To spytajmy jeszcze raz. Kim jest "nocny driver"? Czym różnicie się od zwykłej taksówki, albo od coraz popularniejszego w Warszawie Ubera?
Od oznakowanej taksówki różnimy się przede wszystkim ceną. Podczas gdy przeciętna korporacja w dzień weźmie od klienta 2,40 za kilometr, my nawet w nocy nie skasujemy więcej niż dwa złote. Redefiniujemy nieco pojęcie taxi, które nie jest już usługą luksusową, ale taką na którą może sobie pozwolić dużo osób. No i jest różnica w wieku i podejściu kierowcy do pasażera. Z tego, co mówią klienci, licencjonowany taksówkarz jest starszy, bardziej zniechęcony do pracy. A może w ogóle, do życia. U nas jeżdżą młodzi kierowcy, którzy wybrali tę pracę ze względu na to, że lubią jeździć autem i lubią obcować z ludźmi. Podchodzą do przewozu osób nie jako do ostatniego akcentu w karierze zawodowej, ale raczej jako do dorywczej ciekawostki. Przez to ma się poczucie, że nie robimy niczego na siłę. Chcemy wozić, chcemy pomagać w dostawaniu się z miejsca na miejsce. Jesteśmy tymi samymi ludźmi, których wozimy - sami chodzimy na imprezy, sami czasem wracamy późno z pracy i nie lubimy nocnych autobusów. I nie chcemy być oszukiwani. Nasze życie nie zaczyna i nie kończy się na siedzeniu całymi dniami w samochodzie, a to może demotywować czy nawet demoralizować. A od uberów? Mamy podobne ceny, też nie wydajemy paragonu. Ale my przyjmujemy tylko gotówkę. Nie jesteśmy podłączeni aplikacją do żadnego konta bankowego i mamy nieco inne zasady rozliczania się z korporacją. Ale to chyba ta aplikacja sprawia, że mamy nieco inną klientelę.
Spodobało ci się? Polub nas
Inną, to znaczy?
Wozimy bardzo dużo młodych ludzi, którzy często nie mają kasy na koncie. Wozimy ludzi, którzy nie korzystają z taksówek regularnie i pod wpływem nagłej potrzeby wpisują w wyszukiwarkę frazę "tanie taxi". Widząc stosunek ceny do jakości, oczywiście dzwonią coraz częściej. Jest też grupa stałych klientów, ze stałą ceną za stałe kursy. Sutenerzy, ich podopieczne i ich klienci. Ludzie wożący "sprzęt" po nocnych klubach i prywatnych imprezach. Nie muszę chyba dodawać, dlaczego zależy im na płatności gotówką. Stali klienci są też wśród obsługi np. lokali gastronomicznych, którzy za ułamek dziennych napiwków zostaną wygodnie przetransportowani do domu po dniu wyczerpującej pracy. Najczęściej jednak są to normalni ludzie, którzy za rozsądną cenę chcą uniknąć niekończących się tułaczek nocnymi autobusami i podmiejskimi pociągami.
Czy wy jesteście legalni?
Wolę określenie nieregulowani. Klienci często zadają to pytanie. Rzadko się płoszą, a nawet jeśli mają jakieś wyrzuty sumienia, to szybko zmieniają podejście, patrząc na końcową cenę za kurs. W ciągu półtora roku pracy, tylko 3 razy policja sprawdzała mnie do kontroli, kiedy miałem klientów w aucie. Za każdym razem, gdy widzę na poboczu odblaskowy mundur policjanta machającego w moją stronę lizakiem (ostatnio jest to pomarańczowy, krótki świetlisty pachołek rodem z "gwiezdnych wojen junior"), wyłączam terminal, mówię klientom, że "Znamy się od zawsze. Ja nazywam się M., a wy dziś kurs dostajecie za darmo". Papiery i trzeźwość okazują się w porządku, a klient ostatecznie nigdy nie odmówił mi zapłaty.
Jak wygląda typowa noc?
W ciągu tygodnia jest relatywny spokój. Klienci są trzeźwi, najczęściej wracają z pracy albo jakiegoś drobnego piwa, które nieco się przeciągnęło. Między kursami masz czas poczytać książkę, czy pooglądać coś na youtube. Nic ambitniejszego w samochodzie nie da się niestety porobić. Młyn zaczyna się w weekendy. Od 20 do 4 centrala jest bombardowana zamówieniami niemal przez cały czas. Jeździsz w stresie od zlecenia do zlecenia, podtrzymywany przy życiu kofeiną i tauryną z puszki, nigdy nie wiedząc kogo wieczór wrzuci na tylną kanapę twojego samochodu. Masz szczęście, jeśli znajdziesz 5 minut, żeby zatankować auto i zapalić papierosa. Nie polecam jednak robić obu tych rzeczy na raz. W piątek i sobotę impreza z ulic i domówek przenosi się do samochodu. Trzeba wykazać się dystansem, humorem ale i stanowczością, żeby klient nie wszedł ci na głowę. Należy też umieć odczytać, jaką osobą jest klient. O czym z nim porozmawiać, w jaki sposób, i czy w ogóle. Jeśli na przykład zacznie narzekać na rząd, trzeba wyczytać między wierszami, na który "rząd" narzeka i tak poprowadzić rozmowę, by klient był usatysfakcjonowany, że znalazł w taksówkarzu bratnią duszę do ponarzekania. A w zamian można liczyć na napiwek i kolejnego stałego klienta.
Są jakieś specyficzne typy klientów?
Jeżdżę już dostatecznie długo, by spojrzeć na kogoś i wiedzieć, jakie miejsce do zabawy polecić, czy nawet jakie radio włączyć. Są pewne powtarzające się schematy. Na przykład trzydziestoletni single z dużymi służbowymi telefonami i drogimi, różowymi koszulami lubią doświadczyć klubów nocnych przy Mazowieckiej albo Rozbrat 44. Chłopaki i dziewczyny "z osiedla" pokażą mi na telefonie najnowszy klip swojej ulubionej grupy hip-hopowej i wysiądą przy klubie Explosion. Wracając, lubią się zdrzemnąć słuchając RMF Maxxx. Ambitni magistranci i doktoranci lubią alternatywne, jazzujące klimaty pl. Grzybowskiego. Licealiści i studenci lubią być zbierani znad Wisły i rozwożeni pojedynczo po przedmieściach z obowiązkowym postojem w całodobowym McDonald's w Pyrach. Parę razy zdarzało mi się odbierać przedstawicieli kadr kierowniczych różnych międzynarodowych przedsiębiorstw, którzy ze smutkiem w oczach mówili mi, że mają dość korporacji i chcą być ratownikami na plaży w Ełku czy prowadzić skromny żywot drobnego restauratora w Bieszczadach. Moi ulubieńcy, to jadący i wracający z dworców i lotnisk. Sa idealni. Zmęczeni pakowaniem albo podróżą. Trzeźwi, spokojni. Mogą jechać daleko i dać dobry kurs. No i zawsze można dowiedzieć się, co się dzieje w wielkim świecie nie czytając gazet.
Albo co się dzieje w tu Warszawie.
Dokładnie! Jeżdżąc, dużo dowiadujesz się o mieście i o jego mieszkańcach. Który restaurator zaraz splajtuje. Gdzie na Bemowie zaprowadzić kota do weterynarza. Jak wygląda praca w obsłudze technicznej TVP Info, jednocześnie chodząc na KOD albo dlaczego małżeństwo z pewną kobietą przypomina istne piekło... Czasami czuje się jak konfesjonał na kółkach!
To wszystko nie brzmi zbyt ekstremalnie. Są chwile, gdy czujesz niebezpieczeństwo wynikające ze styczności z nocnym życiem miasta?
Stres czuć cały czas. Jak już mówiłem, każdy klient przed podjazdem to niewiadoma z terminalu. Numer telefonu, adres i nazwisko. Tyle. Nigdy nie wiesz kto wsiądzie. Na całe szczęście mam prawo odmówić kursu, jeśli po podejściu klienta do samochodu instynkt podpowie mi, że z tym człowiekiem mogą być problemy. Ale paradoksalnie to nie klienci są największą grupą ryzyka dla życia i zdrowia nocnego kierowcy. Grupą, która poważnie może zrobić ci krzywdę to oznakowani taksówkarze, stojący przy obleganych nocą miejscach. To głównie miejsca takie jak Rozbrat 44, Mazowiecka (w piątkową noc przejechanie samochodem wzdłuż tej ulicy zajmuje tyle samo czasu ile dojechanie z centrum Warszawy autostradą do Łodzi), czy Czerniakowska na odcinku za trasą Łazienkowską (w letnią noc przewoźnicy z tej głównej, trzypasmowej arterii Warszawy robią jedno, długie miejsce parkingowe). Tam nasze taksówkarskie drogi stykają się ze sobą i nigdy nie jest przyjemnie.
Czyli?
Czyli wyobraź sobie taką sytuację. Stoisz, czekając bezradnie na klienta. Bo spróbuj dogadać się z nietrzeźwą osobą stojącą na środku parkietu, na którym muzyka gra tak głośno, że może uszkodzić głośniki w telefonie, opisz jej swój samochód oraz lokalizację pośród setek innych aut. A przed sobą widzisz trzech taksówkarzy, którzy patrzą się na ciebie z czystą nienawiścią w oczach. Ty odwzajemniasz spojrzenie, nawet uśmiechasz się. A w odpowiedzi słyszysz kolektywne "co się, k****, gapisz", "wyp*** stąd", "zaraz cię obkleimy pedale, jeśli się nie ruszysz". W większości przypadków nic się nie dzieje poza słownymi utarczkami, ale parę razy naprawdę taksówkarze szarpali za klamkę mojego samochodu, pluli na szyby albo przeganiali mnie spod miejsca odbioru "batonami" i swoją kolektywną wścieklizną. Tego lata na Mazowieckiej jedna korporacja taksówkarska rzucała w nieoznakowanych balonami z fekaliami, częste są też zarysowywania karoserii przez "przechodzących" obok samochodu taksówkarzy. Nie raz myślę, że gdyby nie klienci, to te miejsca zamieniłyby się w krwawą bijatykę rodem z rosyjskiej ustawki kibolskiej. Ostatnio przyłapałem się na tym, że po wejściu do samochodu po godzinach pracy automatycznie zamykam drzwi od środka. To chyba najlepiej podsumowuje nocną atmosferę panującą na mieście.
Znam już miejsca, z których nie lubisz brać kursów. Są takie rewiry, po których lubisz jeździć?
Najbardziej magiczna jest zdecydowanie Praga Północ. Nowa Praga, Szmulki to jak wjazd w inny wymiar. Podziurawione siedemdziesięcioletnimi kulami kamienice. Uliczki w których gubisz zmysł orientacji. Wszystko jest tam takie rozsypane, autentyczne. Magia. Miałem też szczęście poznać parę zaskakujących adresów, do których każą się dowozić klienci. Miejsca, które są w ścisłych okolicach centrum miasta, ale sieć jednokierunkowych ulic i zawiłych żywopłotowych alejek utrudniają do nich dostęp. A ty odkrywszy takie miejsce masz ochotę krzyknąć "Tak! To jest podwórko na którym chcę się zestarzeć z żoną i labradorem!". Podpowiem tylko tak - na niedzielny spacer - Ochota, Bielany i Stary Mokotów.
Miałeś jakieś kursy, które zapamiętasz na dłużej?
Jest parę takich. Pamiętam, jak głęboką nocą wiozłem zrozpaczonego ojca i jego synka. Młody miał wysoką gorączkę, wymioty i biegunkę. Trzy razy odesłano ich z kwitkiem z różnych SORów pod pretekstem "braku wyspecjalizowanego lekarza - bo to np. dla laryngologa, a ten ma dyżur na drugim końcu miasta". W końcu udało się postawić diagnozę, wypisać receptę a wyraz wdzięczności tego pana po dojechaniu do domu to jedna z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy jakie mnie w życiu spotkały. Nie wiem dlaczego, ale w pamięć zapadają też kryzysowe sytuacje małżeńskie. Może dlatego, że zdesperowani małżonkowie lubią wydawać sporo wspólnie zaoszczędzonych pieniędzy? Raz dziewczyna prosto z kłótni małżeńskiej wbiegła do mojej taksówki z małą walizką i kazała zawieźć się do Konina - województwo wielkopolskie. Innym razem facet przytrzymał mnie na Kabatach, żeby zobaczyć czy pogotowie ślusarskie otworzy drzwi do jego mieszkania, w których jego żona wymieniła zamek. Ślusarz przyjechał, nie dał mu wiary, a młody, piękny 40 letni i żonaty nocował grzecznie u rodziców w Aninie. Jeden kurs zapamiętam dlatego, że pewien bardzo pijany człowiek kazał wozić się 3 razy między Grochowem a Żoliborzem. Raz zapomniał portfela z baru a potem - znów pod swoją klatką - przypomniał sobie, że w tamtym miejscu zostawił też laptopa. Był tak pijany, że ostatecznie musiałem pomóc mu wyciągnąć pieniądze z bankomatu, potem samemu włożyłem resztę do jego portfela i pomogłem biedakowi wejść po schodach na jego klatkę.
Słyszę, że jesteś porządnym taksówkarzem. To może powiesz nam, jak nie dać się oszukać kiedy trafi się na kogoś nieuczciwego siedzącego za kółkiem?
Jasne! Po pierwsze. Nigdy nie dawaj się oszukiwać, że kierowca nie ma jak wydać reszty. O ile nie chcesz dać napiwku, powiedz, że znasz statut korporacji mówiący o tym, że jeśli kierowca nie może wydać pieniędzy, kurs należy się automatycznie za darmo. Kierowca natychmiast przypomni sobie, gdzie ma jeszcze "trochę drobnych" w samochodzie. To jest w regulaminie każdej korporacji. A obowiązek posiadania pieniędzy do rozliczenia się z klientem jest w tej pracy taką samą koniecznością jak posiadanie auta. Przed rozpoczęciem kursu, najlepiej określić sugerowaną trasę. Najszybciej czy najkrócej. By uniknąć potem obu stronom nieprzyjemności. Zachodnio-południowa obwodnica to błogosławieństwo dla nieuczciwych taksówkarzy wożących ludzi np. z centrum na Żoliborz przez aleje Jerozolimskie i S8. Po wejściu do auta, sprawdź, czy cena na liczniku zgadza się z opłatą początkową. Opłata za oczekiwanie na klienta rozpoczyna się dopiero po 5 minutach od godziny, którą dyspozytor określił jako moment terminu przybycia. No i koniecznie sprawdzajcie, czy nie zostawiliście niczego w samochodzie. To tylko od dobrej woli kierowcy zależy, czy zwróci pozostawioną rzecz do centrali. Jest jeszcze wiele zabawnych historii z podkręcaniem liczników czy manipulacją GPSami. Ale w Uberze czy u nas jest to niewykonalne ze względu na architekturę aplikacji mobilnych potrzebnych do realizacji przewozu. Ze śmiesznych historyjek. Podobno raz pewien kierowca powiedział zagranicznym klientom, że cena na terminalu dla cudzoziemców jest wyświetlana w euro. Po zakończeniu trasy, kierowca szybko wyjął telefon i przeliczył walutę po najlepszym dla klienta kursie, jaki udało mu się znaleźć w internecie.
Klientom możemy życzyć samych uczciwych taksówkarzy, a Tobie czego życzyć?
Samych długich kursów, szacunku ze strony klienta i stopy oleju napędowego pod wlewem baku.
Jak to jest pracować w zawodzie, w którym zarabia się nocą? W pracy, gdzie jedyną rutyną jest wciskanie sprzęgła i bycie w ciągłej gotowości na niespodziewane? Pytamy o to "nocnego drivera". Nieoznakowaną taksówkę, która za cenę 1,95/km jest do twojej całkowitej dyspozycji. Bez zbędnych pytań i bez paragonu.
To spytajmy jeszcze raz. Kim jest "nocny driver"? Czym różnicie się od zwykłej taksówki, albo od coraz popularniejszego w Warszawie Ubera?
- Od oznakowanej taksówki różnimy się przede wszystkim ceną. Podczas gdy przeciętna korporacja w dzień weźmie od klienta 2,40 za kilometr, my nawet w nocy nie skasujemy więcej niż dwa złote. Redefiniujemy nieco pojęcie taxi, które nie jest już usługą luksusową, ale taką na którą może sobie pozwolić dużo osób. No i jest różnica w wieku i podejściu kierowcy do pasażera. Z tego, co mówią klienci, licencjonowany taksówkarz jest starszy, bardziej zniechęcony do pracy. A może w ogóle, do życia.
U nas jeżdżą młodzi kierowcy, którzy wybrali tę pracę ze względu na to, że lubią jeździć autem i lubią obcować z ludźmi. Podchodzą do przewozu osób nie jako do ostatniego akcentu w karierze zawodowej, ale raczej jako do dorywczej ciekawostki. Przez to ma się poczucie, że nie robimy niczego na siłę. Chcemy wozić, chcemy pomagać w dostawaniu się z miejsca na miejsce.
Jesteśmy tymi samymi ludźmi, których wozimy - sami chodzimy na imprezy, sami czasem wracamy późno z pracy i nie lubimy nocnych autobusów. I nie chcemy być oszukiwani. Nasze życie nie zaczyna i nie kończy się na siedzeniu całymi dniami w samochodzie, a to może demotywować czy nawet demoralizować.
A od uberów? Mamy podobne ceny, też nie wydajemy paragonu. Ale my przyjmujemy tylko gotówkę. Nie jesteśmy podłączeni aplikacją do żadnego konta bankowego i mamy nieco inne zasady rozliczania się z korporacją. Ale to chyba ta aplikacja sprawia, że mamy nieco inną klientelę.
Inną, to znaczy?
- Wozimy bardzo dużo młodych ludzi, którzy często nie mają kasy na koncie. Wozimy ludzi, którzy nie korzystają z taksówek regularnie i pod wpływem nagłej potrzeby wpisują w wyszukiwarkę frazę "tanie taxi". Widząc stosunek ceny do jakości, oczywiście dzwonią coraz częściej. Jest też grupa stałych klientów, ze stałą ceną za stałe kursy. Sutenerzy, ich podopieczne i ich klienci. Ludzie wożący "sprzęt" po nocnych klubach i prywatnych imprezach. Nie muszę chyba dodawać, dlaczego zależy im na płatności gotówką. Stali klienci są też wśród obsługi np. lokali gastronomicznych, którzy za ułamek dziennych napiwków zostaną wygodnie przetransportowani do domu po dniu wyczerpującej pracy. Najczęściej jednak są to normalni ludzie, którzy za rozsądną cenę chcą uniknąć niekończących się tułaczek nocnymi autobusami i podmiejskimi pociągami.
Czy wy jesteście legalni?
- Wolę określenie nieregulowani. Klienci często zadają to pytanie. Rzadko się płoszą, a nawet jeśli mają jakieś wyrzuty sumienia, to szybko zmieniają podejście, patrząc na końcową cenę za kurs. W ciągu półtora roku pracy, tylko 3 razy policja sprawdzała mnie do kontroli, kiedy miałem klientów w aucie. Za każdym razem, gdy widzę na poboczu odblaskowy mundur policjanta machającego w moją stronę lizakiem (ostatnio jest to pomarańczowy, krótki świetlisty pachołek rodem z "gwiezdnych wojen junior"), wyłączam terminal, mówię klientom, że "Znamy się od zawsze. Ja nazywam się M., a wy dziś kurs dostajecie za darmo". Papiery i trzeźwość okazują się w porządku, a klient ostatecznie nigdy nie odmówił mi zapłaty.
Night Driver Przygotowała Marta Kondrusik Przygotowała Marta Kondrusik
Jak wygląda typowa noc?
- W ciągu tygodnia jest relatywny spokój. Klienci są trzeźwi, najczęściej wracają z pracy albo jakiegoś drobnego piwa, które nieco się przeciągnęło. Między kursami masz czas poczytać książkę, czy pooglądać coś na youtube. Nic ambitniejszego w samochodzie nie da się niestety porobić. Młyn zaczyna się w weekendy. Od 20 do 4 centrala jest bombardowana zamówieniami niemal przez cały czas. Jeździsz w stresie od zlecenia do zlecenia, podtrzymywany przy życiu kofeiną i tauryną z puszki, nigdy nie wiedząc kogo wieczór wrzuci na tylną kanapę twojego samochodu. Masz szczęście, jeśli znajdziesz 5 minut, żeby zatankować auto i zapalić papierosa. Nie polecam jednak robić obu tych rzeczy na raz.
W piątek i sobotę impreza z ulic i domówek przenosi się do samochodu. Trzeba wykazać się dystansem, humorem ale i stanowczością, żeby klient nie wszedł ci na głowę. Należy też umieć odczytać, jaką osobą jest klient. O czym z nim porozmawiać, w jaki sposób, i czy w ogóle. Jeśli na przykład zacznie narzekać na rząd, trzeba wyczytać między wierszami, na który "rząd" narzeka i tak poprowadzić rozmowę, by klient był usatysfakcjonowany, że znalazł w taksówkarzu bratnią duszę do ponarzekania. A w zamian można liczyć na napiwek i kolejnego stałego klienta.
Są jakieś specyficzne typy klientów?
- Jeżdżę już dostatecznie długo, by spojrzeć na kogoś i wiedzieć, jakie miejsce do zabawy polecić, czy nawet jakie radio włączyć. Są pewne powtarzające się schematy. Na przykład trzydziestoletni single z dużymi służbowymi telefonami i drogimi, różowymi koszulami lubią doświadczyć klubów nocnych przy Mazowieckiej albo Rozbrat 44. Chłopaki i dziewczyny "z osiedla" pokażą mi na telefonie najnowszy klip swojej ulubionej grupy hip-hopowej i wysiądą przy klubie Explosion. Wracając, lubią się zdrzemnąć słuchając RMF Maxxx.
Ambitni magistranci i doktoranci lubią alternatywne, jazzujące klimaty pl. Grzybowskiego. Licealiści i studenci lubią być zbierani znad Wisły i rozwożeni pojedynczo po przedmieściach z obowiązkowym postojem w całodobowym McDonald's w Pyrach. Parę razy zdarzało mi się odbierać przedstawicieli kadr kierowniczych różnych międzynarodowych przedsiębiorstw, którzy ze smutkiem w oczach mówili mi, że mają dość korporacji i chcą być ratownikami na plaży w Ełku czy prowadzić skromny żywot drobnego restauratora w Bieszczadach. Moi ulubieńcy, to jadący i wracający z dworców i lotnisk. Sa idealni. Zmęczeni pakowaniem albo podróżą. Trzeźwi, spokojni. Mogą jechać daleko i dać dobry kurs. No i zawsze można dowiedzieć się, co się dzieje w wielkim świecie nie czytając gazet.
Albo co się dzieje w tu Warszawie.
- Dokładnie! Jeżdżąc, dużo dowiadujesz się o mieście i o jego mieszkańcach. Który restaurator zaraz splajtuje. Gdzie na Bemowie zaprowadzić kota do weterynarza. Jak wygląda praca w obsłudze technicznej TVP Info, jednocześnie chodząc na KOD albo dlaczego małżeństwo z pewną kobietą przypomina istne piekło... Czasami czuje się jak konfesjonał na kółkach!
Night Driver Przygotowała Marta Kondrusik Przygotowała Marta Kondrusik
To wszystko nie brzmi zbyt ekstremalnie. Są chwile, gdy czujesz niebezpieczeństwo wynikające ze styczności z nocnym życiem miasta?
- Stres czuć cały czas. Jak już mówiłem, każdy klient przed podjazdem to niewiadoma z terminalu. Numer telefonu, adres i nazwisko. Tyle. Nigdy nie wiesz kto wsiądzie. Na całe szczęście mam prawo odmówić kursu, jeśli po podejściu klienta do samochodu instynkt podpowie mi, że z tym człowiekiem mogą być problemy. Ale paradoksalnie to nie klienci są największą grupą ryzyka dla życia i zdrowia nocnego kierowcy.
Grupą, która poważnie może zrobić ci krzywdę to oznakowani taksówkarze, stojący przy obleganych nocą miejscach. To głównie miejsca takie jak Rozbrat 44, Mazowiecka (w piątkową noc przejechanie samochodem wzdłuż tej ulicy zajmuje tyle samo czasu ile dojechanie z centrum Warszawy autostradą do Łodzi), czy Czerniakowska na odcinku za trasą Łazienkowską (w letnią noc przewoźnicy z tej głównej, trzypasmowej arterii Warszawy robią jedno, długie miejsce parkingowe). Tam nasze taksówkarskie drogi stykają się ze sobą i nigdy nie jest przyjemnie.
Czyli?
- Czyli wyobraź sobie taką sytuację. Stoisz, czekając bezradnie na klienta. Bo spróbuj dogadać się z nietrzeźwą osobą stojącą na środku parkietu, na którym muzyka gra tak głośno, że może uszkodzić głośniki w telefonie, opisz jej swój samochód oraz lokalizację pośród setek innych aut. A przed sobą widzisz trzech taksówkarzy, którzy patrzą się na ciebie z czystą nienawiścią w oczach. Ty odwzajemniasz spojrzenie, nawet uśmiechasz się. A w odpowiedzi słyszysz kolektywne "co się, k****, gapisz", "wyp*** stąd", "zaraz cię obkleimy pedale, jeśli się nie ruszysz".
W większości przypadków nic się nie dzieje poza słownymi utarczkami, ale parę razy naprawdę taksówkarze szarpali za klamkę mojego samochodu, pluli na szyby albo przeganiali mnie spod miejsca odbioru "batonami" i swoją kolektywną wścieklizną. Tego lata na Mazowieckiej jedna korporacja taksówkarska rzucała w nieoznakowanych balonami z fekaliami, częste są też zarysowywania karoserii przez "przechodzących" obok samochodu taksówkarzy. Nie raz myślę, że gdyby nie klienci, to te miejsca zamieniłyby się w krwawą bijatykę rodem z rosyjskiej ustawki kibolskiej. Ostatnio przyłapałem się na tym, że po wejściu do samochodu po godzinach pracy automatycznie zamykam drzwi od środka. To chyba najlepiej podsumowuje nocną atmosferę panującą na mieście.
Znam już miejsca, z których nie lubisz brać kursów. Są takie rewiry, po których lubisz jeździć?
- Najbardziej magiczna jest zdecydowanie Praga Północ. Nowa Praga, Szmulki to jak wjazd w inny wymiar. Podziurawione siedemdziesięcioletnimi kulami kamienice. Uliczki w których gubisz zmysł orientacji. Wszystko jest tam takie rozsypane, autentyczne. Magia. Miałem też szczęście poznać parę zaskakujących adresów, do których każą się dowozić klienci. Miejsca, które są w ścisłych okolicach centrum miasta, ale sieć jednokierunkowych ulic i zawiłych żywopłotowych alejek utrudniają do nich dostęp. A ty odkrywszy takie miejsce masz ochotę krzyknąć "Tak! To jest podwórko, na którym chcę się zestarzeć z żoną i labradorem!". Podpowiem tylko tak - na niedzielny spacer - Ochota, Bielany i Stary Mokotów.
Miałeś jakieś kursy, które zapamiętasz na dłużej?
- Jest parę takich. Pamiętam, jak głęboką nocą wiozłem zrozpaczonego ojca i jego synka. Młody miał wysoką gorączkę, wymioty i biegunkę. Trzy razy odesłano ich z kwitkiem z różnych SOR-ów pod pretekstem "braku wyspecjalizowanego lekarza - bo to np. dla laryngologa, a ten ma dyżur na drugim końcu miasta".W końcu udało się postawić diagnozę, wypisać receptę, a wyraz wdzięczności tego pana po dojechaniu do domu to jedna z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.
Nie wiem, dlaczego, ale w pamięć zapadają też kryzysowe sytuacje małżeńskie. Może dlatego, że zdesperowani małżonkowie lubią wydawać sporo wspólnie zaoszczędzonych pieniędzy? Raz dziewczyna prosto z kłótni małżeńskiej wbiegła do mojej taksówki z małą walizką i kazała zawieźć się do Konina - województwo wielkopolskie.
Innym razem facet przytrzymał mnie na Kabatach, żeby zobaczyć czy pogotowie ślusarskie otworzy drzwi do jego mieszkania, w których jego żona wymieniła zamek. Ślusarz przyjechał, nie dał mu wiary, a młody, piękny 40-letni i żonaty nocował grzecznie u rodziców w Aninie. Jeden kurs zapamiętam dlatego, że pewien bardzo pijany człowiek kazał wozić się 3 razy między Grochowem a Żoliborzem.
Night Driver Przygotowała Marta Kondrusik Przygotowała Marta Kondrusik
Raz zapomniał portfela z baru a potem - znów pod swoją klatką - przypomniał sobie, że w tamtym miejscu zostawił też laptopa. Był tak pijany, że ostatecznie musiałem pomóc mu wyciągnąć pieniądze z bankomatu, potem samemu włożyłem resztę do jego portfela i pomogłem biedakowi wejść po schodach na jego klatkę.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas To może powiesz nam, jak nie dać się oszukać, kiedy trafi się na kogoś nieuczciwego siedzącego za kółkiem? - Jasne! Po pierwsze. Nigdy nie dawaj się oszukiwać, że kierowca nie ma jak wydać reszty. O ile nie chcesz dać napiwku, powiedz, że znasz statut korporacji mówiący o tym, że jeśli kierowca nie może wydać pieniędzy, kurs należy się automatycznie za darmo. Kierowca natychmiast przypomni sobie, gdzie ma jeszcze "trochę drobnych" w samochodzie. To jest w regulaminie każdej korporacji. A obowiązek posiadania pieniędzy do rozliczenia się z klientem jest w tej pracy taką samą koniecznością jak posiadanie auta. Przed rozpoczęciem kursu, najlepiej określić sugerowaną trasę. Najszybciej czy najkrócej. By uniknąć potem obu stronom nieprzyjemności. Zachodnio-południowa obwodnica to błogosławieństwo dla nieuczciwych taksówkarzy wożących ludzi np. z centrum na Żoliborz przez aleje Jerozolimskie i S8. Po wejściu do auta, sprawdź, czy cena na liczniku zgadza się z opłatą początkową. Opłata za oczekiwanie na klienta rozpoczyna się dopiero po 5 minutach od godziny, którą dyspozytor określił jako moment terminu przybycia. No i koniecznie sprawdzajcie, czy nie zostawiliście niczego w samochodzie. To tylko od dobrej woli kierowcy zależy, czy zwróci pozostawioną rzecz do centrali. Jest jeszcze wiele zabawnych historii z podkręcaniem liczników czy manipulacją GPSami. Ale w Uberze czy u nas jest to niewykonalne ze względu na architekturę aplikacji mobilnych potrzebnych do realizacji przewozu. Ze śmiesznych historyjek. Podobno raz pewien kierowca powiedział zagranicznym klientom, że cena na terminalu dla cudzoziemców jest wyświetlana w euro. Po zakończeniu trasy, kierowca szybko wyjął telefon i przeliczył walutę po najlepszym dla klienta kursie, jaki udało mu się znaleźć w internecie. Klientom możemy życzyć samych uczciwych taksówkarzy, a tobie czego życzyć? - Samych długich kursów, szacunku ze strony klienta i stopy oleju napędowego pod wlewem baku.