Zgodnie z wykazem szkół niepublicznych prowadzonym przez Biuro Edukacji Miasta Stołecznego Warszawy, w stolicy istnieje 131 niepublicznych szkół podstawowych, 73 niepubliczne gimnazja i 61 niepublicznych liceów. Łącznie daje to sumę ponad 260 szkół. Nie jest to skromna liczba.
Czym kierują się rodzice w wyborze szkoły dla swojego dziecka? I co liczy się przy podejmowaniu tej decyzji dla młodych ludzi, przyszłych uczniów?
I ile to właściwie kosztuje?
Jednym z elementów, który przyciąga rodziców, zwłaszcza młodszych dzieci, do szkół prywatnych, są nietypowe metody nauczania, które bardziej niż państwowy system edukacji skupiają się na osobistym rozwoju ucznia. Zazwyczaj są to metody istniejące w pedagogice od kilkudziesięciu lat.
Jedną z nich jest metoda montessoriańska, opracowana przez włoską lekarkę, Marię Montessori na przełomie XIX i XX wieku. Jak czytamy na stronie Polskiego Ośrodka Edukacji Montessori, który jest właścicielem warszawskiego żłobka, przedszkola, szkoły podstawowej oraz gimnazjum, pedagogika Montessori zakłada, że dziecko jest aktywną osobą, która przechodzi w ciągu swojego rozwoju przez szczególne okresy zainteresowań. Do osiągnięcia optimum swoich możliwości potrzebuje miejsca, w którym w sposób bezpieczny i swobodny mogłoby odkrywać rzeczywistość.
W praktyce w placówkach opartych na tej metodzie pozwala się uczniowi niejako kreować własną ścieżkę edukacji: nauczanie oparte jest na praktycznych zadaniach, które nie są podzielone na 45-minutowe lekcje, lecz odbywają się w grupach mieszanych wiekowo. Sprawdziany i testy mają mniejsze znaczenie. Uczy się tam samodyscypliny, ale jednocześnie dużą wagę przywiązuje się do wolności i indywidualności ucznia.
Inną nowatorską metodą stosowaną w warszawskich szkołach (zwłaszcza podstawowych) jest metoda waldorfska, powstała na początku XX wieku. Metodę wyróżnia bardzo duża liczba zajęć artystycznych oraz oparcie nauczania na słowie mówionym. Wykorzystuje się więc baśnie, mity, opowieści, które pomagają uczniom przyswoić omawiany materiał. Klasę prowadzi jeden nauczyciel, co ma dawać poczucie bezpieczeństwa i swobodę. Metoda jest skupiona na rozwijaniu wyobraźni dziecka oraz wspieraniu jego harmonijnego rozwoju.
Powtarzającym się argumentem przy wyborze pomiędzy szkołą prywatną a publiczną, przemawiającym na korzyść tej pierwszej, jest ilość i jakość czasu, jaki nauczyciel może poświęcić jednemu dziecku.
- W szkole prywatnej inny jest sposób nawiązywania relacji z uczniem. Grono jest kameralne, klasy często nie przekraczają 20 osób, dzięki czemu kontakt z uczniem jest łatwiejszy, a relacja między dzieckiem a nauczycielem nastawiona jest na interakcje - twierdzi Ola, która kilkanaście lat temu sama była uczennicą warszawskiej prywatnej szkoły podstawowej i prywatnego gimnazjum.
Teraz spodziewa się dziecka i próbuje przekonać partnera, aby w przyszłości posłali je właśnie do placówki prywatnej. - Atmosfera tam jest cieplejsza, opiera się na współpracy, a nie rywalizacji. To bardzo ważne, zwłaszcza na wczesnym etapie rozwoju dziecka - dodaje.
Zuza, która dwa lata temu skończyła Prywatne Liceum Sióstr Nazaretanek z Oddziałami Międzynarodowymi w Warszawie potwierdza, że szkoła oferowała bardzo zindywidualizowany program lekcji. Klasy były niewielkie, dzięki temu lekcje z przedmiotów maturalnych odbywały się w małych, pięcio- i sześcioosobowych grupkach. - Nasze prace omawiałyśmy dużo dokładniej, okoliczności bardziej sprzyjały nauce - wspomina.
Jak mówi, nauczyciele oferowali konsultacje, które były rzetelnie i regularnie prowadzone. - Miało się tak naprawdę korepetycje w szkole - dodaje. Mała społeczność szkolna umożliwiła jej również bliższe poznanie z nauczycielami. - Przyjechałam do tej szkoły z małej miejscowości, więc dla mnie miało to o tyle duże znaczenie, że będąc daleko od domu, nie czułam się wyobcowana - podkreśla.
Jagoda jest w pierwszej klasie Społecznego Liceum Ogólnokształcącego z Maturą Międzynarodową, które należy do Zespołu Społecznych Szkół Ogólnokształcących Bednarska. Wcześniej uczęszczała do Społecznego Gimnazjum Raszyńska, należącego do tego samego zespołu. - Nauczyciele liczą się z naszym zdaniem, traktują nas jak młodych dorosłych. Są otwarci na nasze propozycje. Co ważne, są świadomi tego, że mogą się czasem pomylić - opowiada.
Ola wspomina, że szkoła chciała wytworzyć w uczniach przekonanie, że można wszystko, a świat stoi przed nimi otworem. - Nauczyciele pokazywali nam, że dzięki pracy włożonej w naukę, możemy być najlepsi - tłumaczy. Sytuacja zmieniła się, gdy poszła do liceum publicznego. - Miałam poczucie, że muszę bardzo dużo nadgonić, żeby być najlepszą - zwierza się.
Cechy szkolnictwa prywatnego, które najczęściej są dla rodziców zaletą, już dla samych dzieci mogą stanowić wadę. Zazwyczaj wychodzi to na jaw po czasie. Mowa tu o tzw. "trzymaniu dzieci pod kloszem".
- Nigdy nie stała mi się w tej szkole żadna krzywda. Przyzwyczaiłem się, że problemów nie muszę rozwiązywać sam - mówi Maks, który chodził do gimnazjum międzynarodowego oraz do jednego ze społecznych liceów. - Jak był problem, wystarczyło porozmawiać z panią dyrektor. Ona wszystkie sprawy wyjaśniała bardzo szybko - dodaje.
Jak mówi, w gimnazjum w rozwiązywaniu problemów pomagała mu mama. - W liceum, gdy próbowała robić to w moim imieniu, pojawiały się duże problemy. Nauczycielom się to nie podobało - przekonuje.
Ola, która uczyła się zarówno w szkole prywatnej, jak i publicznej, widzi między tymi placówkami duże różnice. - W prywatnej podstawówce i prywatnym gimnazjum nasz czas był zorganizowany. Mieliśmy lekcje, potem wspólnie w szkole odrabialiśmy prace domowe, a potem jeszcze mieliśmy organizowane różne zajęcia dodatkowe. Przyjaciółka dzwoniła do mnie o 14.00 w środę i pytała, czy wyjdę na rower, a ja wtedy siedziałam jeszcze w szkole - śmieje się.
Z jednej strony, jak mówi, było to dobre, bo wypracowało w niej nawyk systematycznej pracy. Z drugiej, w publicznym liceum pojawiło się wrażenie, że zrobili z niej w tej prywatnej placówce maszynkę do nauki. Męczyło ją też, że od podstawówki do gimnazjum ciągle widywała te same twarze. - Chciałam coś zmienić. Brakowało mi różnorodnego towarzystwa - dodaje.
Wszystko się zmieniło, gdy poszła do liceum. - Stałam się anonimowa. Na korytarzu co chwilę widziałam nowe twarze, totalnie się tym zachłysnęłam - przekonuje.
Jedną z głównych wad szkolnictwa niepublicznego jest wysokie czesne. Nawet najmniejsze opłaty, to rocznie wydatek o kilka tysięcy złotych wyższy niż w szkołach państwowych.
Czasem suma ta zależy od tego, w której klasie jest uczeń. Przykładowo, w Liceum Ogólnokształcącym Przymierza Rodzin im. Jana Pawła II czesne miesięczne wynosi 1200 zł (w systemie 10-miesięcznym), 1 tys. zł w systemie 12-miesięcznym.
Zespoły szkół niepublicznych zwykle różnicują wysokość czesnego dla szkoły podstawowej i liceum. W "Żaglach" - Liceum Ogólnokształcącym Stowarzyszenia STERNIK przy płatnościach w systemie 12-miesięcznym wysokość czesnego w podstawówce to 1235 zł, a w liceum - 750 zł.
Jedną z najdroższych szkół w Warszawie jest Międzynarodowa Szkoła Amerykańska, gdzie roczne czesne, w zależności od tego, w jakiej szkole (podstawowej czy średniej) jest dziecko, wynosi od 32 tys. do 51 tys. zł.
Tam uczą się nie tylko dzieci polskie, ale również dzieci dyplomatów i polityków z zagranicy. Zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Szkoła oferuje klasy od przedszkola do ostatniej klasy liceum oraz trzy dyplomy akredytowane przez najważniejsze instytucje na świecie: Dyplom International International Baccalaureate Organization; Amerykański Dyplom Advanced oraz Polską maturę Ministerstwa Edukacji Narodowej.
W czesnym zazwyczaj nie są zawarte tzw. opłaty dodatkowe (posiłki, ubezpieczenie, bieżące wydatki klasowe, koszt mundurków czy wyjść pozaszkolnych, np. do muzeum). Zwykle taka opłata jest jednorazowa i zbliżona do wysokości miesięcznej raty czesnego.
Kolejnym dodatkowym wydatkiem jest opłata rekrutacyjna lub tzw. wpisowe (bezzwrotne). Zwykle wynosi od 1 do 2 tys. zł w zależności od szkoły. Najwyższe wpisowe obowiązuje w Międzynarodowej Szkole Amerykańskiej – to aż 4 tys. zł.
Coraz więcej rodziców zastanawia się nad wyborem szkoły publicznej dla swojego dziecka. Według analiz wykonanych przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami w 2014 roku, im wyższe wykształcenie rodziców, tym częściej wybierają oni szkoły niepubliczne.
W konsekwencji już od kilku lat liczba kandydatów do szkół niepublicznych w Warszawie przekracza liczbę miejsc. Szkoły bardzo chętnie zaznaczają ten fakt na swoich stronach internetowych.
Zdarza się, że rodzice podejmują wyzwanie opłacania szkoły prywatnej, mimo że nie zarabiają zbyt dużo. Są to sytuacje rzadkie, jednak właśnie dla nich wiele szkół, zwłaszcza katolickich, oferuje programy stypendialne czy pomoc finansową.
Tak było m.in. w Prywatnym Liceum Sióstr Nazaretanek z Oddziałami Międzynarodowymi, w którym uczyła się Zuza.
Ciekawym przypadkiem jest Szkoła Turkusowa Wieża, prowadzona przez Fundację Społeczeństwo - organizację non-profit, która wypracowała program stypendialny dla osób chcących się uczyć w tej placówce, ale nie mogących sobie na to, ze względów finansowych, pozwolić.