Starszy mężczyzna słabnie w tramwaju: "Po co taki stary w upały z domu wychodzi?!" [FELIETON]

Tramwaj się zatrzymuje, za nim ustawia się sznur innych. Trzeba czekać na karetkę pogotowia i ... się zaczyna.

Ulica Wołoska, jadę tramwajem w stronę Galerii Mokotów, jest samo południe. Gorąco, jak w piekle, temperatura w cieniu sięga 30 st. C.

Spodobało ci się? Polub nas

W tramwaju jest chłodniej, klimatyzacja działa na zicher. Nie ma ścisku, zaledwie kilka miejsc zajętych, w tym jedno przez starszą parę, na oko siedemdziesięciolatków. Siadają na samym przedzie tuż za motorniczym.

W pewnym momencie starszy mężczyzna słabnie i traci przytomność. Nie wiadomo, czy jest chory, czy zasłabł od gorąca. Nieważne, trzeba mu pomóc. Ktoś natychmiast wzywa pogotowie, ktoś inny podbiega do staruszka, cuci go, podaje wodę.

Tramwaj się zatrzymuje, za nim ustawia się sznur innych. Trzeba czekać na karetkę pogotowia i ... się zaczyna.

Pasażerowie wychodzą z tramwajów, minuty mijają, robi się nerwowo. Przychodzą inni pasażerowie z innych zatrzymanych tramwajów, dopytują motorniczego, dlaczego stoimy. Pogotowie wciąż nie przyjeżdża. Trwa to kwadrans, może kilka minut dłużej.

Dla większości pasażerów to normalne. Wiedzą, że jeśli chcą jechać dalej muszą czekać na pogotowie, jeśli nie, powinni się przesiąść do autobusu. Przystanek autobusowy jest po drugiej stronie ulicy. Dla większości, jednak nie dla wszystkich. Patrzę, słucham i oczom i uszom nie wierzę.

- Po co taki stary w takie upały z domu wychodzi? - zagaduje pasażerów na oko pięćdziesięcioletnia pani z wytatuowanym na dekolcie motylem. Wyraźnie szuka poparcia - W domu powinien siedzieć, a nie się włóczy po mieście - dodaje.

- Wody nie chciał pić, to mdleje - stwierdza inny jegomość.

- Do pracy się przez niego spóźnię - dodaje inny pasażer.

Słucham tego, aż mnie zamurowało.

- Skąd pani wie, może właśnie jedzie do lekarza? Może ma wizytę, na którą czekał kilka miesięcy? Może choruje na cukrzycę? Zresztą, jakie to ma znaczenie, w takie upały nawet młodzi i zdrowi gorzej się czują - mówię spokojnie, ale krew się we mnie gotuje.

- A pan pracuje? - pyta kobieta z motylem na dekolcie. - Wygląda pan, jakby pan nie pracował. A ja właśnie do pracy jestem już spóźniona pół godziny! - zaczyna krzyczeć.

Naszej "rozmowie" przysłuchuje się młody mężczyzna, widzę, że aż go nosi. To on wezwał pogotowie, on błyskawicznie zareagował i pomógł starszemu panu, kiedy ten osłabł.

- Niech już się pani lepiej zamknie i się nie odzywa - mówi. Jest wściekły, jeszcze bardziej niż ja - Pani się do pracy spieszy? A myśli pani, że ja co? Na basen jadę? W tym momencie czeka na mnie kilkadziesiąt osób. Konferencja, którą powinienem już realizować, nie odbędzie się beze mnie. Jeszcze chwila i stracę 20 tys. złotych i kilka miesięcy przygotowań. Wstydu pani nie ma? - kończy młody gniewny.

Kobieta milknie. Pasażerowie się rozchodzą. Po chwili (dokładnie 17 minut od zgłoszenia) przyjeżdża karetka. Starszy pan jest już przytomny, ale wciąż zdezorientowany. Ratownicy pomagają mu wysiąść z tramwaju i prowadzą do karetki. Tramwaje ruszają, wszystko wraca do normy.

Niesmak pozostaje.

Więcej o: