszym roku dostałam stypendium „Mistrzowski start" - opowiada Patrycja. - Stypendium było przyznawane na podstawie wyników matur. Dzięki temu nie płaciłam czesnego przez cały rok - mówi. Patrycji, dzięki dobrym ocenom po pierwszym roku studiów, udało się przedłużyć stypendium. W efekcie po raz drugi już nie będzie opłacać czesnego.
Z podobnego udogodnienia skorzystał Dorian, studiujący ekonomię na Akademii Leona Koźmińskiego. - Podczas pierwszego roku dostałem stypendium sportowe, na drugim uzyskałem jeszcze naukowe. Dzięki temu koszt czesnego uległ znacznemu zmniejszeniu - opowiada.
Uczelnie prywatne przygotowują dla swoich studentów nie tylko programy stypendialne, ale również różnego rodzaju zniżki. Dotyczy to m. in. laureatów i finalistów olimpiad (np. na Akademii Koźmińskiego laureaci nie płacą czesnego, a finaliści płacą 50 proc. całości), osób studiujących więcej niż jeden kierunek na danej uczelni lub będących jej absolwentami.
Ciekawą formą promocji wprowadziła Społeczna Akademia Nauk w Warszawie – za zarekomendowanie uczelni znajomemu, który zapisze się na zajęcia, oferuje zniżkę na czesne w wysokości 200 zł od pierwszej osoby i 100 zł od każdej kolejnej.