Jakie grzeszki, a często poważne grzechy mają na sumieniu hostelowi goście? Szykujcie się na historie z piekła rodem i będzie to piekło wybrukowane obrzydliwościami. Rąbka hostelowych tajemnic uchylił nam pracownik gościnnego obiektu mieszczącego się na Pradze-Południe.
Marta Popławska, Metrowarszawa.pl: Jak długo pracujesz w hostelu?
- Sześć lat.
Powiedz kilka słów na temat hostelu, w którym pracujesz. Przede wszystkim: ile kosztuje wynajem pokoju?
- Od około stu złotych w górę za noc. Oczywiście ceny wahają się w zależności od ilości osób i długości wynajmu. Nie jest to duży hostel, maksymalna ilość osób waha się w granicach 17-20. Staramy się tworzyć przytulną, domową atmosferę.
Jacy goście was odwiedzają? Jakiej są narodowości, jaki jest przedział wiekowy?
- Większość gości pochodzi z Polski, aczkolwiek mamy wielu gości zza granicy, w zasadzie całego świata. Od Australii, przed obie Ameryki, Azję. Mamy też sporo gości zza wschodniej granicy, Ukraina, Białoruś, Rosja. Jeżeli chodzi o wiek, to trudno określić jakiś wąski przedział.
Jak wygląda typowy dzień w hostelu?
- Rano wypuszczamy gości. Do godz. 11 muszą opuścić lokal, bo kończy się doba hostelowa. Wtedy zaczynamy sprzątać pokoje i łazienki. Zdarza nam się z tym nie zdążyć, bo goście często przyjeżdżają przed czasem, nie informując nas o tym wcześniej. Wtedy proponujemy, że przyjmiemy bagaże i zapraszamy do przyjścia później. Na szczęście w okolicy jest gdzie pójść na spacer czy usiąść na kawę.
Wynika z tego, że dużą część twojej codzienności to sprzątanie pokoi i łazienek.
- Dokładnie, to syzyfowa praca. I niestety większość historii z tym związana do przyjemnych nie należy. Raz tylko jeden z gości, pan z Litwy, zostawił na poduszce napiwek - 10 złotych. Moglibyśmy też otworzyć sklep z ładowarkami i biżuterią, ale takie rzeczy odsyłamy zapominalskim. Przeważnie goście zostawiają dużo mniej atrakcyjne pamiątki.
Szczególnie utkwiła mi w pamięci historia pana, który przyjeżdżał do nas regularnie z coraz to nowymi paniami, ewidentnie w celu nagrywania amatorskich produkcji filmowych, bo zawsze wyposażony był w statyw i kamerę. Mieliśmy wątpliwą przyjemność słyszenia odgłosów dochodzących z pokoju podczas nagrywania programu. Po jednej z takich produkcji kanapa była dosłownie skąpana w płynach ustrojowych. Gdyby perfekcyjna pani domu zamiast testu białej rękawiczki przeprowadziła tam test lampy UV, pomieszczenie dosłownie eksplodowałoby feerią plam. Chociaż to i tak nic w porównaniu z opowieścią mojego lizbońskiego kolegi po fachu, który w jednym pokoju znalazł erotyczną płytę dvd, na której obok kobiet występowały owczarki niemieckie. Historiami dotyczącymi sprzątania mógłbym w zasadzie sypać jak z rękawa.
Codzienność pracownika hostelu Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl
Kto robi większy bałagan, kobiety czy mężczyźni?
- Jednak kobiety. Hotelarską tajemnicą poliszynela jest to, że pierwsze, co robią kobiety po zameldowaniu się w hostelu, to dostają okres. Standardem są zużyte tampony i podpaski poutykane, i poprzyklejane w różnych dziwnych miejscach, spuszczane w toalecie. Zgadnijcie, kto musi to później odtykać. Często też paniom zdarza się nie trafić do kosza, lecz obok. Normą są trudne do zmycia ślady po odżywkach i tłustych kremach, ale to przynajmniej nie jest obrzydliwe. Wiesz co w slangu hostelowym oznacza "całun turyński"? Bardzo często panie wycierają swój makijaż, rzecz jasna wodoodporny, w ręczniki, i to bynajmniej nie te jednorazowe.
Sekrety hostelu Fot: pracownik hostelu Fot: pracownik hostelu
Podobne ślady powstają po tym, jak gość hostelowy zafarbuje włosy, po czym jeszcze z mokrymi kładzie się w pościeli. To zastanawiające, z jak dużą częstotliwością nasi goście się u nas farbują. Żeby było ciekawiej, panowie wcale nie ustępują paniom. W okolicach ukraińskiej rewolucji mieliśmy dwóch panów z Ukrainy, którzy przed wylotem do Anglii, całkowicie zmienili tożsamość, tleniąc się na jasny blond. Oni również nie mieli litości dla naszych ręczników.
Skoro jesteśmy już przy panach: do klasyki gatunku należą jegomoście z Hiszpanii, Włoch, Portugalii, golący pod prysznicem lub nad umywalką różne części ciała, niekoniecznie twarz. Maszynki najczęściej nie płuczą, a opłukują, przez co wszędzie walają się włoski. Choć i tak najczęściej pozostawianą po panach pamiątką są zużyte puszki po piwie. No ale to betka. Żeby było sprawiedliwie, dorzucę jeszcze coś o dzieciach: częstym znaleziskiem, rzecz jasna poza obrębem kosza, są zużyte pieluszki.
Codzienność pracownika hostelu Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl
Nie czarujmy się, codzienność hostelarza to zatkane muszle klozetowe, zaczopowane odpływy i zapchane kosze, a gdy okazuje się, że gość to menstruująca brunetka o bujnej czuprynie, robi mu się słabo.
Wiele osób traktuje hostele jako miejsca schadzek. Jak to jest z wynajmem pokoi na godziny?
- To się faktycznie dzieje, zwłaszcza, że nie jesteśmy typowym hostelem z wieloosobowymi pokojami. Ludzie często wynajmują pokój na kilka godzin, co nie jest takie złe, bo płacą przecież za całą dobę. Raz jeden pokój wynajęliśmy trzy razy w ciągu jednego dnia. Choć nad jedną panią zlitowaliśmy się i obniżyliśmy opłatę o połowę. Tego dnia miała w tym pokoju świętować spodziewane zaręczyny, tak nam się chwaliła. Wszystko wcześniej przyszykowała, przywiozła szampana, świeczki, to miał być romantyczny wieczór. Jednak facet nawalił, a pani zapłakana przyjechała odebrać przygotowane rzeczy. Nie trzeba było po niej sprzątać, trzeba ją było tylko pocieszać. Chwilę później pokój został wynajęty dla państwa na godzinę i tym razem ewidentnie posłużył, nazwijmy to, miłosnym celom. Po tej parce posprzątaliśmy, kolejna osoba przyjechała już na całą noc.
A skoro już o oszczędnościach mowa, stosujecie jakieś triki pozwalające wam na cięcie wydatków?
- W tej branży w zasadzie nie da się stosować tego typu sztuczek. Chyba że nazwiemy takim trikiem mycie całej łazienki płynem do okien, wtedy, kiedy nie ma wielu brudzących gości i nie trzeba użyć jakichś mocniejszych środków. Ale wiesz, charakter naszej działalności polega na tym, że jesteśmy weryfikowani na bieżąco, wszystko musi być na tip-top, nie ma przebacz. Trwamy dzięki opiniom gości.
Codzienność pracownika hostelu Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl
Jak to funkcjonuje? Zdarzają się opinie niesprawiedliwe, niezasłużenie negatywne?
- Gości zdobywamy przez portal booking.com, który zresztą pożera za to część naszego dochodu. Każdy klient może wystawić opinię w kilku rubrykach, typu obsługa, czystość, lokalizacja, itd. Bardzo często wystawiają ocenę niewspółmierną. Ile razy zdarza się, że skaczemy wokół gościa, zabiegamy o niego, wszelkie jego życzenia zostają natychmiast spełnione, typu prośba o darmowe pranie, przyszykowanie szczegółowych informacji, gdzie zjeść, co zobaczyć, nie mówiąc o tygodniach odpisywania na maile, zanim gość przyjedzie. Po czym w dziesięciopunktowej skali otrzymujemy ocenę 5. Wiesz, jakie to frustrujące?
Goście nie do końca zdają sobie sprawę z tego, jak obsługa hostelowa działa, oceny wystawiają nie na podstawie tego, czego faktycznie doświadczyli, a na podstawie swoich wyobrażeń czerpanych chyba z amerykańskich filmów, gdzie boy hotelowy ubrany jest w sztywny uniform, a kelner, w reakcji na dzwonek, wjeżdża do pokoju z wózkiem uginającym się pod ciężarem szampana i krewetek.
Często goście w opiniach piętnują nas za hałasy wytwarzane przez innych gości, na które nie mamy żadnego wpływu. Chociażby odgłosy głośnego seksu - to jest hotelarska codzienność, my tego już nawet nie zauważamy. Jak mielibyśmy temu zapobiec, wprowadzić zakaz współżycia?
Za co jeszcze krytykują?
Za brak tego, co nie jest wpisane w wyposażenie, np. parkingu, łazienek w pokoju. A na stronie napisane jest przecież wyraźnie, że tego nie ma.
Większość tych ocen wynika z tego, że ludzie w ogóle nie zadają sobie trudu przeczytania tego, co jest na naszej stronie. Inny przykład: mamy pokoje dwuosobowe, zarówno z dwoma łóżkami, jak i jednym małżeńskim - to wszystko jest dokładnie opisane. Po czym przyjeżdża dwóch panów, którzy zarezerwowali pokój z jednym łóżkiem i są oburzeni: no jak to, przecież dwóch chłopa nie będzie ze sobą spało. To się zdarza nagminnie. I zdegustowani wystawiają złe opinie, a my spadamy w rankingu.
Zdarzają się też sytuacje zabawne. Pewien Ukrainiec, bardzo zresztą uprzejmy, zaczął się rozgaszczać w świeżo zajętym pokoju i nagle zadzwonił po nas mocno skonfundowany brakiem prześcieradła. Okazało się, że prześcieradło, owszem, było, ale pan przywykł do jego wersji tradycyjnej, pierwszy raz w życiu widział na oczy prześcieradło frotte na gumkę.
Codzienność pracownika hostelu Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl Grafika: Marta Kondrusik / metrowarszawa.pl
A jak to jest ze zwierzętami - pozwalacie na ich obecność?
- Pozwalaliśmy. Do czasu. Jeden z gości przyjechał z psem, zastanawiało nas, czy w ogóle wyprowadza go na spacer, bo ani razu nie zaobserwowaliśmy go w takiej sytuacji. Okazało się, że wyprowadzał, z tym, że do kabiny prysznicowej. Wszystko, co pies zostawił po sobie, upychał w odpływie.
Jeszcze odnośnie do zwierząt, choć w kontekście raczej makabrycznym. Pewnego razu odwiedzali nas panowie z branży gastronomicznej dysponujący własnym zestawem ogromnych garnków, w jednym z nich upichcili dziczyznę, chwaląc się nam, że mają w Warszawie dostęp do świeżutkiego mięsa z dzika. Po jakimś czasie od wizyty w łazience zaczęło cuchnąć stęchłą krwią. Okazało się, że surowe mięcho oprawiali i myli pod umywalką, skrzepy zapchały instalację hydrauliczna.
A czy zdarza się, że goście próbują uciec bez płacenia?
- Owszem. Próbują kręcić, kombinują, mówią o szefie, który niebawem dowiezie im pieniądze i tego typu historie. Na szczęście zwykle wystarczy fakt, że mamy numer karty kredytowej i możliwość pobrania z niej opłaty. Czasem dzieje się tak, że klient odwołuje pobyt i musimy pieniądze zwracać, co trzepie nas po portfelu, bo dopadają nas opłaty bankowe, tych wydatków nikt nam nie zwróci. Dlatego też przestaliśmy pobierać zaliczkę zwrotną od Ukraińców i Rosjan. Żeby dostać wizę potrzebują wpisu, że mają załatwiony hotel. Kiedy wpis już mają, od razy wycofują pieniądze i jesteśmy stratni. Teraz, kiedy chcą skorzystać z naszych usług, muszą wpłacić zaliczkę bezzwrotną. I w takiej sytuacji zwykle rezygnują.
Zdarzyło ci się zaprzyjaźnić z gośćmi?
- Tak, mamy stałych klientów, których traktujemy już w zasadzie jak rodzinę, utrzymujemy z nimi stały kontakt. Mam zaprzyjaźnionego Turka, który przyjechał do Polski na Erasmusa, ale zapomniał chyba sprawdzić, jaki jest przelicznik złotówki. Wyszło to na jaw, gdy po trzech miesiącach przemieszkanych w hostelu zorientował się, że skończyły mu się pieniądze. Wtedy na szybko pomogliśmy my znaleźć tańsze lokum. Trwamy dzięki opiniom gości.
Największa wada i zaleta zawodu?
- Wada: niestandardowe godziny pracy, w zasadzie cały czas trzeba być do dyspozycji, człowiek staje się więźniem swojej roboty. Największa zaleta: zadowolenie gości, którzy doceniają nasze starania, wystawiając pozytywne oceny. Przy okazji dodam: nasza praca byłaby dużo mniej uciążliwa, gdyby ludzie nie wychodzili z założenia, że jeśli coś nie należy do nich, to nie należy się temu szacunek.
Pracujesz w hostelu, hotelu lub w restauracji? Chcesz się podzielić swoimi doświadczeniami? Napisz do nas: metrowarszawa@agora.pl.