- Szlag mnie trafia, jak pomyślę o tej naszej służbie zdrowia - zaczyna pani Danuta, którą spotykamy w kolejce do lekarza w bemowskiej przychodni. - Czekam jak durna drugą godzinę. Końca tego czekania nie widać, dwóch lekarzy na posterunku. Kto to widział, żeby tak się z pacjentami obchodzić? - grzmi.
Pacjentka z Bemowa nie jest odosobniona w swojej opinii. Warszawiacy są źli, bo choć trwa sezon na przeziębienia i grypę, to stołeczne przychodnie kompletnie nie są na to przygotowane. - Wszystko zmienił ustrój. Jeden, dwóch lekarzy na dyżurze, kiedy wiadomo, że połowa miasta jest chora, bo taki okres. Bezmózg to wie - mówi pan Andrzej, którego spotykamy na papierosie.
W sprawdzonych przez nas przychodniach niemal w każdej kilkunastu pacjentów obsługuje jeden, maksymalnie dwóch dyżurujących lekarzy. - Ja nie oczekuję, że będzie się nami sztab lekarzy zajmować, skoro wielu przychodzi tu tylko z katarem i bólem gardła, ale w zimę wypadałoby z przyzwoitości dać chociaż czterech, pięciu lekarzy - zauważa pacjentka. I złośliwie dodaje: - Przepraszam, 1,5 lekarza, bo ciągle jeden z nich ma przerwy na herbatkę i ptasie mleczko.
Kolejki w przychodniach w Warszawie Metro Warszawa
39 stopni gorączki i 3,5 godziny w kolejce!
Nie tylko pan Andrzej i pani Danuta narzekają na ogromne kolejki w warszawskich przychodniach. Pan Marek przez kilka dni miał gorączkę. Gdy temperatura nie spadała, postanowił skorzystać z nocnego dyżuru w przychodni, bo jak przyznaje - było coraz gorzej.
Na miejscu niestety musiał swoje wystać. Został przyjęty dopiero po 3,5 godzinach! - Czekałem od 19:15 do 22:45 z gorączką 39 stopni. Dlaczego mężczyzna czekał tak długo? Ponieważ w przychodni na dyżurze był - uwaga - jeden lekarz do dyspozycji dorosłych pacjentów. Drugi był dla dzieci, ale to osobny wątek.
Dzieci i inne przypadki
Wielu przyznaje, że choć służba zdrowia jest "chora", a w przychodniach panuje kolejkowy armagedon, to jak się okazuje, pacjenci sami potrafią generować dodatkowe problemy.
- Nie ma rejonizacji, więc ktoś na mieście puszcza famę, że w przychodni na Żeromskiego są najlepsi lekarze i nagle chmara ludzi wpada do przychodni, i zajmuje kolejki - mówi Agnieszka, mieszkanka Żoliborza. - W ten sposób w innych przychodniach wieje pustką.
Jeszcze inni proszą o przepuszczenie w kolejce, bo chcą lekarza „tylko zapytać”, albo poprosić o receptę. - Jedna kobieta przez 15 minut wypytywała mnie, czy na pewno mam numerek, bo tu się ludzie wpychają - przyznaje seniorka z wolskiej przychodni. - Nie wiedziałam, czy oszaleję od jej pytań czy samego czekania do lekarza. Jeden wielki absurd - kończy.
Pan Marek dostrzega absurd w zachowaniu rodziców. Narzeka, że z byle powodu lecą z dziećmi do lekarza, co również nie poprawia warunków panujących w stołecznych przychodniach.
Najgorsze są matki z dziećmi. Jeżeli przychodzą na dyżur, coś musiało się stać. Tymczasem te dzieci biegają, krzyczą, bawią się. Więc pytanie, czy one są chore? No chyba chorzy to są ich rodzice.
Jeszcze inni przyznają, że w kolejce stanąć może każdy, również ci, którzy nie są obłożnie chorzy.
Przede mną kobieta. Przyszła do lekarza, aby się poradzić, jakie najlepsze leki są na odchudzanie. No ludzie, mi to wstyd by było kolejkę zajmować z takimi bzdetami. Takie banialuki to można w prywatnej przychodni opowiadać, ale nie w publicznej.
Prywatne przychodnie - 50 osób w kolejce
Okazuje się, że kolejki są wszędzie. W okresie epidemii grypy, nie inaczej jest w przychodniach prywatnych. W placówce przy ulicy 1 sierpnia przed nami dosłownie 50 osób.
- Jest sezon na przeziębienia, więc mnie taki widok nie dziwi - mówi pani Natalia. I dodaje, że w porównaniu do państwowej służby zdrowia, tutaj przynajmniej lekarze są na posterunku. - Siedmiu lekarzy przyjmuje, a po godzinie 20 ma być ich nawet dziewięciu. Sprawnie to wszystko idzie, mimo że trzeba swoje wystać - kończy. Faktycznie, po godzinie 20 pacjenci są obsługiwani szybciej. Dlaczego publiczne przychodnie nie działają tak sprawnie?
NFZ: Prosimy przychodnie o wydłużenie godzin przyjęć
O problemie wie Narodowy Fundusz Zdrowia: - Tak, zaobserwowaliśmy większą frekwencję w przychodniach POZ i nocnej opieki lekarskiej z powodu zachorowań na infekcje górnych dróg oddechowych lub grypy - wyjaśnia nam Andrzej Troszczyński, rzecznik prasowy.
Fundusz wyjaśnia, że choć kolejki są duże, to i tak zdecydowanie mniejsze niż rok temu. Czy mimo wszystko NFZ pracuje nad rozwiązaniem sprawy? Jak się okazuje, tak:
Zwróciliśmy się do zarządzających przychodniami z prośbą, aby w razie konieczności wydłużyły godziny przyjęć. Zmniejszyłoby to jednocześnie liczbę zgłoszeń do nocnej opieki lekarskiej, której dotyczyły uwagi państwa czytelników - kończy Troszczyński.