Erotomani-gawędziarze, artyści-wyrywacze, przystojni introwertycy. Kto korzysta z Tindera i dlaczego? [WYWIAD]

"Nagle przestał się odzywać", "był co najmniej 20 kg grubszy!", "na randkę przyszła jej koleżanka", itd. Niektóre historie randek szokują, inne budzą współczucie, a jeszcze inne po prostu dziwią. Dlaczego właśnie randkowanie na Tinderze rodzi tyle nieporozumień i nietypowych sytuacji? Kto właściwie korzysta z Tindera i dlaczego? Odpowiada Agata Loewe, psychoterapeutka, seksuolożka, założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności.

Ostatnio usłyszałam dużo historii na temat najdziwniejszych randek z Tindera. Niektóre były naprawdę szokujące.

W Instytucie Pozytywnej Seksualności organizujemy cykliczne spotkania, które nazywają się Tinder SOS. Więc, jak widać, istnieje wśród ludzi potrzeba rozmowy na temat tego, co się na tym Tinderze właściwie dzieje, dlaczego dzieje się to, co się dzieje i jak się na nim zachowywać, żeby do pewnych "dziwnych" sytuacji nie dochodziło.

Jak wygląda takie spotkanie?

30 osób siedzi sobie w kółku i żadna z nich nie wie, kto właściwie korzysta z Tindera i po co tam jest. I to jest pierwszy powód, dla którego pojawia się tak wiele nieporozumień. Wszyscy twierdzą, że są tam przez przypadek, albo z ciekawości, ale na pewno nikt nie szuka miłości. Uczestnicy opowiadają, że znajdują na Tinderze ludzi z pracy, o których wiedzą, że są w związkach. Chłopaka przyjaciółki. Ktoś ci mówi, że się z kimś spotyka, a wieczorem znajdujesz go na Tinderze. Albo, po tygodniach rozmów na Tinderze, spotykasz się w końcu z tym przystojnym (jak oceniałaś po zdjęciu) mężczyzną, a przychodzi 1,20 m w kapeluszu.

Więc kto wchodzi na Tindera i po co?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Ale w wielu przypadkach jest tak, że chodzi właśnie o miłość.

Spodobało ci się? Polub nas

Ale podobno Tinder to aplikacja na seks. Czy osoby, które szukają miłości, wchodząc na Tindera, nie strzelają sobie w stopę? Chyba szukanie poważnej relacji na niepoważnej aplikacji mija się z celem?

I tu pojawia się konflikt. Ale nie wszyscy są świadomi tego, czego naprawdę chcą. Wiele osób przychodzi do psychoterapeuty z objawami depresji i dopiero po jakimś czasie okazuje się, że chodzi o samotność. Ale i tę pustkę każdy sobie inaczej wypełnia.

Warszawa to trudne miasto dla miłości. Jesteśmy zajęci, zapracowani, niejednokrotnie Tinder to jedyna opcja, żeby kogoś poznać, by nie być samemu. Jeśli nie jesteś z Warszawy i uda ci się na studiach stworzyć swoją enklawę, możesz liczyć na to, że jak już pójdziesz do pracy, to będziesz miał się z kim spotykać.

Aż przyjaciele zaczną zakładać rodziny i mieć trochę inne priorytety niż zrobienie rekordu sprzedaży czy "reset" w weekend...

Dokładnie. W najgorszej sytuacji są ci, którym nie udaje się na studiach stworzyć żadnej enklawy. Potem trafiają do korporacji, gdzie poznają ludzi, ale nigdy nie nie nazwaliby ich przyjaciółmi. To znajomi, z którymi nie rzadko rywalizują. Stają się ludźmi, którzy walczą o przetrwanie. W każdej chwili może przyjść ktoś na ich miejsce i robić to samo za jeszcze niższą stawkę.

Na Tindera wchodzą więc osoby, które z jednej strony chcą mieć się z kim spotkać, z drugiej strony niezmiennie potrzebują przestrzeni dla siebie. I czasu na samorealizację, oderwanie myśli od tego wyścigu. Dlatego ta aplikacja tak świetnie działa. W Warszawie jest mnóstwo ludzi, którzy wieczorem nie mają co ze sobą zrobić.

Czyli z jednej strony chcą z kimś być, z drugiej nie mają na to czasu, więc Tinder spełnia ich potrzeby.

Można tak powiedzieć. Tinder gwarantuje niezobowiązujące podejście - mam z kimś "matcha", ale nie muszę się odzywać, jeśli mi się nie chce, bo jestem wyłącznie "kolekcjonerem matchy" albo po dłuższej chwili zastanowienia ta osoba jednak mi się nie podoba. Mogę udawać, że tego matcha nie zauważyłam. Tinder służy wielu jako narzędzie do testowania - np. reakcji dziewczyn. Badam, co jak działa na kobiety, co lubią, czego nie.

Mogę długo nie odpisać na wiadomość. Albo wcale...

Dokładnie. Mogę po kilku spotkaniach po prostu zniknąć i nie tłumaczyć się z tego. Wszyscy na to narzekają, wielu robi tak samo.

To przytrafiło się mojej znajomej. Bardzo długo z tego wychodziła. Ale to nie były dwie, trzy randki, ale miesiąc spotykania się.

To często zgłaszany problem. I pojawia się myśl - co jest ze mną nie tak? Co się stało, że ktoś postanowił zniknąć?

Więc te nasze spotkania są takie rozwojowo-wsparciowe. Pojawiają się i osoby, które zostały w ten sposób "porzucone", ale i te, które "porzuciły". Swoje zniknięcie tłumaczą tym, że rzuciły się w wir pracy albo gdzieś wyjechały na dłużej, albo nagle odezwał się do nich były chłopak czy dziewczyna i uznali, że to jest na ten moment lepsza opcja.

Wspólnie na spotkaniach rozmawiamy o tym, co jest savoir vivrem randkowania w sieci. Dziewczyny zastanawiają się nad tym, jak się zaprezentować, jaki dać opis, po ilu rozmowach na Tinderze mogą umówić się na spotkanie, po ilu randkach mogą pójść z kimś do łóżka. W jaki sposób mają pisać, jeśli chodzi im wyłącznie o seks, jak, jeśli szukają partnera na dłużej. Kiedy wypada kogoś zaprosić na Facebooka, czy dać komuś swój numer telefonu czy raczej nie.

W przypadku Tindera zaproszenie na Facebooka to spore zaangażowanie w relację.

Tak. Z jednej strony dzielenie się dużą ilością informacji zmniejsza anonimowość i zwiększa szanse na to, że osoba, z którą czatujemy jest autentyczna. Z drugiej to zawsze ryzyko, że ktoś obcy wie o nas bardzo dużo i może to wykorzystać przeciwko nam.

Co robią mężczyźni na spotkaniach Tinder SOS?

Chcą się dowiedzieć, czego pragną kobiety. (śmiech) Niektórzy faceci w dalszym ciągu myślą, że kobiety to jakieś dziwne istoty z obcej planety.

Nie wiedzą, czego dziewczyny oczekują. Sprawdzają czy szukają związku, czy relacji bez zobowiązań. Zastanawiają się, czy to oni mają pisać pierwsi, bo skoro teraz dziewczyny są takie wyemancypowane, to równie dobrze one mogą zrobić ten krok. Jeden z chłopaków opowiadał, jak zapętlił się z jedną z rozmówczyń w "sexting" (forma komunikacji elektronicznej, w której przekazem jest seksualnie sugestywny obraz lub treść, przyp. red.). Wcale nie miał na to specjalnej ochoty. Później okazało się, że jej również nie odpowiadała ta forma kontaktu. Z tego, co pamiętam, to on to przerwał i po prostu zaprosił ją na kawę. Po tej randce zaczęli się spotykać. Wyszło na jaw, że oboje szukali relacji romantycznej.

Strategia to jedno. Najpierw trzeba znać swój cel.

Cele są różne, można się jednak nauczyć odcyfrowywać, jakie są cele innych, a samemu wysyłać komunikaty, które nie zminimalizują szanse na nieporozumienie. Są na Tinderze tacy gawędziarze-erotomani, co lubią sobie po prostu popisać. Słyszałam historie o obcokrajowcach, którzy często jeżdżą w delegacje i z Tindera korzystają na całym świecie. Wcześniej funkcję takiej aplikacji pełniły agencje towarzyskie.

Są faceci, którymi się dziewczyny "wymieniają". Wiem o jednym, że ma naprawdę dobrą opinię na mieście. (śmiech) Są tzw. "pick up artists" - artyści wyrywacze. Wiedzą doskonale, co napisać, żeby w kilka minut mieć załatwione spotkanie na seks. Ich celem jest zabawa. To zjawisko dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

Jakie osoby przychodzą na spotkania Tinder SOS? 1,20 m w kapeluszu?

W większości przypadków to naprawdę fajne osoby. Przystojni mężczyźni, interesujące kobiety. Sama byłam zdziwiona, czego fajny facet może szukać na takim spotkaniu. Ale okazuje się, że wielu mężczyzn wciąż żyje w dużym lęku, że muszą spełniać oczekiwania kobiet. Są przystojni faceci, którzy realizują stereotyp playboya, ale są też przystojni mężczyźni, którzy są nieśmiali, introwertyczni. Szufladkowani są jako "ten, co skrzywdzi". Świat wirtualny daje im możliwość poznania kobiet. Więc chcą się nauczyć, jak się w nim poruszać.

Aspekt praktyczny spotkań mamy za sobą.

Jest jeszcze aspekt psychologiczny, czyli np. - dlaczego wciąż nie udaje mi się nikogo poznać? Piszę z 70 osobami np. od roku, więc to chyba niemożliwe, żeby wszyscy byli beznadziejni i do niczego się nie nadawali. Zastanawiamy się nad tym i szukamy odpowiedzi.

Są osoby, które są na kilku aplikacjach na raz, od lat! Ich życie odbywa się w dużej mierze w sieci. Pojawia się pytanie - czy da się jeszcze poznawać ludzi w realu? Śmieszna sytuacja - mój kolega przyznał się, że był gotowy zaprosić moją koleżankę na randkę dopiero w momencie, w którym zmatchowali się na Tinderze. Wcześniej nie miał pewności, czy się jej podoba.

Padają jakieś konkretne wskazówki ze strony psychoterapeutów na takich spotkaniach?

Są różne szkoły.  Dla niektórych klientów Tinder to sposób na pokonanie swojej niepewności. Dla innych to okazja do wiecznego uciekania i stwarzania sobie alternatywnej rzeczywistości: niby szukam związku i na dowód tego jestem na Tinderze, a w rzeczywistości odbieram sobie szansę, żeby się z kimś spotkać i być.

Rad dawać nie mogę, bardziej pokazuję jakąś realność. To, że warto być sobą. Randkowanie w sieci nie ma uniwersalnych zasad, każdy musi sobie wypracować swój własny styl. Ja osobiście jestem za autentycznością i za szczerością. Jeśli nam się coś nie podoba, to mówmy o tym. Nie ma też sensu wrzucać nie swoich fotek czy zdjęć sprzed kilku lat, kiedy doskonale wiemy, że byliśmy wtedy o 10 czy 20 kg szczuplejsi. Nie będziemy mogli mieć później pretensji do kogoś, że na nasz widok robi wielkie oczy, albo po randce usunie nas z aplikacji. Każda potwora znajdzie swego amatora. Bez względu na to, jak się zaprezentujemy, i tak może się zdarzyć, że pójdziemy na randkę i już w momencie, w którym zobaczymy kogoś w drzwiach, będziemy wiedzieć, że to po prostu nie to.

Najbliższe spotkanie Tinder SOS odbędzie się 30 maja w godz. 18-20:30 się w Instytucie Pozytywnej Seksualności. Na hasło metro cena za wejście to 50 zł zamiast 70 zł.

Więcej o: