"Od 16 lat pracujesz na kuchni i nagle przychodzi jakiś gówniarz bez matury i mówi ci, co masz robić". Poznajcie najmłodszych szefów kuchni w Warszawie

Podczas gdy inni studiują, na pamięć wkuwają grafik tygodniowych happy hours, a pytanie - co chcą robić w życiu - zaprząta ich myśli tylko wtedy, gdy dzwoni mama, oni zarządzają kuchnią w warszawskich restauracjach i planują otwarcie własnej. Jak 19-latek i 20-latka w tak młodym wieku zostali szefami kuchni w szanujących się warszawskich lokalach?

"Wyobraź sobie, że masz 16 lat doświadczenia, za sobą mnóstwo godzin ciężkiej pracy na kuchni i nagle przychodzi jakiś gówniarz bez matury, do tego z dysleksją i co chwilę cię poprawia. Nie jest łatwo przejść z tym do porządku dziennego. Dlatego w pracy najbardziej cenię sobie profesjonalizm".

Najmłodsi szefowie kuchniNajmłodsi szefowie kuchni Igor Świerczyński Igor Świerczyński

Igor Świerczyński, lat 19. Rodowity warszawiak z Ursynowa. Szczupły, bardzo wysoki. Od razu widać, że luzak - tunele w obu uszach, na ręku tatuaż "Peace and Love".

Gdybym Igora spotkała w kuchni pierwszego lepszego baru na trasie, pewnie pomyślałabym - tania siła robocza lub przypadek. Mimo że pasja do gotowania cały czas się w Igorze rodzi, a kucharzem w pewnym sensie został przez przypadek, nie można podważyć jego talentu lub zarzucić braku szacunku do swojej pracy. Uczył się go przez wiele lat.

Gdy Igor był jeszcze w gimnazjum, jego mama wyjechała z jego siostrą do Anglii. Igor dołączył do nich w ostatniej klasie. - Mieszkaliśmy w małej miejscowości w hrabstwie Kent. Tam skończyłem gimnazjum i zacząłem myśleć, co dalej. Miałem wybór - albo praca, albo szkoła. Wybrałem szkołę - mówi Igor.

Długo nie chce zdradzić, dlaczego wybrał tę o profilu gastronomicznym.  W końcu wyznaje - przez kobiety. - Jest stereotyp, że facet ma dwie lewe ręce i dobrze, jak chociaż jajecznicę umie zrobić - śmieje się. - Postanowiłem nauczyć się tę przysłowiową jajecznicę przyrządzać - mówi Igor.

Spodobało ci się? Polub nas

W szkole wytrzymał rok. - Byłem typem rozrabiaki. Przeszkadzałem na zajęciach, popisywałem się. Po roku postawiono mi ultimatum - albo mi zależy i zaczynam się zachowywać, albo to koniec mojej przygody ze szkołą gastronomiczną. Szkoła była fajna, ale jakoś nie ptorafiłem się jeszcze wtedy ogarnąć. Odebrałem certyfikat i pożegnałem się z nią na zawsze - zwierza się Igor.

Rzucenie szkoły wiązało się z przymusem rozpoczęcia pracy. Igor musiał zaprzyjaźnić się ze zmywakiem. - Trafiłem do amerykańskiej restauracji. Przez pierwsze dwa miesiące dawali mi najgorszą robotę. Zmywałem, obierałem i kroiłem warzywa. Jakiś czas nosiłem talerze, ciężko to nawet nazwać kelnerką. Któregoś dnia pokłóciłem się z szefem kuchni, wskutek czego jego wyrzucili, a mnie awansowali na kucharza. Amerykańska kuchnia jest dość prosta. Najważniejsze to nauczyć się odpowiednio smażyć mięso - mówi.

Przez kilka miesięcy Igor pracował sześć dni w tygodniu po 10 godzin na dobę. - Miałem wolne tylko wtorki. Więc jak przez tydzień zarobiłem 220 funtów, to we wtorek wszystko wydawałem - śmieje się. W pewnym momencie uznał, że czas wracać do Polski. - Tęskniłem za znajomymi, Ursynowem. Stwierdziłem, że potrafię już na tyle dużo, że spokojnie poradzę sobie w Polsce. U nas nikogo nie interesuje, co potrafisz, wystarczy, że byłeś zagranicą - mówi.

W Polsce na początku trafił do hotelu Ibis, gdzie pracował jako kelner. - Po miesiącu mnie wyrzucili, bo wziąłem dyszkę napiwku, która podobno nie była moja i nie stawiłem się na spotkanie pracownicze. Ale nie żałowałem. Wstydziłem się tej pracy, tandetnych czerwonych koszul, które musiałem nosić. I kazali mi wyciągać w pracy kolczyki - opowiada.

Kolejnym przystankiem była Enoteka na Długiej, która została wkrótce przeniesiona na Stare Miasto. - W drugiej lokalizacji już mnie nie zatrudniono. Nie dziwię się szefowi. Wtedy jeszcze miałem złe podejście. Nie rozumiałem, że to poważne zajęcie oraz, że praca należy się osobom , które są wdzięczne, a nie dzieciakom, z którymi trzeba się użerać. Potem miałem krótki epizod w Kucharek Sześć na Imielinie i w końcu kucharz z Winiarni ŻuŻu zapytał, czy nie przyjdę na dzień próbny na Kazimierzowską. I tam już zostałem - mówi Igor.

Igor przez pierwsze cztery miesiące stresował się, że straci pracę. - Chyba po prostu zaczęło mi zależeć - mówi. Zdobył zaufanie managerki, kucharzy i szefa kuchni. Gdy inni odchodzili, on zostawał. - Było tak, że przez jakiś czas pracowałem całkiem sam. Śmiesznie było. Ale poradziłem sobie, czuję że mnie tu doceniają - opowiada Igor. Mimo że nie nazywa się szefem kuchni, to właśnie do niego należy ostatnie słowo w kwestii przygotowania menu. - Lubię jedzenie w ŻuŻu, nie jest bardzo skomplikowane - mają być dobre makarony, mięso i kotlet schabowy na lunch - to ludzie wciąż chcą jeść najbardziej

Jaki ma cel? - Na pewno nie chcę do końca życia robić kotletów schabowych! - śmieje się. - W wieku 26-27 lat chciałbym mieć własną restaurację, może nawet sieć - mówi. Na pewno nie otworzy jej jednak w Polsce. - To finansowe samobójstwo - twierdzi. - Myślę, że pierwsza będzie w Anglii. Mimo konkurencji, tam jest bez porównania łatwiej. Ludzie mają więcej pieniędzy, częściej stołują się na mieście. Polska to wciąż bardzo biedny kraj.

"W wieku 18 lat zdecydowałam, w którym kierunku chcę zmierzać. Nie chcę tracić czasu na szkoły gastronomiczne, wolę praktykę. Mam swój własny zespół, który pójdzie za mną wszędzie. Zbudowałam go w dwa tygodnie. Odpowiedź na pytanie, gdzie się widzę za pięć lat znam od dawna".

Najmłodsi szefowie kuchniNajmłodsi szefowie kuchni materiały prasowe materiały prasowe

Czego spodziewać się po córce coachów, która od 6 roku życia tańczyła w Teatrze Buffo, w wieku 18 lat brała udział w programie telewizyjnym Hell's Kitchen, w wieku 19 lat pracowała u boku jednego z najwybitniejszych polskich szefów kuchni - Marcina Przybysza z restauracji Belvedere, a w wieku 20 lat sama została szefową kuchni w jednej z warszawskich winiarni? Na pewno dużo energii.

Taka jest właśnie Agata Gawrońska. O kilkadziesiąt (!) lat młodsza, blond wersja Nigelli Lawson czarować potrafi nie tylko w kuchni. Mimo że szefową kuchni jest od zaledwie miesiąca, sprawia wrażenie, jakby branżę gastronomiczną znała od podszewki. Jak 20-latka zdobyła zaufanie właścicieli winiarni Wino i Friends?

- Myśleli, że jestem co najmniej na etapie magisterki - śmieje się Agata. W przeciwieństwie do Igora, Agata doświadczenia nie zdobywała zagranicą. Wyjazd na Zachód ma dopiero w planach. - Przez całe życie zajmowałam się różnymi rzeczami - tańczyłam w Teatrze Buffo, pisałam o modzie, pracowałam w rodzinnej firmie cateringowej, a obecnie studiuję germanistykę. W wieku 18 lat podjęłam jednak decyzję - swoją przyszłość chcę związać z gotowaniem - wyznaje Agata.

Jak sama przyznaje, do garów garnęła się od zawsze. - Wzorem była dla mnie mama - typowa kura domowa, która dodatkowo realizowała się w pracy zawodowej - mówi Agata. - Dogadzanie innym w kuchni mam więc w genach - śmieje się.

Przełom w życiu Agaty nastąpił w momencie, w którym zdecydowała się na udział w programie telewizyjnym Hell's Kitchen. - Któregoś wieczoru mojego ówczesnego chłopaka olśniło - Agata, powinnaś pójść do programu telewizyjnego! Popukałam się w głowę. Chyba tylko dlatego, że byłam wtedy chora i miałam wysoką gorączkę, postanowiłam aplikować. Kilka stron moich wynurzeń zadziałało. Dostałam się do programu. Teraz wiem, że byłam idealną kandydatką. Wyjątkowo młoda, energiczna, wesoła, gadatliwa i jak na swój wiek - twarda - mówi.

Agata wspomina, jak musiała w minutę zrobić danie z jajek, żeby przekonać do siebie decydentów. - Gdy przygotowywałam jajecznicę, zarzucano mnie różnymi pytaniami. To był test na działanie w sytuacji stresowej - mówi. W programie doszła bardzo daleko, ale, jak przyznaje, w pewnym momencie miała dość. - To największa przygoda mojego życia. Z drugiej strony, jak wspominam ten okres, zaczynam się trząść. Kilka tygodni w całkowitym zamknięciu, bez zegarka i telefonu komórkowego, bez bliskich oraz wśród ludzi, którym zależy na twojej przegranej, to ciężka próba. Z ulgą stamtąd wyszłam - zwierza się.

Program otworzył Agacie nowe drzwi. Poznała ludzi, zdobyła doświadczenie. - Najbardziej cenię znajomość z Jakubem Korczakiem, który pokazał mi, jak funkcjonuje branża gastronomiczna. Z czasem zamarzyła mi się praca w restauracji Belvedere. Zgłosiłam się i znów się udało. Szybko awansowałam i zaczęłam pracować u boku Marcina Przybysza, tworząc menu a la carte - opowiada. W między czasie pracowała jeszcze w restauracji Lif na Mokotowie, aż w końcu, otrzymała propozycję pracy od właścicieli Wino i Friends - opowiada.

Mimo że winiarnia przy Dworcu Gdańskim to nie Belvedere, Agata jest tutaj panią w swojej kuchni. - Mam własny zespół, całą kartę tworzę sama. Mimo że jeden z kucharzy ma 41 lat, nie ma problemu z tym, że polecenia wydaje mu 20-letnia dziewczyna. - Poszedłby za mną wszędzie - przekonuje. Kuchnia w Wino i Friends duża nie jest, podobnie jak karta dań. Agata dopiero wije tutaj swoje gniazdko, sprawdza, jakie dania najlepiej sprawdzą się w tej lokalizacji, atmosferze i gabarytach.

Plany na przyszłość? Oczywiście bardzo konkretne. - Mój cel to osiągnąć poczucie bezpieczeństwa. Tylko własne miejsce mi to zapewni. Chciałabym otworzyć restaurację w Szwajcarii. Już tam mieszkałam w ramach wymiany w gimnazjum, dobrze znam niemiecki - mówi. Jak będzie wyglądała jej własna restauracja?

- Mój styl cały czas się krystalizuje. Ale na pewno nie będą to białe obrusy i piękne kieliszki. Wiem jedno - chcę stawiać na nasze polskie, lokalne produkty. Mieszkając pod Warszawą przyzwyczaiłam się, że jem to, co spadnie z drzewa lub, co można kupić u sąsiadki prowadzącej mały sklep. Po co mam przyrządzać ośmiornicę, skoro w Polsce jej nie znajdę?

Agaty życie wydaje się pasmem sukcesów. Tylko nieliczne poparzenia na rękach zdradzają trud, jaki wkłada w swoją pracę. - Nie tylko wydaję polecenia, jak trzeba sama chwytam za obierak - przekonuje. Agata pracuje w ciągu tygodnia od 11:00 do 19:30 (jak trzeba to do 22:00), w weekendy studiuje (czasem zrywa się z lekcji i biegnie do restauracji), a wieczorami marzy tylko o tym, żeby przytulić się do poduszki i przeczytać kilka stron książki.

Wkrótce będzie miała jeszcze mniej czasu, bo zakłada własny kanał kulinarny na YouTubie. - Moja doba jest chyba wydłużona - śmieje się. - Ale przyznaję, brakuje mi czasu dla siebie. Gdy muszę decydować, z kim go spędzę, wybieram jednak rodzinę, nie znajomych. Dużo osób się ode mnie odwróciło, bo nie mam czasu na kawkowanie i jestem dość monotematyczna. Ale niczego nie żałuję. Chyba tylko tego, że nie mogę znaleźć chłopaka. Jak tylko ktoś odkrywa, że mam aż takie ambicje, od razu ucieka.

Próbowałam spotkać się z jeszcze jedną wyjątkowo młodziutką (23-letnią) szefową kuchni w restauracji Miłość - Sandrą Kotowicz, która brała udział w programie Top Chef. Okazało się jednak, że Sandra postanowiła diametralnie zmienić swoje życie. Napisała nam w wiadomości: "Zakończyłam współpracę z lokalem Miłość. W sumie wszystkie dotychczasowe plany uległy zmianie i przeprowadzam się na wyspę Samoa, gdzie będę Sous Chefem w restauracji Flying Fish". Życzymy Sandrze powodzenia.

Przepis na ulubione danie Igora Świerczyńskiego:

Najmłodsi szefowie kuchniNajmłodsi szefowie kuchni Igor Świerczyński Igor Świerczyński

Risotto z koprem włoskim i małżami św. Jakuba:

1/3 kopru włoskiego pokrojoną w paseczki podsmażyć. Przygotować ryż arborio, dodać do kopru. Do tego trochę śmietanki 30%, sera koziego do smaku, soli, pieprzu i odrobinę masła. W między czasie podsmażyć 3 małże na złocisty kolor na innej patelni. Risotto na talerzu obsypać prażonymi płatkami migdałów, dodać małże i trochę skórki z cytrusów.

Przepis na ulubione danie Agaty - Creme Brulee

Najmłodsi szefowie kuchniNajmłodsi szefowie kuchni materiały prasowe materiały prasowe

12 żółtek

1 l śmietany 36%

Krople Ekstraktu waniliowej albo dwie laski wanilii

Cukier (do smaku)

Oddzielamy żółtka od białek.

Litr śmietany gotujemy do wrzenia, dodajemy cukru do smaku oraz wyciągnięty miąższ z dwóch lasek wanilii jak i ich pozostałości. Mieszamy tak długo aż cukier sie rozpuści. Następnie przecedzamy.

Wolnym strumieniem wlewamy letni płyn śmietanowy do oddzielonych żółtek energicznie mieszając. Piekarnik nagrzewamy do 100 stopni Celsjusza. W foremki wlewamy masę i pieczemy ok 45 minut. Ciepły krem studzimy przed podaniem posypujemy brązowym cukrem i karmelizujemy za pomocą palnika cukierniczego. Z pozostałych białek polecam zrobić bezy, nic nie może się zmarnować.

Więcej o: